Zarys fabuły jest tyleż prosty, co intrygujący – młody książę, mający wkrótce przejąć tron z rąk nieuleczalnie chorego i gasnącego z każdym dniem ojca, zostaje niespodziewanie otruty. Jego zaprzysiężony ochroniarz łączy siły z miejscową zielarką i perfumiarką, by razem odkryć recepturę antidotum i przyrządzić je, nim niedoszły władca wyda ostatnie tchnienie. Zegar tyka, a dwójka protagonistów musi prędko znaleźć wspólny język i nauczyć się wzajemnego zaufania, ponieważ nikt inny nie może im pomóc.
Opowieść na dwa głosy
Jak wspomniałem na samym początku, historia jest dość kameralna, a to za sprawą ograniczonej liczby istotnych dla fabuły bohaterów. Tych wymienianych z imienia i pojawiających się w więcej niż jednej scenie można w zasadzie zliczyć na palcach obu rąk, natomiast protagonistów, z perspektywy których będziemy oglądać świat przedstawiony, jest dokładnie dwójka. Punkt widzenia przeskakuje pomiędzy nimi stosunkowo często, zwłaszcza w bliższych końcowi fragmentach książki.
Najpierw poznajemy Rakel, wiejską dziewczynę opiekującą się śmiertelnie chorym ojcem-weteranem. Mężczyznę toczy najcięższa przypadłość znana cesarstwu, zwana oficjalnie Schorzeniem, a potocznie – Zgnilizną. Jej pochodzenie i dokładne zasady działania pozostają tajemnicą, wiadome jest jednak, iż wywołuje ona rozkład tkanek zarażonego, najczęściej zajmując najpierw którąś z kończyn, a później rozchodząc się na resztę ciała, co prowadzi do zgonu, a przy tym potrafi być zaraźliwa. Choć jest nieuleczalna, istnieją sposoby spowalniania jej rozwoju i tym samym wydłużania życia pacjentów, lecz są one kosztowne. Co za tym idzie, Rakel żyje ubogo i za wszelką cenę stara się zdobywać pieniądze na kolejne porcje leku dla ojca. W momencie rozpoczęcia akcji dziewczyna upatruje swojej jedynej nadziei w karierze profesjonalnego miejskiego perfumiarza. Normalnie taki zawód byłby poza zasięgiem prostej wieśniaczki, ale nasza bohaterka posiada ogromny talent do zielarstwa i rozpoznawania zapachów, a przy tym dysponuje doświadczeniem nabytym podczas zbierania składników i wytwarzania olejków dla handlarzy i perfumiarzy, którzy skłonni są kupować je od niej poza oficjalnym, opodatkowanym obiegiem.
Drugim protagonistą jest zaś Ashradinoran – czy też po prostu Ash, jak sam woli być nazywany – zaprzysiężona Tarcza księcia Nisaia, czyli jego zaufany towarzysz i osobisty strażnik, gotów oddać życie dla obrony swego władcy. Doskonale wyćwiczonego wojownika łączy z księciem szczera i głęboka przyjaźń, a ich losy pozostają związane, odkąd mieszkający podówczas w slumsach kilkuletni Ash ocalił zbłąkanego następcę tronu przed próbą porwania, zabijając w niewyjaśniony sposób trójkę sekciarzy, znanych w biednej dzielnicy z polowania na samotne dzieci.
Z początku ów dwugłos działa zupełnie dobrze, prezentując nam wyraźnie różne sposoby patrzenia na świat, a przy tym dając możliwość śledzenia wydarzeń w dwóch odrębnych miejscach i grupach społecznych. Rakel jest naszą plebejską przewodniczką po realiach i intrygach prowincjonalnego Aphorai, która ostatecznie trafia w pobliże Nisaia w wyniku serii nieprawdopodobnych i niezbyt fortunnych zdarzeń, Ash natomiast stale towarzyszy księciu, dzięki czemu oglądamy jego oczami pałac w stolicy cesarstwa i dowiadujemy się tego i owego o życiu wyższych sfer, takich jak szlachta czy uczeni.
Kiedy jednak ich losy splatają się już na dobre, przeskakująca perspektywa traci na znaczeniu. Przez cały czas śledzimy ten sam ciąg wydarzeń, a przemyślenia i reakcje obojga nie wydają się znacząco różnić od siebie nawzajem. Ciągłe „przekazywanie pałeczki” ma raczej na celu głównie prowadzenie dalszej ekspozycji przeszłości i charakteru każdego z nich, bez konieczności czynienia tego w dialogu, który wydawałby się wymuszony i nienaturalny – wszak rzadko opowiadamy historię całego swojego życia osobie poznanej kilka dni czy tygodni wcześniej. Oprócz tego obserwujemy też pogłębiającą się relację Rakel i Asha, zastanawiając się, w jakim kierunku się ostatecznie rozwinie, a narracja utrzymana w tej konwencji pozwala nam zapoznawać się z ich uczuciami i myślami na temat drugiej osoby, nawet gdy nie są jeszcze gotowi się nimi ze sobą podzielić. W wielu momentach jednak te zmiany perspektywy wydają się zbędne i podyktowane raczej odgórnym założeniem, że nie pozwalamy czytelnikowi pozostawać zbyt długo w głowie jednej postaci, niż realną koniecznością.
Kultura wyczulonych nosów
Jak sygnalizuje nam już tytuł powieści wraz z opisem na jej odwrocie, w świecie Shadowscent zapachy odgrywają niebagatelną rolę, znacznie istotniejszą, niż ma to miejsce w rzeczywistości. Dowiadujemy się tego już w pierwszych rozdziałach – Rakel pragnie zostać perfumiarką, widząc w tym zawodzie szansę na wspięcie się po drabinie społecznej i zabezpieczenie źródła stałych, wysokich dochodów. Zmysł powonienia przydaje jej się na każdym kroku: dzięki niemu bezbłędnie rozpoznaje składniki wszelkich substancji, od kosmetyków po leki, maści i napoje; wie, jakiej kompozycji użyć, by skutecznie zamaskować w domu fetor choroby ojca; w mieście potrafi się w ten sposób zorientować, który kramarz sprzedaje rzeczy o wyższej jakości albo kto należy do wyższych sfer. Odpowiedni dobór kadzideł jest konieczny nie tylko w przypadku obrzędów religijnych, ale wręcz codziennej etykiety – np. służba pałacowa musi potrafić je wybrać na podstawie charakteru przyjmowanych w danym momencie gości, a duża pomyłka na tym gruncie może stanowić poważne faux pas.
Podobne informacje płyną też ze wstępnych fragmentów należących do Asha. Prędko przekonamy się choćby, iż każdy z bogów czczonych w cesarstwie posiada własną kompozycję zapachową, oddającą jego istotę, a wyznawcy przywiązani szczególnie do któregoś z nich mają w zwyczaju uwzględniać w swojej odzieży specjalny pasek materiału, skropiony właśnie tą mieszanką. Najbardziej gorliwi wierni – czyli na przykład sam Ash – noszą nawet przy sobie splot wielu takich pasków, z których każdy nosi aromat innego bóstwa.
Również w trakcie podróży Asha i Nisaia do Aphorai dowiemy się na przykład, iż przyłączając się do grupy pielgrzymów obaj są w stanie rozpoznać tych wysoko urodzonych właśnie po wyszukanych perfumach, nawet w tłumie identycznie ubranych i ostrzyżonych ludzi. Z kolei inna scena zdradzi nam, iż czuły nos przydaje się nawet w szemranych spelunkach miast, gdzie miejscowi hazardziści grają w specyficzny wariant rosyjskiej ruletki, polegający na wypijaniu jednej z kilku czarek napełnionych nieznanymi płynami, rozpoznawanymi wyłącznie po ich woni, ze świadomością, że przynajmniej jedna z nich zawiera śmiertelną truciznę.
Inne myśli, inny język
Szczególnie ciekawym – a często też zabawnym – aspektem powieści jest sam sposób myślenia mieszkańców tego świata, jak również język, którym się posługują, oba nierozerwalnie związane z zapachami. Już pierwsze zdania zdradzają nam, iż Rakel w dużej mierze postrzega otoczenie… nosem. Nawet gdy chodzi o rozpoznawanie konkretnych osób, dziewczyna nie skupia się szczególnie na ich posturze, kolorze włosów lub innych wrażeniach wizualnych, co to, to nie. Większy priorytet ma fakt, iż ojciec nosi obecnie woń choroby oraz bergamotki stosowanej do jego maskowania i odstraszania owadów, natomiast przyjaciel z dzieciństwa, Barden, pachnie zawsze tymiankiem, olejkiem bursztynowym i potem. Podobnie rozróżnia ona także miejsca – dom to dym z kuchennych palenisk, pustynna róża i świeże, wiejskie powietrze zza okna, zaś Aphorai to mieszanka suszonych owoców z targowisk, niedomytych ciał oraz gnijących i jełczejących odpadków.
Taki sposób postrzegania rzeczywistości – jak to bywa i w prawdziwym świecie – odbija się także na konstrukcji języka. Autorka przyznaje się w posłowiu, iż podczas tworzenia mowy skoncentrowanej właśnie wokół zmysłu powonienia korzystała z pomocy doktor lingwistyki, Lauren Gawne. I był to strzał w dziesiątkę! Liczne związki frazeologiczne, przysłowia i powiedzonka funkcjonujące w cesarstwie Aramteshu odnoszą się do konkretnych aromatów, ale też do nosa, kadzideł, perfum oraz innych rzeczy i zjawisk powiązanych z zapachami. Analogicznie również wyzwiska i przekleństwa oparte są na brzydkich woniach lub substancjach, które takowe wydzielają. W pieszczotliwej kpinie nie nazwiemy więc kogoś głupkiem, ale „smrodkiem”, a gdy w przypływie emocji zechcemy rzucić mięsem, okrzyk będzie brzmiał „och, na ohydny fetor!” albo „smród na śmierdzącym kiju!”. To zdecydowanie nadaje uniwersum Shadowscent kolorytu i pozwala jeszcze bardziej uwiarygodnić specyficzną kulturę tego egzotycznego kraju.
Mapę! Królestwo za mapę!
A skoro już o kraju mowa, bardzo ubolewam nad tym, iż powieść nie zawiera mapy Aramteshu, za nic mając tradycje serii fantastycznych. Byłaby ona tutaj bardzo użyteczna, w swojej wyprawie Ashowi i Rakel przychodzi bowiem odwiedzić wszystkie prowincje cesarstwa. Niestety wizyty te są krótkie, a opisy podróży bywają pobieżne i nieprecyzyjne, przez co bardzo trudno jest wyobrazić sobie pokonywane odległości oraz wzajemne położenie różnych miejsc względem siebie. Niekiedy wręcz pewne szczegóły wydają się ze sobą sprzeczne, jak choćby fakt, iż przemieszczenie się bohaterów z pustyń otaczających Aphorai do okolic gór Hagmiru trwa zaledwie kilka dni konnej jazdy, na miejscu zaś dowiadujemy się, iż Rakel doznaje szoku kulturowego, widząc liczne domy zbudowane z drewna, które w jej rodzinnych stronach jest towarem luksusowym. Odległość kilku dni drogi to chyba zbyt mało, by tak drastycznie wpłynąć na wartość tego rodzaju towaru, nie sądzicie?
Jako że Kwiat Mroku jest jedynie pierwszą częścią serii (druga została już nawet wydana, choć jak na razie nie w Polsce), liczę, że taka mapa być może pojawi się w przyszłości, a jeśli nawet nie, to przynajmniej geografia świata zostanie dokładniej zarysowana w samym tekście. Kolejnego tomu będę zresztą wypatrywał, ponieważ Shadowscent jest przyjemną, nieskomplikowaną i oryginalną opowieścią, którą czyta się lekko i szybko. W dodatku balansuje ona na granicy między kategorią young adult a standardem „dorosłej” powieści fantasy, dzięki czemu powinna okazać się przystępna dla czytelników o niemal każdym wieku i guście.