Stwierdzenie, że „telefon ma służyć do dzwonienia i wysyłania wiadomości” zdewaluowało się już dawno temu. Użytkownicy i deweloperzy doskonale o tym wiedzą, dlatego z roku na rok na rynek wychodzi coraz większa ilość gier mobilnych. Ten stan rzeczy sprzyja również adaptowaniu nieco starszych tytułów. Przykładem takiego remake’u jest właśnie Wonder Boy: The Dragon's Trap, w którego ja miałam okazję zagrać na iOS 12.
Ponieważ świat gier dane mi było poznać stosunkowo niedawno, nie miałam okazji zagrać w oryginał. By dokonać sprawiedliwego osądu i ocenić pracę zespołu z Lizardcube, musiałam trochę poszperać i znaleźć informacje o pierwowzorze.
A więc, klasyka!
Ustaliłam, że 8-bitowa platformówka Wonder Boy III: The Dragon’s Trap z 1989 roku była tytułem absolutnie kultowym w niektórych kręgach graczy. Za sprawą studia Westone, właściciele konsol SEGA wcielali się we „wspaniałego chłopca” lub „wspaniałą dziewczynę” i wyruszali na poszukiwania smoka. Po zabiciu gada sytuacja zamiast z lepszej, stawała się gorsza. Ów gad władał magiczną mocą i w zemście rzucał na śmiałka zaklęcie. Na skutek klątwy bohater przemieniał się w człowieka-jaszczurkę. Od tej pory, celem gracza było zdjęcie z siebie czaru.
Jak to się robi?
Wonder Boy: The Dragon’s Trap jest niemal dokładną kopią gry sprzed 20-stu lat. Odświeżony został oczywiście wygląd – 8-bitowe sprite’y podmieniono na ręcznie rysowaną grafikę, ale zasady oraz fabuła pozostały takie same.
Mechanika rozgrywki nie jest skomplikowana. Poruszamy się po dwuwymiarowej planszy, zbieramy znajdźki, unikamy ataków przeciwników i eksplorujemy mapę, która usiana jest licznymi pułapkami. Początek kampanii może zmylić. Zabawę zaczynamy jako człowiek. Nasz ekwipunek wygląda okazale: kilka rodzajów broni, magiczne artefakty i tak dalej. Wspomniana wcześniej sytuacja z klątwą zafundowaną przez rozwścieczonego smoka nieco utrudnia sprawę. Tracimy nasze pokaźne instrumentarium, ale zyskujemy nowe umiejętności.
W miarę rozwoju fabuły na naszej drodze pojawiają się kolejni bossowie – również są to smoki i tak, jak pierwszy gadzi przeciwnik, rzucają one czary zmieniające naszą fizjonomię i zakres możliwości. Ciekawym aspektem jest to, że początkowo liniowa struktura rozgrywki zmienia się i przyjmuje charakter dobrowolnego wyboru ścieżki i swobodnego podejmowania decyzji, gdzie się chcemy udać. Niektóre obszary oczywiście wymagają przybrania konkretnej formy przez bohatera, zatem często będzie się zdarzało, że gdzieś trzeba będzie wrócić.
Jeśli chodzi o poziom trudności to ja zwykle zaczynam od normalnego. Tak też postąpiłam i tym razem. Po przejściu dwóch poziomów, zdecydowałam się podjąć próbę ognia i przełączyłam się na trudniejszą rozgrywkę. Niestety okazało się, że moja zręczność ustępuje ambicji i grzecznie wróciłam do pierwotnych ustawień, gdyż było mi zwyczajnie zbyt ciężko pokonywać przeciwności „na hardzie”.
Powrót do przeszłości na jedno kliknięcie
Czymś, co docenią gracze pamiętający oryginał jest możliwość przełączenia się na oldskulowy widok oraz opcja włączenia oryginalne udźwiękowienie. Dla mnie był to interesujący drobiazg, o którym wspominam tylko przez wzgląd na Was. Osobiście wolałam rozgrywkę w nowej odsłonie – jest zwyczajnie ładniejsza.
Game over
Po przejściu Wonder Boy: The Dragon’s Trap raczej nie zostałam fanką platformówek. Rozumiem hype, rozumiem wysiłek włożony w odświeżenie kultowego tytułu – jeśli ktoś pamięta oryginał, na pewno cieszy się, że może w taką nową wersję pograć. Dla mnie jednak fabuła nie była jakoś szczególnie zaskakująca czy wciągająca, a ocenić muszę współczesny tytuł, nie nostalgiczne westchnienie. Mechanika okazała się ciekawa – każde wcielenie bohatera cechowało się inną umiejętnością. Jednak konieczność powracania do poszczególnych części lokacji trochę za bardzo kojarzyło mi się z grindowaniem.