Opis pochodzi od wydawncy:
Ile poświęcisz, by przetrwać? W Przełęczy Strażników rządzą twarde reguły gry
Tesa, córka owczarzy z dolin, ma wszystko – młodość, inteligencję i urodę. Otoczona miłością bliskich, z niecierpliwością oczekuje pierwszego spotkania z przyszłym mężem, synem rządcy z nadmorskiego miasta. Wiezie ze sobą znaczny posag, a także stado owiec. Na jej drodze los postawi jednak Arta Fesersana i jego zbójców.
Rozbójnicy są ludźmi gór. Twardzi i okrutni, kryją się w niedostępnych strażnicach na wschodniej granicy królestwa. Pilnują, by przez przełęcz nie przedostali się Żółci Ludzie. W zamian za to do woli grabią mieszkańców dolin. Za ich przyczyną Tesa Owczarka straci wszystko. Wyruszy w góry za Artem Synem Rybaka, by stać się jego przymusową sojuszniczką w grze o przetrwanie między nieprzychylnymi jej ludźmi, których języka nie zna, zwyczajów nie rozumie, a życiowych wyborów nie akceptuje.
Fragment
Świtało. Cała rozbójnicza wioska wreszcie usnęła zmęczona świętowaniem i Tesa nagle poczuła, jakby była na świecie sama. Samiusieńka wobec piękna chłodnego, ale słonecznego jesiennego poranka. Wciągnęła przez nos krystalicznie czyste, ostre górskie powietrze i poczuła, jak jego drobinki delikatnie, niemal przyjemnie kłują najdalsze zakamarki płuc. Rozejrzała się wokół. Chaty stały ciche, cichy był górujący nad rozbójniczą osadą zamek, milczały szczyty, odległym kręgiem otaczające siedzibę zbójców. „Co ja tu robię?”. — pomyślała. „Co robię w górach między rozbójnikami… Tak daleko od domu, rodziny, porządnych, dobrych ludzi z mojej wioski”. Oczy jej się zaszkliły, serce ścisnęła nagła, przemożna chęć ucieczki. Ach, osiodłać karego, dosiąść go i pognać ścieżką w dół, między wzniesieniami, przez mokradła i lasy, podążyć za wijącym się w dolinach strumieniem w stronę ciepłego morza! W pewnym momencie skręcić w step i dalej, na zachód, na zachód, na zachód… Odnaleźć matkę, siostry i braci. Wrócić do siebie… W brzuchu Tesy poruszyło się rozbójnickie dziecko. Kopnęło mocno, boleśnie, przypominając matce o swojej obecności. Z oddali dobiegło ciche pobekiwanie owiec. „Cóż, mimo wszystko tutaj także jestem już u siebie”. Owczarka pociągnęła nosem, rękawem płaszcza starła z twarzy łzy i ruszyła ciężko w stronę skraju osady, gdzie w cieple drewnianej stodoły czekały na nią podopieczne. Dotarłszy do nich ze zdumieniem, ale i z zadowoleniem stwierdziła, że Slav najwyraźniej nie świętował aż tak intensywnie jak pozostali, skoro oporządził zwierzęta jak należy, nie pozostawiając Tesie właściwie nic do roboty. W tej sytuacji córka hodowców z ulgą udała się w kąt owczarni, gdzie zagrzebała się w sianie i — wreszcie! — spokojnie usnęła.