Bardzo dziwnym w moim mniemaniu jest trend utrzymujący się w najnowszych liniach komiksowych DC. Po pierwsze bohaterów spotykają coraz dziwniejsze przygody, w które zaangażowane są – oczywiście w mniejszym bądź większym stopniu – siły paranormalne, po drugie scenarzyści pokazują nam życie codzienne herosów. No i tu mam problem. Nie potrafię jednoznacznie zdecydować, czy mi się to podoba, czy nie.
Selina Kyle, czyli worek z kotem w życiu Batmana
Nie da się ukryć, że już od pierwszego spotkania Gacka i Catwoman wiążą szczególne relacje. Od dziesięcioleci ta para trwa w nieustannym tangu zalotów, wyciągania się wzajemnie z tarapatów oraz konfliktów. Romans między superzłodziejką a najlepszym detektywem wszechczasów na pierwszy rzut oka wydaje się co najmniej nie na miejscu. No bo jak to tak, bohater i złoczyńca?! Ale powiedzmy sobie szczerze, czy sam Batman nie ma w sobie więcej mroku niż światła?
Analizując dotychczasowe dokonania Mrocznego Rycerza, zdecydowanie widzimy, że jest on raczej samotnikiem, który jednak od czasu do czasu potrzebuje wsparcia, choćby mentalnego. Świadczą o tym przede wszystkim liczni, coraz to nowi, członkowie batrodzinki. No i Alfred, chyba najjaśniejsza z latarni święcących Batmanowi, dzięki której zawsze wie, jak wrócić do domu.
Przyznam szczerze, że do stylu życia Obrońcy Gotham nijak nie pasuje mi wizja przykładnego mężusia, który po obiciu kilku przestępców wraca do domu, jak gdyby nigdy nic, na kolację. No i właśnie chyba tu jest przysłowiowy pies pogrzebany. Wyjątkowy mężczyzna potrzebuje u swego boku nietuzinkowej kobiety (albo mężczyzny, wiadomo). Gdy mam już to na uwadze, zdecydowanie łatwiej jest mi zrozumieć, dlaczego to właśnie Catwoman została wybranką Batmana. Przecież życie z tak nieobliczalną kobietą to istna jazda bez trzymanki, nieustanna stymulacja i praca nad wzajemnymi relacjami.
Catfight
No dobrze, ustaliliśmy już, dlaczego związek Bruce’a i Seliny dobrze rokuje na przyszłość. Jednak, jak się zapewne domyślacie, nie ma tu mowy o sielance do końca życia, jak u Disneya. Na Catwoman ciąży wyrok, by oczyścić ją z zarzutów narzeczeni muszą znaleźć świadka, który ukrywa się w leżącym pośrodku pustyni mieście Khadym. Szkopuł w tym, iż przekroczenie granicy jest ściśle zabronione. Wszelkie naruszenia zostają natychmiast zgłoszone do Ligi Sprawiedliwości. Zatem, by ratować ukochaną, Batman nie tylko łamie zasady, które sam ustalał ze swoimi superprzyjaciółmi, ale też poniekąd ich zdradza (no bo po co najpierw wytłumaczyć Supermanowi, o co nam chodzi – nie?). Gdyby trudności było za mało, w Khadymie ukrywa się Talia al Ghul. Na wieść o pojawieniu się Mrocznego Rycerza, Córka Demona ma jedną odpowiedź – nakazuje przygotować swoje miecze. Muszę przyznać, że walka między dawną i obecną partnerką Obrońcy Gotham jest bardzo przyjemna dla oka, aczkolwiek nieco przydługa.
Podwójna randka
Po trzech zeszytach zatytułowanych Zaręczeni w albumie umieszczono dwie części Superprzyjaciele. Superman, w których Bruce i Selina oraz Clark i Lois idą na podwójną randkę do wesołego miasteczka. Ku zdziwieniu protagonistów – i uciesze czytelników – pary trafiają akurat na wieczór superbohaterów. Zresztą scenariusz autorstwa Toma Kinga jest napakowany niezręcznymi momentami. Muszę przyznać, że czyta się to całkiem przyjemnie. Sam Batman na randce w wesołym miasteczku brzmi dość nieprawdopodobnie, a gdy dodamy do tego harcerzyka, jakim jest Superman oraz dwie nieustraszone i nieszablonowe kobiety (Catwoman i Lois Laine), otrzymujemy przepis na smakowitą kolację. Jak myślicie, kto bawił się najlepiej?
Sentymentalne bonusy
Na koniec albumu autorzy umieścili dwie historie. Pierwsza opowiadała o początkach znajomości Batmana i Catwoman, zaś druga przedstawiała ich starość. Taki sentymentalny rollercoaster to nieczyste i w moim odczuciu niepotrzebne zagranie. Niby główną osią komiksu jest związek Bruce’a i Seliny, przez co scenariusze pasują do siebie tematycznie, jednak zdecydowana większość albumu utrzymana jest w awanturniczo-komediowym tonie, zatem dodanie sentymentalnych i nieco ckliwych historii zaburza spójność narracji.
Rysunki
Warstwa graficzna Zaręczonych to niewątpliwie największy walor albumu Toma Kinga. Ubrany w prochowiec i bojówki Batman jadący na czarnym koniu jest już ikonicznym przedstawieniem bohatera. Bardzo podoba mi się to, że gdy nasi protagoniści wyruszyli na pustynię, scenarzyści, a przede wszystkim rysownicy, nie wciskali ich na siłę w skórę i spandex. Oczywiście pewne elementy stroju z oczywistych względów zostały zachowane, jednak Batman i Catwoman w pustynnej odsłonie to świetne i kreatywne odejście od konwencji. Mam tylko jeden zarzut odnośnie kreski Joëlle Jones; gdyby nie kontekst, skala i inny ubiór, miałabym problem z rozróżnieniem twarzy niektórych bohaterów.
Podsumowanie
Zaręczeni są albumem, w którym jest zdecydowanie więcej formy, niż treści. Mimo rewelacyjnych kadrów (z których wiele z powodzeniem mogłoby zawisnąć u mnie na ścianie) sam scenariusz nieco mnie znużył. Co prawda podwójna randka w wesołym miasteczku bawi niemalże do łez, jednak pierwsze trzy zeszyty były jak na mój gust za bardzo rozwleczone. Przedstawiono w nich więcej akcji niż właściwej treści. Całość z powodzeniem można by skrócić do dwóch zeszytów. Bonusy, jakkolwiek przyjemne, nie stanowią niestety spójnej całości z głównymi opowieściami. Quo vadis, Batmanie?