Obecnie, granie jest czymś bardzo powszechnym. Wirtualnej rozrywce oddają się także ludzie, którzy lata temu odbiliby się od hardcore’owych pozycji, a dziś mogą znaleźć coś dla siebie. Sporo w tym zasługa prostych gier, przeznaczonych na sprzęty mobilne. Co jednak, jeśli jeden tytuł trafia na kilka zupełnie odmiennych platform? Czy będzie w stanie zadowolić wszystkich odbiorców.
Mania portowania
Czasy, w których prawie każda gra była dostępna tylko na określoną platformę już dawno minęły. Od lat praktycznie każdy duży tytuł wychodzi na zarówno na PC jak i dwie główne konsole stacjonarne od Sony i Microsoftu. Równocześnie co jakiś czas ujrzeć możemy reedycje bardziej lub mniej popularnych gier. Takie zabiegi potrafią budzić mieszane uczucia. Owszem, to zawsze szansa na odświeżenie sobie albo i poznanie klasyka, na współczesnym sprzęcie. Jednakże takie remastery, czy edycje specjalne, często są półproduktem sprzedawany za względnie wysoką cenę. Ot, zwykłe podbicie rozdzielczości i odblokowanie wyświetlania w 60 klatkach na sekundę. Naturalnie zdarzają się godne uwagi przykłady jak choćby trylogia Uncharted na PS4 i Halo: Masterchief Collection u konkurencji. Nie da się jednak ukryć, że temat budzi kontrowersje i przez lata będzie różnie postrzegany.
Duże granie na małym ekranie
Nieco inaczej wygląda natomiast sprawa z urządzeniami mobilnymi. Nasze smartfony i tablety są dziś wyposażone w wydajniejsze komponenty niż kiedyś, a co za tym idzie radzą sobie również z zaawansowaną grafikę 3D. Nic więc dziwnego, że z czasem zaczęły się na nich pojawiać hity sprzed lat. Zagrać w ten sposób choćby w starsze odsłony GTA, Final Fantasy, Maxa Payne’a, Baldur’s Gate, czy Star Wars: KotOR. W takim przypadku ciężej mieć pretensje do wydawców o wyciąganie pieniędzy niskim kosztem. W końcu dużo łatwiej niż lekko edycję na nowe konsole, sprzedać nam możliwość wzięcia do kieszeni klasyka, z którym wiąże nas często jakiś sentyment. No, chyba, że dzieło będzie zostawiało wiele do życzenia. Takie Heroes III HD zostało położone przez niewygodne sterowanie i brak dwóch rozszerzeń znanych z oryginału.
Ciekawszy kąsek stanowią nowe gry, które niedługo po swojej premierze trafiają na przenośnie sprzęty w zasadzie w identycznej formie co na komputerach czy stacjonarnych konsolach. Naturalnie, spora część tego to popularne indyki. Na Androidzie i iOS możemy cieszyć się Don’t Starve, The Banner Saga całą stertą niewymagających gier. Z reguły są to pozycje dwuwymiarowa, a więc nie tylko mniej wymagające, ale i stosunkowo proste do przełożenia na mobilne sterowanie. Tym co natomiast potrafi zaimponować to całkiem to większe produkcje korzystające z trójwymiarowej oprawy. I tak z powodzeniem na mobilki przeniesiono przygodówki od Telletale (te są dostępne niemal równolegle z główną premierą), Life is Strange, The Talos Principle, Fortnite i The Witness. To wszystko dość świeże rzeczy, którymi możemy się cieszyć w dowolnym miejscu. Oczywiście, grafika została pogorszona, a sterowanie nie jest zwykle aż tak wygodne. Ciężko jednak rozrywając się podczas podróży, klnąć nad brakiem tekstur w wysokiej rozdzielczości 60 FPS. Gry te prezentują się i tak zaskakująco dobrze.
Zgoła inne wrażenia można odnieść często w odwrotnym przypadku. Kiedy to tytuły przewidziane na telefony, trafiają na duże sprzęty. Taka edycja nie zawsze jest krokiem na przód…
Majstrowanie czasem
Taki problem ma właśnie Green Game: Time Swapper, krakowskiego studia iFun4all. To prosta gra logiczna na zabicie czasu. Gracze wcielają się tu w mechanicznego ptaka próbującego przedostać się przez 50 przygotowanych etapów. Te usiane są pułapkami i tubami z powietrzem, które kontrolowane mogą być za pomocą zdolności manipulacji czasem bohatera. Choć fabularnie nie wydaje się to mieć jakiegokolwiek sensu, trzeba przyznać, że twórcy potrafili umiejętnie wykorzystać mechanikę. Gra obdarowana została przemyślanymi zagadkami, mogącymi zatrzymać chwilę. Nie ma tu jednak miejsca na frustrację i po zastanowieniu się zwykle łatwo trafić na perfekcyjne rozwiązanie. Mamy tu odczynienia z typową przyjemną produkcją, na krótkie sesje. Relaksacyjny charakter potęguje bardzo miła dla oka oprawa wizualna używająca niemal tylko odcieni zieleni, kontrastującą z czernią. Na plus wypada również jazzowo-soulowa ścieżka dźwiękowa. Wpada ładnie w ucho i wprowadza w odpowiedni nastrój.
Tylko na co to komu?
W czym więc tkwi problem produkcji, skoro wygląda na raczej przemyślaną i niezłą? Bo to właśnie jest miła, całkiem dobra gra, ale na komórki. I właśnie tam powinna zostać. Pecetowa wersja została położona przez kiepskie sterowanie. W Green Game bowiem mechanika cofania czasu, opiera się na przesuwaniu wirtualne wskazówki zegara. Wiadomo więc, że rozwiązanie to zostało pomyślane pod mazianie palcem na ekranie. Czar pryska przy użyciu myszą. Rzecz staje się niezbyt precyzyjna i co gorsze, naprawdę męcząca dla nadgarstka. Alternatywą pozostaje korzystanie strzałek na klawiaturze. Nie wydaje mi się tylko, by precyzyjne klikanie na dwa klawisze pokrywało się z oryginalnym założeniem i, zupełnie nie daje tego feelingu. Osobiście również, gdy siadam do gry przed komputerem oczekuję nieco głębszego typu rozgrywki. Tak prosta mechanika, ograniczona do dwóch ruchów, by manipulować elementami otoczenia i zdobywać power-upy, przy dłuższym posiedzeniu okazuje się być raczej płytka. Także obiecywane pięćdziesiąt plansz, w rzeczywistości nie zapewnia zbyt długiego czasu zabawy. Choć na tą kwestię w sumie ciężko mi narzekać. Wszak należy pamiętać, że gra kosztuje jedynie 11 zł i ciężko oczekiwać w tej kwocie cudów. Otrzymujemy więc przeciętniaka, który po prostu nie pasuje na platformę, na którą został sportowany. Może gdyby został wzbogacony o jakieś nowe elementy względem oryginału, to byłby godny uwagi. Bo w sumie jest, pod warunkiem, że sięgniemy po wersję na smartfony i tablety. Być może też na konsolach wychylanie gałki analogowej, rozwiązuje problem ze sterowaniem.
Jak to zrobić dobrze?
Czy istnieje więc jakiś sens i sposób na przenoszenie mobilnych gier na PC? Taki port nie może być czystym przeniesieniem 1:1. Po co mam przecież grać w domu w coś co zostało stworzone pod krótkie, niezobowiązujące posiedzenia. Mile widziana jest więc zawartość dodatkowa i dostosowanie sterowania. Chcę mieć pewność, iż ogrywam najlepszą dostępną wersję tytułu. Kluczem jest jednak specyfika mechaniki. To właśnie ona określa jaka może być platforma docelowa. Dlatego właśnie takie Hitman GO i Republique zostały przeniesione z powodzeniem. Zasady gier są na tyle proste do przełożenia i uniwersalne, że bez problemu sprawdzają się niezależnie czy to mobilka, pecet, czy konsola. Mam nadzieję, że w przyszłości częściej będę spotykać się z takimi udanymi operacjami.