Moje pierwsze zetknięcie z urban fantasy miało miejsce, gdy w swoje ręce dostałem Chłopaków Anansiego Gaimana. Gatunek wybitnie mi podpasował i po przeczytaniu kilku książek Neila rozejrzałem się za kolejnymi wpisującymi się w ten rodzaj. Moją uwagę zwróciły właśnie Rzeki Londynu Aaronovitcha. Internetowe recenzje powieści na ogół były pochlebne, więc sam postanowiłem się zmierzyć z tym tytułem. Co z tego wyszło? O tym dowiecie się z poniższego tekstu. Zapraszam.
Nazywam się Peter Grant i jestem uczniem czarodzieja
O fabule niniejszej książki jest mi niezmiernie ciężko pisać. Powód tego okazuje się całkiem prozaiczny, za bardzo mnie wciągnęła, bym był w stanie jakoś sensownie ją streścić, ale spróbuję. Zaczynamy.
Wyobraźcie sobie, że właśnie kończycie staż w policji. Dostajecie przydział do dość nudnego i męczącego wydziału zajmującego się właściwie tylko robotą papierkową. Przerażeni tą wizją i niepocieszeni bierzecie udział w dość niepokojącym śledztwie. Koło jednego z kościołów dochodzi do niezwykle brutalnego morderstwa. Zostajecie oddelegowani do pilnowania miejsca zbrodni. Wtedy spotykacie ducha, który opowiada wam, co się wydarzyło. Tak, dobrze przeczytaliście, ducha. Postanawiacie sprawdzić, czy wam się to nie przywidziało, i wracacie kolejnego dnia na miejsce spotkania. Zamiast zjawy spotykacie zaś tajemniczego inspektora policji. Kolejnego dnia dostajecie zmianę przydziału, macie pracować dla owego osobnika, który okazuje się ni mniej, ni więcej tylko czarodziejem. I tu zaczyna się prawdziwa jazda. Fajne, co? Peter Grant raczej tak nie pomyślał, bowiem praca z inspektorem Nightingale’em nie należy do najłatwiejszych. Nie dość, że musi pomóc mistrzowi zażegnać konflikt między bóstwami Tamizy, to jeszcze okazuje się, że w Londynie obudził się duch rebelii i chaosu, którego trzeba za wszelką cenę powstrzymać. A wszystko to należy wykonać w dość ograniczonym czasie i przy użyciu bardzo niekonwencjonalnych metod.
Krótki przewodnik po Londynie
Jak wspomniałem, fabuła wciąga. Kiedy raz zaczniecie czytać tę pozycję, to będziecie chcieli ją skończyć za jednym posiedzeniem. Akcja jest naprawdę wartka, a wydarzenia zmieniają się jak w kalejdoskopie. Wiodący motyw i poboczne wątki zostały świetnie napisane, a odkrycie głównego złego sprawia, że szczęka ląduje na ziemi. Bardzo dobrze zarysowano też bohaterów. Są to postacie wyraziste i pełne niesamowitego uroku. Peter Grant i inspektor Nightingale tworzą doborowy tandem, któremu niestraszne żadne żyjące w mrokach Londynu paskudy. Porównać ich można do Sherlocka Holmesa i doktora Watsona.
Poza świetną fabułą i bohaterami utwór ten stanowi idealny przewodnik po Londynie. Aż chce się sięgnąć po mapę stolicy Zjednoczonego Królestwa i śledzić wędrówki naszych protagonistów To naprawdę przednia zabawa.
Świetnie wypada też wydanie książki. Twarda oprawa z niesamowitą grafiką Dark Crayona nadaje całości sznytu. Brak tylko tutaj wbudowanej zakładki, ale nie przeszkadza to aż tak bardzo. W tekście nie zauważyłem żadnych chochlików i literówek. Widać, że korekta spisała się na medal. Ogółem jest dobrze.
Podsumowując, Aaronovitch stworzył świetną powieść urban fantasy. Książka czasami rozśmiesza, przez liczne nawiązania do popkultury, a niekiedy skłania do refleksji. Obie te cechy zostały idealnie wyważone, przez co nie ma dysonansu. Innymi słowy, warto zapoznać się z Rzekami Londynu, tym bardziej, że to pierwszy tom serii. Polecam.
Czytałam. Naprawdę dobra pozycja. Drugi tom jest równie ciekawy, a trzeci dopiero przede mną;)