Podróż do lat dziecięcych
Dla mnie jest to tytuł przepełniony sentymentem. Wyobrażam sobie tę kolejny raz przewijaną kasetę VHS, robiłam to tyle razy, że taśma była naruszona – ach te charakterystyczne paski na ekranie telewizora. Nochal i Baryła (pomagierzy Cruelli) jechali, by ukraść szczeniaki praktycznie codziennie w tych samych godzinach. A później doszło do tego oglądanie kolejnych produkcji z dalmatyńczykami, czy to filmów aktorskich, czy animacji.
Cruelli było i będzie wiele
W 1956 roku Dodie Smith opublikowała powieść dla dzieci 101 dalmatyńczyków (org. The Hundred and One Dalmatians). Na jej podstawie, w roku 1961 Disney stworzył film o tym samym tytule – komiks jest jego adaptacją. Ekranizacja to jedna z lepszych produkcji wytwórni – szczególnie jeśli patrzymy na te debiutujące do roku 1989 – aż do Małej Syrenki. Tutaj Cruella jest bezwzględna i niebezpieczna, nie liczy się ze zdaniem innych i dąży po trupach do celu. Przypominając sobie poszczególne sceny, można domniemywać, że była szalona. Inną wersję postaci poznaliśmy w najnowszej produkcji animowanej, czyli w Ulicy Dalmatyńczyków 101 z 2019 roku. Antagonistka jest bardziej szalona, tym razem idzie za tym przebiegłość, doświadczenie i doskonały zmysł planowania. Ponadto aplikuje sobie dziwne specyfiki utrzymujące ją w „dobrej kondycji”.. W ostatniej produkcji Disneya – Cruella, tytułową rolę zagrała Emma Stone, pokazując na ekranie zupełnie odmienną osobę – kwestionującą bycie negatywną postacią. Cruella z komiksu teoretycznie to wciąż ta sama osoba, a jednak straciła na swojej „złowieszczości”. Lekceważy innych, jej plany są bezsensowne, nie jest intrygantką, właściwie od razu wiadomo, o co jej chodzi. Staje się cieniem siebie samej.
Różnice w imionach bohaterów
Porównując kolejne strony komiksu oraz sceny z filmu animowanego, można od razu zauważyć, że komiks bazuje właśnie na nim, starając się wiernie go odwzorować. Istnieją jednak pewne różnice już w zakresie imion, które noszą bohaterowie. W powieści główni bohaterowie to Pongo i Mimi, w angielskim wydaniu Pongo i Missis, chociaż w książce pojawia się również suczka o imieniu Perdita (dosł. zagubiona, stracona). W oryginalnej wersji filmu animowanego psi rodzice nazywali się Pongo i Perdita. W polskim dubbingu, podobnie jak w komiksie, imię bohaterki zostało zmienione – Czika. A właściciel psów miał na imię Roger – w naszej rodzimej mowie Robert. Ponadto polscy Nochal i Baryła to Jasper i Horacy. Komiks opiera się zatem, pod względem imion bohaterów, na polskiej wersji filmu animowanego.
Czego nie było?
Za punkt odniesienia biorę tutaj zatem film animowany wytwórni Walta Disneya 101 dalmatyńczyków z 1961 roku. W porównaniu do animacji mnóstwo scen zostało w komiksie usuniętych. Po pierwsze nie ma istotnego dla fabuły momentu, gdy w burzową noc rodzi się piętnasty szczeniak. Wydaje się, że umarł, jednak udaje mu się przeżyć. Bardzo smutny moment, ale wszystko kończy się dobrze. Robert się nie poddaje i udaje mu się uratować pieska, który dostaje imię Szczęściarz. Druga istotna scena, której nie było w komiksie – Nochal i Baryła włamujący się do domu, obezwładniający Nianię i zamykający ją w komórce, a później rozpacz – po powrocie do domu psów i właścicieli. Również pościg Cruelli za szczeniakami został znacznie skrócony – brak „zbliżenia” na jej szalony wyraz twarzy i oczy zmieniające kolor.
I całkowicie ten zabieg rozumiem. Oglądając film nie tak dawno temu, pomyślałam sobie, że dla małego dziecka jest taki smutny, brutalny i mało kolorowy. Możliwe, że te elementy właśnie dlatego nie znalazły się w komiksie.
Ogólne wrażenie – jestem na tak
Patrząc przez pryzmat wyciętych scen, z pewnością jest to tytuł skierowany do młodszych czytelników. Co dodatkowo uwydatnia się w kwestiach wypowiadanych przez bohaterów – dialogi są proste, brak w nich trudnych wyrazów, znacznie ograniczono wyzwiska. Starszemu miłośnikowi komiksów, temu, który chciałby poczuć nutę nostalgii, będzie przeszkadzać wiele rzeczy, szczególnie jeśli dobrze pamięta fabułę filmu. W dużej mierze panele pokrywają się ze scenami z animacji. W komiksie mamy zdecydowanie więcej kolorowych kadrów, same barwy są też bardziej wyraziste, wprowadzono także ostre kontury – szczególnie widoczne na twarzach bohaterów. Tymczasem produkcja z 1961 roku charakteryzowała się lekką, wręcz momentami rozmytą kreską, jakby namalowano ją akwarelami, zaś barwy były przygaszone. Komiks wydano w cienkiej oprawie. Prócz samej historii otrzymujemy opisy bohaterów i galerię zdjęć. Odniosłam wrażenie, że panele są dość sztywne i ciasno skupione.
Historię oceniam jako zgodną i spójną z tą, którą zawarto w filmie animowanym. Ilustracje są ładne i dobrze wykonane. Choć nie została wydana w twardej oprawie, to jest ona sztywna, wygodna w czytaniu i ładnie prezentuje się na półce.
Na lekturę zdecydować powinni się czytelnicy, którzy chcą odświeżyć sobie tę klasyczną opowieść albo pierwszy raz mają z nią styczność, ale wolą zdecydowanie bardziej radosne wersje wydarzeń i szybszą akcję. Film to produkcja nieco przygnębiająca, szczególnie dla młodszych dzieci.