Chodzone bijatyki zdecydowanie mają swój urok – niezależnie od tego, czy na domowym prywatnym komputerze, czy na automacie. Ten fakt wykorzystało również polskie studio Blue Sunset Games, tworząc tego właśnie rodzaju grę – Go All Out.
Bij panie, bij…
Ogólny cel gry nie jest skomplikowany: nie dać się zabić i (najlepiej) samemu unieszkodliwić przeciwnika bądź przeciwników – liczba zależy od poziomu oraz trybu rozgrywki. W wersji dla pojedynczego gracza zaczyna się ona od wyboru jednej z siedmiu postaci o różnych rodzajach ataku oraz zdolnościach specjalnych. Ów awatar staje następnie przeciwko losowemu oponentowi sterowanemu przez sztuczną inteligencję. Choć momentami prawdziwy stawał się jedynie człon „sztuczna”, chyba że upadek z platformy bądź utknięcie na skalnej półce nazwiemy inteligentnym podejściem. Na szczęście jednak gra rzadko dostarcza takich urozmaiceń, a wróg z mniejszym lub większym powodzeniem próbuje udowodnić graczowi, jak bardzo nic nie umie. Żeby nie było zbyt łatwo, użycie bloku powoduje utratę wytrzymałości bohatera – taktyka „gdzie dwóch się bije…” więc nie działa.
Klimat musi być
Od strony wizualnej tytuł ten prezentuje się dobrze. Postacie i elementy otoczenia są trójwymiarowe, same zaś poziomy – zróżnicowane; i tak mamy na przykład trawiastą okrągłą wysepkę, lochy bez dna, coś w rodzaju krainy lodu. Statystyki bohatera i rywali (zdrowie, naładowanie specjalnego ataku i wytrzymałość) oraz timer mogą znajdować się na górze lub na dole ekranu, zależnie od preferencji gracza. Są one dosyć spore, łatwo zatem kontrolować sytuację na polu bitwy i napawać się cierpieniem oponentów (albo własnym – zależy od umiejętności).
Jeśli chodzi o udźwiękowienie zaś, nie ma potrzeby zbytnio rozwlekać tematu – podczas kolejnych walk z głośnika wydobywa się typowy brawlerowy beat, od czasu do czasu urozmaicony odgłosami pocisków bądź uderzeń. Nic odkrywczego, ale z drugiej strony – wątpię, by komukolwiek to przeszkadzało.
W telegraficznym skrócie
Podsumowując, z czystym sumieniem mogę polecić Go All Out – zapewnia w zasadzie dowolną liczbę godzin gry niewielkim kosztem. Różnorodność zdolności i wizerunków bohaterów oraz przyjemna dla oka grafika sprawiają, że przez krótszy lub dłuższy czas wpadała mi do głowy co parę minut jedna z dwóch myśli: „Jeszcze tylko ten poziom” albo „Tylko odblokuję ten granat”.