Autorka, amatorka sznaucerów, członkini stowarzyszenia Fantastic Women Writers of Poland: Harda Horda, a przede wszystkim przemiła i niezwykle otwarta. Milena Wójtowicz uchyliła dla nas rąbka tajemnicy, czego możemy spodziewać się w przyszłości.
Wiktoria Mierzwińska: Przyznam, że trudno jest mi uwierzyć, że minął rok, odkąd miałyśmy okazję po raz pierwszy porozmawiać. Co zmieniło się w Twoim życiu przez ten czas?
Milena Wójtowicz: Zaskakująco niewiele – praca ta sama, mąż ten sam, przybyła jedna powieść, kilka opowiadań, no i oczywiście pies.
Życie pisarza czy pisarki, jest moim zdaniem, raczej monotonne i nudne – albo się siedzi parę godzin dziennie przy komputerze i pisze, albo się siedzi parę godzin dziennie przy komputerze i poprawia, albo się siedzi i myśli, albo siedzi i czyta książki, czasem człowiek wstanie i np. pojedzie na konwent i wtedy zwykle siedzi i gada do ludzi. Strasznie niezdrowy tryb życia, zdecydowanie warto mieć jakieś hobby związane z ruchem albo np. zwierzątko wymagające wyprowadzania.
WM: Nie da się ukryć, że sznaucertornado wdarło się do Ciebie z hukiem i najwyraźniej zadomowiło. Co tam słychać u Lorki? Sądząc po Twoim profilu na Facebooku, zapalona z niej podróżniczka!
MW: Jaśnie panienka ma się dobrze, najchętniej tarza się w parku ze swoją najlepszą przyjaciółką, Luną, a jeśli Luny akurat w pobliżu nie ma – z każdym innym chętnym do zabawy psem. Na szczęście lubi jeździć autem, ma swój paszport i zwiedza razem z nami. Wzięła nawet udział w jednym spotkaniu autorskim.
Oczywiście psa zabieramy ze sobą tam, gdzie jest to mile widziane i cały czas pracujemy nad tym, żeby umiała się odpowiednio zachować.
WM: O powstanie i działalność Hardej Hordy pytają pewnie wszyscy. Ja jednak chciałabym wiedzieć, jak wyglądają rozmowy między Wami, jakiego typu dyskusje są najbardziej żarliwe i czy jest taki temat, który omijacie szerokim łukiem?
MW: Nie ma tematu, którego unikamy. Zdarzają się dyskusje, w których harde siostry mają różne zdania, ale atmosfera wśród nas jest taka, że możemy porozmawiać o wszystkim, nawet się nie zgadzając, z empatią i szacunkiem traktując rozmówczynie. A rozmawiamy naprawdę o wszystkim, od tematów okołopisarskich, po takie bardzo życiowe.
WM: Czytając Lot wieloryba, nie mogłam wyzbyć się skojarzeń z niektórymi odcinkami brytyjskiego serialu Doctor Who. Czy jakieś powiązanie bądź inspiracja rzeczywiście istnieje?
MW: Nie jesteś pierwszą osobą, która to zauważa, ale niestety, Doktor to nie moja bajka. Kilka odcinków widziałam, wiem, o co chodzi (dzięki Ci, mózgu memów internetowych), ale jakoś nie załapałam bakcyla.
Lot wieloryba wziął się z patrzenia na chmury, z delegacji do Bośni (gdzie ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zostałam solidnie przemaglowana na lotnisku w temacie celu wizyty; z zaskoczenia zapomniałam, jak jest „spawanie” po angielsku, celnik ani niemieckiego, ani polskiego nie znał i w końcu doszliśmy do sedna metodą opisową) i z chęci przekroczenia własnej granicy – bo to jest dla mnie opowiadanie, w którym, jak na siebie, trochę pojechałam po bandzie: w kreacji głównej bohaterki i w używanym języku.
WM: Zdradź proszę, które opowiadanie z antologii Harda Horda – oczywiście całkowicie abstrahując od tego, która z autorek je napisała – podoba ci się najbardziej? Uważam, że jest to zbiór bardzo różnorodny, przy którym odczujemy prawdziwy roller coaster emocji. Mnie na przykład zdarzyło się roześmiać w głos, zblednąć z przerażenia, a nawet uronić łzę.
MW: Naprawdę ciężko mi na to pytanie odpowiedzieć. Siłą tej antologii jest dla mnie to, że te opowiadania są właśnie bardzo różne, tak jak różne jesteśmy my wszystkie, oparte na przeróżnych pomysłach, a jednocześnie wszystkie są bardzo porządnie warsztatowo napisane. Są w antologii teksty, które mnie rozbawiły, poruszyły, przeraziły i każde z tych wrażeń zostało we mnie na dłużej. Ta książka to jest dziecko dwunastu matek, nie da się odpowiedzieć na pytanie, którą jedną dwunastą literackiego dziecka lubię najbardziej, bo kocham je całe – też za to, że jest dla mnie symbolem tego, że Horda potrafi. Stworzyć, napisać, doprowadzić do wydania, podbić świat.
WM: Jak wyglądają Twoje literackie plany na przyszłość? Oczywiście poza tymi już oficjalnie ogłoszonymi.
MW: Oczywiście Wrota 3. Przerwałam pracę, żeby napisać Vice Versa, ale już grzecznie do nich wróciłam. Mam w tej chwili pomysły na jeszcze dwie powieści, ale one sobie w spokoju podojrzewają i poczekają na swoją kolej, i na kilka opowiadań. Część ze świata brzeskich nienormatywnych, część w zupełnie innych klimatach. Nabiera też kształtów kolejny projekt hordowy – jest nas w tej chwili trzynaście, trzeba to uczcić.
Zdjęcie na grafice głównej autorstwa: Robert A. Mason