W czwartym tomie Kronik drugiego kręgu po raz kolejny zmieniamy nieco perspektywę, z której obserwujemy wydarzenia. Kamyk zszedł na dalszy plan, a Pożeracz Chmur ledwie się pojawia. Zamiast tego na wydarzenia spoglądamy niejako zza pleców Promienia, którego z każdą stroną poznajemy lepiej.
A akcja wiedzie w przód i w przód
Członkowie drugiego kręgu dzielą się i część z nich opuszcza Pierścień i maszeruje dalej. Reszta zaś zostaje wraz z Hajgami. Fabuła Piołunu i miodu kręci się wokół tych pierwszych. Najpierw trafiają do jednej z mniejszych wiosek, a potem ruszają dalej i zostają uwikłani w sprawy większej wagi. Po lekturze książki można przypuszczać, czego dotyczyć będą wydarzenia kolejnego tomu. Jednak czy autorka rzeczywiście pójdzie w kierunku, który zdaje się wskazywać, dowiemy się dopiero za jakiś czas.
Nie da się całkiem odciąć od przeszłości
Począwszy od drugiego tomu widać było, jak Promień coraz bardziej i bardziej odcina się od swojej przeszłości. W kolejnych książkach dowiadujemy się co nieco o jego dzieciństwie i o tym, że nie było specjalnie szczęśliwe. Jednak w czwartej części Kronik drugiego kręgu bohater poniekąd zmuszony jest przypomnieć sobie o przeszłości. Wraz z przyjaciółmi wplątuje się w sprawy wagi państwowej i już nie do końca może pozostać tylko dzikim łowcą, obdarzonym magicznym talentem.
Kolejna zmiana otoczenia młodych magów pozwala spojrzeć na nich z nowej perspektywy. Z jednej strony pojawia się w nich trochę więcej dorosłości, a z drugiej widać, że wciąż jeszcze są trochę dziećmi. Osoby, z którymi przebywają, wciskają ich jednak w pewne role. Role te niekoniecznie im pasują, a jak można się domyślić, znając co nieco charaktery członków Drugiego Kręgu, może to wywoływać niekoniecznie pozytywne reakcje. Jednak w ostatecznym rozrachunku wydaje się, że dojrzałość bierze górę i większość z bohaterów zachowuje się jak przystało.
Puzzle tajemnic
Tak jak magowie nie do końca rozumieją jak dziedziczy się talent, tak i my nie do końca możemy to pojąć. Autorka po raz kolejny wplotła w opowieść elementy układanki, ale na każdą wyjaśnioną tajemnicę przypadają dwie nowe, których wciąż nie rozumiemy. Część rzeczy układa się w jakiś fragment całości, jednak pełny obraz jest wciąż zakryty przed naszymi oczami.
W moim odczuciu ta niejasność świata jest jego zaletą . Mamy tyle pytań, że z ciekawością przewracamy kolejne strony książki, mając nadzieję na znalezienie odpowiedzi lub na potwierdzenie się naszych domysłów. Jednak ostateczna odpowiedź wciąż się nie pojawia, więc z radością czytamy dalej. Liczę jednak, że zbliżające się zakończenie serii przyniesie odpowiedzi na większość z pytań, a przynajmniej wyjaśnione zostaną najważniejsze tajemnice dotyczące magii.
Autorka wraca do formy
Trzeci tom był nieco słabszy od poprzednich i zbyt powolny. W czwartym Ewa Białołęcka ponownie narzuciła fabule szybsze tempo, co wyszło powieści na dobre. Więcej wydarzeń i mniej niepotrzebnych dygresji czyni lekturę ciekawszą i przyjemniejszą. Rzecz jasna nie jest tak, by bohaterowie tylko podążali za nitką do kłębka. Wciąż pojawiają się wątki, które służą chyba głównie opisowi świata, jednak nie jest ich tak wiele jak w poprzednim tomie.
In plus należy również ocenić zachowanie bohaterów. W Kamieniu na szczycie postępowanie młodych magów zbyt często było nierozsądne. W najnowszym tomie jest lepiej i chociaż wciąż zdarzają się głupie zachowania, to jednak łatwiej je usprawiedliwić zachodzącymi wydarzeniami i wiekiem postaci.