Remaki i rebooty to domena nie tylko świata filmów i gier. Te zabiegi stosowane są również w komiksach. W Marvelu, który posiada przecież liczne uniwersa, są one wręcz na porządku dziennym. Tym razem twórcy postanowili odnowić dla nas serię X-Men.
Lekcja historii
Grupa mutantów, znana jako X-Men, została stworzona przez Stana Lee i Jacka Kirby’ego. Debiutowali oni we wrześniu 1963 roku. Początkowo do drużyny należeli Cyclops, Jean Grey (działająca wówczas pod pseudonimem Marvel Girl), Bestia, Iceman i Angel. Zespołem kierował oczywiście Charles Xavier. Po wydaniu 66 numerów seria została wstrzymana i ponownie wróciła na rynek w 1970 roku. Wówczas do ekipy prowadzonej przez Profesora X dołączyli Wolverine, Storm, Colossus, Nightcrawler, Banshee, Sunfire i Thunderbird. Przez kolejne lata skład zmieniał się, poznawaliśmy coraz to nowe postaci. Niektóre z nich przychodziły i szybko znikały, inne na stałe zapisywały się na kartach komiksów. Wśród tych drugich wspomnieć należy chociażby Rogue, Gambita, Jubilee czy Psylocke. Homo superior szybko zyskali także uznanie czytelników, a liczba ich fanów stale rosła. Z czasem doczekaliśmy się także seriali animowanych, filmów, gier czy książek opowiadających o losach mutantów. Oni sami zaatakowali także rynek pod postacią maskotek, breloczków, figurek, a ich podobizny zaczęły zdobić koszulki oraz bluzy. Już niebawem ma też nadejść długo wyczekiwana chwila, kiedy X-Meni staną się częścią MCU. Na razie Egmont wypuścił na polski rynek zeszyt Ultimate X-Men, w którym opowiedziana została historia zespołu z Ziemi-1610 i pierwotnie ukazał się w roku 2001. Warto tutaj dodać, że rok wcześniej komiks Ultimate Spider-Man rozpoczął całą serię Ultimate, a przygody mutantów ze wspomnianego uniwersum mogliśmy poznać w naszym kraju w roku 2004 dzięki Dobremu Komiksowi.
Wbrew przeciwnościom
Fabuła komiksu Ultimate X-Men opowiada o czasie, gdy na Ziemi pojawia się coraz więcej mutantów – ludzi obdarzonych niezwykłymi mocami. W obawie przed nimi rząd, za namową zwykłych obywateli, buduje Sentinele, roboty potrafiące wykryć gen X i mające za zadanie likwidację osoby nim obdarzonej. Tymczasem Magneto tworzy Bractwo Mutantów, organizację zrzeszającą homo superior i chcącą przejąć władzę nad światem. Aby zapobiec wyniszczającej wojnie, Charles Xavier zbiera grupę X-Men, na którą składają się Cyclops, Jean Grey, Storm, Bestia, Colossus, Iceman oraz Wolverine. To właśnie oni mają stać się superbohaterami ratującymi przyszłość Ziemi. Szybko jednak okazuje się, że nawet jeśli prezydent Stanów Zjednoczonych zrozumie, że między obiema rasami może panować pokój, to nie każdy będzie podzielał jego zdanie. S.H.I.E.L.D. zamierza w tajemnicy stworzyć z mutantów superżołnierzy wykonujących każde ich polecenie, a bezwzględny pułkownik Wraith chętnie podejmie się tego zadania.
Było? Nie było?
Na pierwszy tom Ultimate X-Men składają się historie zatytułowane Ludzie przyszłości i Powrót do Broni X autorstwa Marka Millara oraz rozdzielające je krótkie opowiadanie Ceremonia pogrzebowa stworzone przez Geoffa Johnsa. Na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że scenarzyści nie serwują niczego nowego. Już sama okładka przedstawia najbardziej znanych X-Menów, w dość klasycznych strojach, prezentujących dobrze znane nam moce. Także fabuła nie wydaje się być odkrywcza. Charles Xavier zbiera mutantów, ci z kolei walczą przeciwko Magneto i Sentinelom, a w międzyczasie Cyclops kłóci się z Loganem i obaj rywalizują o względy Jean Grey. Przy okazji homo superior muszą się ukrywać, ponieważ są potępiani przez zwykłych obywateli, którzy zwyczajnie się ich boją. To wszystko już przerabialiśmy, i to nie raz. Tymczasem im dalej w las, tym więcej…zmian. Zaczynamy od tych drobnych, jak fakt, że tutaj Eric Lensherr jest Kanadyjczykiem i nigdy nie był więźniem obozu koncentracyjnego, Bractwo Mutantów ukrywa się od początku w Savage Land, Juggernaut nie jest spokrewniony z Xavierem, a Bestia ma romans ze Storm. Do prawdziwej rewolucji dochodzi w drugiej części zeszytu. Niemal wszyscy członkowie X-Men trafiają do projektu znanego jako Broń X, S.H.I.E.L.D. okazuje się nie tak dobrą organizacją jak na Ziemi-616, a we wszystko wmieszany zostaje Nick Fury. Intrygi, romanse, sojusze i zdrady sprawią, że czytelnikom szczęki opadają.
Scenarzysta nie ma łatwo
Należy przyznać, że Millar, który stworzył większość komiksu (jedynie 17 z 320 stron jest autorstwa Geoffa Johnsa), nie miał łatwego zadania. W momencie wymyślania przygód do Ultimate X-Men mutanci od lat mieli już wierną rzeszę fanów na całym świecie. Aby nie zostać zlinczowanym twórca musiał więc trafić w ich gusta, ajednocześnie postarać się o scenariusz niebędący kopią wcześniejszych przygód, ale i zostawić główny trzon historii. Jak stworzyć coś znanego, a zarazem nieznanego, i to jeszcze pod presją odbiorców? Scenarzysta pokazał jednak, że wie, co robi, a dwie Nagrody Eisnera, które otrzymał jeszcze za czasów pracy w DC Comics, nie trafiły w jego ręce po znajomości. Homo superior z Ziemi-1610 prezentują się kapitalnie. Twórca od samego początku buduje napięcie, snuje intrygi, a akcja goni akcję. Czytelnik nie ma czasu na złapanie tchu, bo bohaterowie właśnie wpadają w nowe tarapaty i wcale sobie tak łatwo z nimi nie radzą. Choć sporo tu scen walki podczas których nie brakuje rozlewu krwi, to zazwyczaj przemoc nie jest jedynym rozwiązaniem. Takie działanie zmusza nas do zastanowienia się, jak najlepiej wybrnąć z danej sytuacji. Wielokrotnie zwroty akcji sprawiają, że co rusz zostajemy zaskoczeni wydarzeniami przedstawionymi na kolejnych stronach. Do tej kapitalnej fabuły dochodzą jeszcze niemal wszyscy znani bohaterowie związani z mutantami. Poza wspomnianymi znalazło się także miejsce dla Nightcrawlera, Rogue, Scarlet Witch, Quicksilvera, Sabertootha czy Toada. Jakby tego było mało, we wszystko wplątany zostaje wspomniany już Nick Fury. Każdy ma swoją rolę do odegrania i wcale nie musi stawać po tej stronie, co zwykle. Tyle chyba wystarczy, aby potwierdzić, że w komiksie dzieje się naprawdę sporo.
Z duchem czasu
Głównym rysownikiem odpowiedzialnym za Ultimate X-Men jest Adam Kubert. Swój wkład mieli tu jednak także Andy Kubert, Tom Raney, Tom Derenick i Aaron Lopresti. Wszyscy panowie wywiązali się ze swojego zadania znakomicie. Kreska oraz żywe kolory zastosowane w zeszycie są niezwykle przyjemne dla oka. Udało się także uchwycić szybką akcję zaproponowaną nam przez Marka Millara. Nie sposób też nie rozpoznać poszczególnych bohaterów czy używanych przez nich mocy. Niektórym przy okazji dodano nieco drobnych szczegółów. I tak oto Wolverine dorobił się koziej bródki, a Piotr Rasputin kitki. Na uwagę zasługują też kadry narysowane przy pomocy kredek, pojawiające się gdy twórcy chcą pokazać oglądane przez bohaterów wiadomości telewizyjne czy związane z nimi retrospekcje. Ogólnie X-Meni zostali odświeżeni i unowocześnieni, co w pewnym sensie dało im nowe życie. Scenarzyści i rysownicy stanęli na wysokości zadania, a także dali nam coś, co dobrze znamy, ale w zupełnie innej odsłonie.
Utrzymać poziom
Ultimate X-Men to wstęp do nowej serii inspirowany klasykiem. Mutanci z Ziemi-1610 pod względem mocy czy charakterów są bardzo podobni do swoich odpowiedników z innego wszechświata, ale ich życie układa się inaczej. Choć początkowo czytelnik może mieć wrażenie, że jest to przygoda, którą poznał wiele lat temu, to szybko zdaje sobie sprawę, że wciągnięto go w wir zupełnie nowych wydarzeń. Szybko zżyje się z nowymi wersjami mutantów i z zapartym tchem będzie śledził ich losy i trzymał za nich kciuki. Nim się dobrze obejrzy, dobrnie do finału całkiem pokaźnego pierwszego tomu i będzie żałował, że to już koniec. Na szczęście już niebawem Egmont wyda kontynuację. Oby okazał się ona równie dobra!