Od Sasa do lasa
Ktoś, kto będzie cię kochał w całej twej nędznej glorii (długi tytuł, uff) to zbiór 18 opowiadań zróżnicowanych zarówno pod kątem objętości (najkrótsze liczy sobie bowiem zaledwie półtorej strony, najdłuższe – około 50), jak i struktury. Bob-Waksberg przeplata tradycyjną narrację z formami nieco bardziej eksperymentalnymi; czytelnik znajdzie wśród szkiców chociażby strumienie świadomości (przywodzące na myśl monologi, z których słynęli antropomorficzni bohaterowie serialu BoJack Horseman, którego twórcą jest autor), poemat, przewodnik turystyczny czy też kompilację krótkich – jednozdaniowych – historii.
Wyobraźnia autora wydaje się nie mieć granic. Choć część opowiadań jest mocno ugruntowana w „naszej” rzeczywistości, gdy Bob-Waksberg odpływa – odpływa na całego. Czy jest to relacja napisana z perspektywy czworonożnego pupila (Rufus), perypetie zespołu rockowego z supermocami – z niewielkim twistem (Wschodzące Gwiazdy), podróżującego między wymiarami naukowca (My, uczeni mężowie), czy też opis przygotowań do bardzo, bardzo dziwacznego rytuału zaślubin (Przenajświętsza i najpomyślniejsza uroczystość), autor niezmiennie zaskakuje wszechstronnością. Ani na chwilę nie traci przy tym psychologicznego zacięcia i wyczulenia na ludzką emocjonalność, nawet w najbardziej absurdalnych sytuacjach znajdując ten charakterystyczny, słodko-gorzki pierwiastek.
Co skrywa pęknięta skorupka
Mimo ogromnej dozy surrealizmu i nieprawdopodobieństwa wielu wykreowanych przez Bob-Waksberga okoliczności, jedno pozostaje nienaruszone – konsekwentna uniwersalność przekazu. A to dzięki bardzo sprytnemu zabiegowi autora. Narratorzy poszczególnych szkiców są na tyle niedookreśleni, a sytuacje, w jakich się znaleźli – na tyle nam wszystkim bliskie, że aż proszą się o dopełnienie ich „rysopisu” osobistymi doświadczeniami czytelnika. To sprytny trik, dzięki któremu bardzo łatwo jest się nam utożsamić z głównymi bohaterami. Co innego postacie otaczające skromnych „opowiadaczy”. Tu z kolei mamy do czynienia z plejadą barwnych, wyrazistych indywiduów, naznaczonych powszechnymi w dzisiejszych czasach ekscentryzmami i neurozami. Nie powinno to zaskakiwać nikogo, kto miał już okazję zetknąć się z jego wcześniejszą twórczością – wszak nieraz miał już okazję udowodnić, że posiada ogromny talent do budowania intrygującego drugiego, a nawet trzeciego planu swoich historii.
Nie sposób przy tym nie zauważyć, że w przypadku epickiej twórczości Bob-Waksberg lepiej sprawdza się w krótszych, skondensowanych formach. W przypadku dłuższych opowiadań, choć dalej czyta się je z przyjemnością, ładunek emocjonalny wydaje się nieco rozmywać. Wiąże się to również z polskim wydaniem. Monika Skowron podjęła się bardzo trudnego zadania przetłumaczenia barwnego języka pełnego neologizmów, idiomów i hermetycznych gier słownych – treści często wręcz nieprzetłumaczalnych. Dlatego też momentami tłumaczenie wydaje się nieco toporne (od tytułu samego tomiku i poszczególnych opowiadań począwszy), a i korekta nie ustrzegła się pewnych chochlików, głównie literówek.
Słodki krem, gorzki biszkopt
Przez książkę można przebrnąć jednym tchem – opowiadania są błyskotliwe i nietuzinkowe, a przez samą narrację się płynie. Sądzę jednak, że warto sobie tę przyjemność dawkować. Mimo że całość podlana jest gęstym sosem z czarnego humoru i okadzona oparami surrealizmu, autor uderza czasem w mocno ckliwe tony – szkoda byłoby nabawić się próchnicy od nadmiaru tej słodyczy.