Rick Riordan stworzył wciągającą historię o przygodach młodego herosa, Percy Jacksona. Wartka akcja, ciekawie nakreśleni bohaterowie, którzy nie okazali się jednowymiarowi i trywialni, jak to często się zdarza, gdy mowa o powieściach dla młodzieży, oraz interesująca koncepcja – to wszystko sprawiło, że czytelnik, w tym także i ja, przyznaję się bez bicia, nie potrafił oderwać się od cyklu Percy Jackson i bogowie olimpijscy. Nie potrafił i nie chciał. Bo ta przygoda mogłaby trwać bez końca. Niestety, jak to zawsze bywa, gdy trafi się na naprawdę dobrą lekturę, finisz przygód herosa i jego przyjaciół przyszedł szybciej, niż powinien.
W międzyczasie, pomiędzy wgryzaniem się w jeden tom a drugi, można było się uraczyć ekranizacją premierowego tomu serii – Złodziejem pioruna. A po zakończeniu pięcioksięgu adaptacją kolejnej książki – Morza potworów. W końcu w dzisiejszych czasach na porządku dziennym jest fakt, że powieści, które okazały się bestsellerami zostają przeniesione na ekrany. Ich jakoś pozostawia jednak sporo do życzenia, wystarczy wspomnieć choćby Piątą falę czy Piękne istoty. W przypadku tej ekranizacji opinie były podzielone – jedni ją pokochali, inni wręcz przeciwnie.
Jedno jest pewne – cała ta fala miłości wokół serii Ricka Riordana zaowocowała nową trylogią, tym razem o mitologii egipskiej, ale nie tylko. Powstało kilka opowiadań, które niedawno zebrano i wydano w tomie Berło Serapisa. Jednak to nie koniec dobrobytu, jaki miłośnicy serii o Percym otrzymali od jej autora. Riordan nie postawił jeszcze kropki na końcu zdania i postanowił wrócić do swojego ukochanego świata. Zapragnął go nieco rozbudować i poszerzyć – na arenie pojawiła się rzymska mitologia, nowi bohaterowie i kolejne wyzwania, bardzo dużo wyzwań. Tak oto powstał nowy cykl o półbogach – Olimpijscy herosi.
Jeszcze zanim wgryzę się w temat kolejnej serii Riordana, mała rada. Jeżeli dopiero zaczynacie przygodę ze światem wykreowanym przez tego amerykańskiego autora, kilka słów o chronologii czytania. Wszystko zaczyna się w Percym Jacksonie i bogach olimpijskich. Później należy zapoznać się z Kronikami Rodu Kane oraz zbiorem wspomnianych wyżej opowiadań, czyli Berłem Serapisa. Dopiero po lekturze tych pozycji można z czystym sumieniem sięgnąć po Olimpijskich herosów. Dlaczego taki porządek czytania? To proste – w antologii Riordan miesza ze sobą zarówno uniwersum bogów greckich, jak i egipskich. Większość opowiadań cyklu sytuuje się po wydarzeniach opisanych w serii o Percym, a przed tymi z Olimpjskich herosów, może poza jedną historią – o Leo, Piper i Jasonie, tutaj trzeba znać pierwszy tom o półbogach greckich i rzymskich. Do tego trzy opowieści antologii Berło Serapisa to wspomniane przed chwilą połączenie wierzeń greckich i egipskich, czyli wypada znać także przygody rodzeństwa Kane. Skomplikowane? Może na pierwszy rzut oka, ale kiedy zaczniecie czytać te książki, wszystko nabierze sensu.
Wróćmy jednak nie Olimpijskich herosów. Jak już wspomniałam, w przypadku tego cyklu mamy do czynienia zarówno z mitologią grecką, jak i rzymską, Riordan rozbudowuje swój świat. Dodaje kilkanaście nowych postaci, w tym pięć najważniejszych dla fabuły, przybliża mitologię Rzymian i zaprasza swoich czytelników do nowego obozu. Jak łatwo się domyślić, więcej postaci oznacza więcej kłopotów i wyzwań, jakie stoją przed bohaterami. A zaczyna się tak… niewinnie.
Percy zaginął. Nikt nie wie, co się z nim dzieje. Annabeth robi wszystko, by odnaleźć swojego przyjaciela, niestety każda jej próba okazuje się porażką. Do czasu aż na swojej drodze spotyka trójkę nieznajomych – Jasona, Piper i Leo. Pierwszy z nowopoznanych stracił pamięć, nie wie, kim dokładnie jest, skąd pochodzi i dlaczego jego losy splotły się z Piper i Lea. Riordan zaczyna grę nie tylko z protagonistami nowego cyklu, ale także widzem. Co się stało z Jacksonem?
Okazuje się, że ulubiony syn Posejdona także w jakiś magiczny sposób, no dobrze – ten magiczny sposób to Hera i jej genialny plan, także traci swoje wspomnienia. I trafia do drugiego obozu, tego należącego do Rzymian. Jak można się domyśleć Jason, który także stracił pamięć, pochodzi z miejsca, gdzie trafił Jackson. Żona Zeusa postanowiła bowiem namieszać w życiu herosów, bo do tej pory ich byt był łatwy i przyjemny, i uświadomić im o tym, że istnieją dwa obozy, dwa różne światy połączone osobami bogów. I tak zaczyna się kolejna przygoda.
Tym razem siódemka bohaterów, bo w obozie rzymskim Percy zaprzyjaźnia się z Frankiem i Hazem, musi stawić czoła Gai i jej wysłannikom. A to oznacza walkę z niebezpiecznymi potworami, jak choćby giganci, ale także własnymi lękami i słabościami, bo Matka Ziemia zna najgłębiej skrywane obawy każdego z protagonistów.
Percy Jackson i bogowie olimpijscy to jedna z najlepszych serii młodzieżowych, nie będzie przesadą porównanie jej do cyklu o przygodach chłopca z blizną w kształcie pioruna. Nic dziwnego, że Riordan postanowił powrócić do tego świata. Co więcej, poszerzyć go i przedstawić jeszcze jeden aspekt mitologicznych bóstw. Sam pomysł na zespolenie wierzeń greckich i rzymskich – dwa oblicza bogów – okazał się nie tyle ciekawy, co w przekonujący. Nie jest grubymi nićmi szyte połączenie, tylko koncept, który ma rację bytu i wyjaśnia dlaczego te dwa obozy różnią się od siebie.
Pojawia się jednak mała rysa na szkle – o ile seria o Percym była wciągająca i w jakimś stopniu nowatorska, o tyle ta o olimpijskich herosach posiada kilka wad, które czynią z niej pozycję dobrą, ale nie wyśmienitą.
Oczywiście Olimpjscy herosi to ciekawe i wciągające powieści. Widać, że autor dokładnie wie, jak wykreować interesujących bohaterów – każdego innego, zarówno zewnętrznie, jak i wewnętrznie, z odmiennym podejściem do życia. I nie mam tutaj na myśli tylko protagonistów serii, ale także postaci drugo- i trzecioplanowe. A tych jest całkiem sporo. I żadna nie okazuje się kalką bohatera już występującego w tym cyklu.
Do tego dochodzą przecież antagoniści, i to nie jeden czy dwóch, tylko całą armia – zarówno rzymskich, jak i greckich monstrów. A ci okazali się jeszcze bardziej przerażający i wytrwali niż ich znajomi z serii o Percym. I trzeba oddać honor Riordanowi – pisarz wie, jak stworzyć bohaterów z krwi i kości.
Niestety taka ilość protagonistów i antagonistów oraz wątków niesie ze sobą jedno poważne zagrożenie – przesytu. W końcu wiadomo, że co za dużo, to niezdrowo. W pewnym momencie czułam się przeładowana nadmiarem informacji i wątków. Bo każda historia rozgałęzia się w pewnym momencie na kilka nowych, co prowadzi do lekkiego zawrotu głowy u czytelnika. Po prostu Riordan postanowił zaserwować nam za dużo rozwiązań i przygód jak na jedną historię.
Siedmiu, a później nawet i dziewięciu, bohaterów, których oczami widzimy rozgrywające się wydarzenia, to jednak za dużo. I mimo tego, że intencje były szczere, Rick przedobrzył. Wprawdzie nie sprawiło to, że cały cykl okazał się jedną wielką porażką, ale w porównaniu z serią o Jacksonie ta nowa ma o wiele więcej wad.
Książki Percy Jackson i bogowie olimpijscy czytało się jednym tchem, nie czuło się przesytu, do tego autor wplótł do historii humor. W Olimpjskich herosach także nie zabrakło komizmu, ale jest go o wiele mniej, do tego dochodzi ta rozległość i skomplikowanie motywów i wątków poruszanych w cyklu.
Czułam przesyt, oczywiście wszystko łączyło się ze sobą w spójny i logiczny sposób, ale to nie zmienia faktu, że za dużo to za dużo. Gdyby zrezygnować z pewnych rozwiązań i uprościć fabułę, wtedy całość okazałby się bardziej zjadliwa.
Nie zrozumcie mnie źle – ta seria jest dobra, zwłaszcza, że sama należę do fanatyków twórczości Riordana i czytam wszystko, co tylko wyjdzie spod jego pióra, albo komputera. Jestem #teampercy i to się zapewne nigdy nie zmieni, nawet jak siwizna oprószy mą głowę. Po prostu zabrakło mi tego, za co pokochałam serię o Jacksonie – Rick chciał tak bardzo zadowolić swoich fanów, miał tak dużo nowych pomysłów, że ten ogrom przygniótł. Misja za misją, nawet herosi mają w końcu jakiś limit.
Najciekawszymi wątkami okazały się związane z zamianą miejsc, czyli Percy u Rzymian j Jason u Greków, przeprawa przez Tartar, albo jak kto woli – po Tartarze, motyw posągu Ateny i sama walka z Gają. Tylko, że starcie z Matką Ziemią można było ograniczyć do kilku misji, nie zaś zrobić z tego serię wielu niebezpiecznych zmagań.
Najlepszym tomem serii, oczywiście w mojej skromnej opinii, okazał się Syn Neptuna, w którym pojawia się wszystko to, co sprawiło, że Riordan stał się jednym z najbardziej cenionych współczesnych pisarzy literatury młodzieżowej. Humor, przygody, ale w odpowiedniej ilości, bez żadnych udziwnień, trzech głównych bohaterów – czasami zbytnie komplikowanie historii jest po prostu niepotrzebne.
A co sądzę o nowych postaciach? Każda jest inna, pochodzi o innego boga, inaczej patrzy na świat, jest toczona przez innego mola zakrytego. Riordan wiedział, jakie kombinacje cech charakterów pasują do danego bohatera, za co czytelnik polubi nowych protagonistów.
Olimpjscy herosi nie są może tak wciągający jak Percy Jackson i bogowie olimpijscy, ale to kolejna dobra seria autorstwa Riordana, w której powrócą tak lubiani przez czytelników autora bohaterowie. Mimo tego, że momentami czytelnik może czuć się przytłoczony ilością wydarzeń i wątków, cykl czyta się szybko i przyjemnie, a każda strona to dawka adrenaliny i moc przygód.