Zadymione jak postapo
NeoSybirsk to miasto potwór. Zawsze upalne, pełne ciężkiego, gryzącego powietrza, nasyconego efektami pracy kopalni węgla i fabryk chemikaliów. W centrum prężą się klimatyzowane wieżowce, oferujące dobre życie za ogromne pieniądze. Na przedmieściach stoją kamienice i bloki – to właściwie slumsy. Najdroższe sercu, niebezpieczne, brzydkie jak nieszczęście. To właśnie świat Saszy, czterdziestolatka po przejściach i prywatnego detektywa (o ile licencja jeszcze nie straciła ważności).
Główny bohater Sybirpunka dogadałby się z Norbertem zamieszkującym Warszawę z Hel-3 Grzędowicza. Obaj tęsknią do złotej przeszłości, kiedy można było jeść mięso i inne naturalne produkty. Marzą o miejskiej zieleni. O słonecznych porankach, kiedy powietrze pachnie świeżością. Sasza ma przy tym znacznie gorzej niż warszawiak – federacyjne jedzenie to różne sojowe cuda z trocinami, bio jedzenie jest kosmicznie drogie, na spacer trzeba zakładać co najmniej maskę filtrującą, jeśli nie pełen zestaw ochronny z rękawiczkami i grubą warstwą izolacji. Jak Fremen biega w kurtce chłodzącej ciało i odzyskującej wodę z potu. Na pociechę ma swojego starego, wzmacnianego mercedesa i prawdziwego (!) psa. Innego końca świata nie będzie, Gołkowski poszedł za klasykiem, nic nie wybuchło, po prostu zrobiło się goręcej i brudniej. Biedniej.
Jeśli chodzi o modę, społeczeństwo Federacji jeszcze nie nosi się na miarę Mad Maxa. Może dlatego, że największym modyfikacjom podlegają nie ciuchy, ale ciała. Na porządku dziennym są protezy, wszczepy soczewek i rozszerzeń poznawczych ozdabiających twarze obywateli. Wypada mieć przynajmniej jakieś diodki w palcach. Na moje NeoSybirsk przypomina Borga, ma nawet głos kolektywu ucieleśniany przez Prezydenta. Na szczęście to na razie polityka, a nie totalna asymilacja.
Gdzie są pieniądze?
Prywatny detektyw i spec od trudnej roboty dostaje bardzo intratne zlecenie: trzeba znaleźć gościa, który wisi zleceniodawcy pieniądze. To spory dług według Saszy, niewielki, lecz honorowy zdaniem wielkiego biznesmena. Zadanie wydaje się proste, dłużnik jest sławną postacią, więc detektyw ma nadzieję, że w trakcie spokojnie znajdzie czas na wyprowadzanie psa i współpracę z dealerami. Jednak sprawy w nieunikniony sposób się komplikują. Ktoś będzie usiłował zabić Saszę i ludzi, z którymi uda mu się porozmawiać. Pojawi się nieziemsko piękna kobieta, więc trzeba będzie znaleźć czas na randki w hipsterskich knajpkach. Tak, w tej książce jest dużo dobrych składników. To page-turner, dzięki któremu świetnie poznacie przyszłość Rosji.
Sprawa nieoddanych pieniędzy okaże się skomplikowana i niebezpieczna. Potrzebna będzie pomoc “faceta na krześle”, znającego na wylot nie tyle Internet, ile jego federacyjny odpowiednik. Sasza, będąc porządnym bohaterem, zbierze drużynę. Będzie eklektyczna, od chłopaków spod trzepaka po bardzo tajemniczego geniusza chemii organicznej.
Obiecywałam, że Sybirpunk jest pełen akcji. Będą strzelaniny, na moje zupełnie nieuzbrojone oko napisane całkiem realistycznie, z choreografią, którą od razu “się widzi”, uzupełnianą o strategiczne rozważania Saszy. Będą też urazy i złamania, które w perspektywie kilku rozdziałów zapewnią czytelnikowi najgłupszy, najbardziej uroczy dowcip tej książki. Taki prosto z Wilq.
Pocztówki z różnych krawędzi
Gołkowski bardzo trafnie zebrał i opracował nasze wyobrażenia o przykucniętym Słowianinie pijącym wódę i mieszkającym, delikatnie mówiąc, w syfie zlepianym taśmą izolacyjną. Zrobił to świetnie, wręcz wzruszająco. To dobry pisarz, potrafi pokazać, że za stereotypem czają się dziwne, śmieszne, trudne do zrozumienia, ale osoby. Podobną wrażliwość pokazuje proza Orbitowskiego, gdy ten pochyla się nad postaciami czającymi się na bramach i przemykających do sklepików po coś taniego.
Przy okazji: to dość niepoprawna politycznie książka. Narracja jest pierwszoosobowa, a Saszka nie jest żadnym hipisem ani buddystą. Nie lubi “żółtych”, w ogóle z kolorów (jak z alkoholi) wybiera biały. Radzi sobie, jak umie, i zupełnie nie szanuje tych, którzy tego nie potrafią. Jest konserwatywny. To były wojskowy, walczył w Afryce, co także nie wzmogło jego tolerancji na inność. Wszystko to usłyszycie głośno i wyraźnie.
Sasza kilka razy wybierze się poza NeoSybirsk. To kolejne ćwiczenia z tęsknoty i utraty. Zobaczycie pustynię w miejscu prężnego miasta, ale też ostatnie skrawki lasu. W świecie Sybirpunka są jeszcze ładne miejsca, tylko nie wiadomo, na jak długo. Dla mieszkańca miasta otoczonego kopalniami węgla sprawiają wrażenie zupełnego oderwania od rzeczywistości. Właściwie w nie nie wierzy, nawet siedząc na ostatnich hektarach trawy. I chyba faktycznie znajduje poza metropolią zupełnie inny świat. Mam nadzieję, że wróci do niego w kolejnych tomach.
Najnowsza książka Gołkowskiego, początek kolejnej serii, to cyberpunkowa dystopia w najlepszym wydaniu. Czerpie z klasyki i stereotypów, żeby wydestylować je w wysokonasycony, przerażający w swoim prawdopodobieństwie świat. Może fajnie byłoby mieć cyberrękę, ale wdychać toksyczne powietrze już niekoniecznie. Mam podejrzenie, że na razie starczy nam to jako morał z Sybirpunka.