Ostrze zdrajcy jest pierwszym tomem cyklu o Wielkich Płaszczach autorstwa Sebastiena de Castellego. Początkowo podszedłem do niego bez jakiegoś większego entuzjazmu, ponieważ cała fabuła to powielanie starych schematów. Jednakże to, co zrobił autor, sprawiło, że z utęsknieniem czekam na dalsze tomy.
Fabuła utworu osadzona jest w wyimaginowanym świecie stylizowanym na ten, jaki znamy z europejskiego renesansu. Mamy kraj, który do złudzenia przypomina Włochy z XVI wieku. Podzielony na księstwa rządzone przez okrutnych władyków cierpi przez bezkrólewie, gdyż ostatnia koronowana głowa państwa zginęła na skutek spisku możnowładców. Główną postacią jest Falcio val Mond, I kantor Wielkich Płaszczy, czyli wędrownych królewskich trybunów, a jednocześnie niesamowitych wojowników. Poznajemy go w czasie, kiedy wraz ze swoimi towarzyszami, Kestem i Brastim, służy jako ochroniarz pewnego szlachcica. Zaraz pewnie zapytacie: Ale jak to? Wędrowny trybun ochroniarzem? Już spieszę z wyjaśnieniami. Czas akcji utworu osadzony jest pięć lat po śmierci ostatniego króla i rozwiązaniu Wielkich Płaszczy. Falcio, Kest i Brasti są prawdopodobnie jedynymi wiernymi ostatniemu życzeniu króla, a przynajmniej tak sądzą. W trakcie, kiedy pilnują swego pana, ten nagle ginie, a podejrzenie zostaje rzucone właśnie na nich. I tu zaczyna się jazda bez trzymanki. Wraz z trójką protagonistów przemierzamy kraj w poszukiwaniu zemsty. Spotykamy na drodze wielu różnych osobników, między innymi krwawych książąt, młodzików udających Wielkie Płaszcze oraz pewną dziewczynkę, z którą Falcio łączy swe losy. Zwroty fabularne i spora liczba akcji sprawiają, że nie ma czasu nawet odetchnąć. Autor zaserwował nam wszystko to, co znamy, ale w takim stylu, że nie sposób przejść obok tego obojętnie. Udanym pomysłem jest narracja pierwszoosobowa oraz liczne retrospekcje. Poznajemy w ten sposób wypadki poprzedzające główną oś akcji oraz motywacje protagonisty. Po prostu ”wow!”.
Nie będę nic pisał o stronie graficznej, ponieważ dostałem egzemplarz recenzencki, jeszcze przed ostateczną korektą. Aczkolwiek rysunek na okładce jest naprawdę niezły. Tylko czemu ten wojownik ma miecz Lich Kinga z WoWa?
Podsumowując, Ostrze zdrajcy stanowiło dla mnie naprawdę satysfakcjonującą przygodę. Z niecierpliwością czekam na dalsze tomy przygód Wielkich Płaszczy. A, jeszcze jedno. Napisałem, że jest to utwór płaszcza i szpady z odrobiną czarów, ponieważ bohaterowie noszą płaszcze i walczą rapierami, zaś magia została ledwie wspomniana. Na samym końcu pragnę gorąco zaprosić was do lektury.