Agony miało być tytułem, który obrzydzi i wzbudzi wiele emocji oraz da frajdę z rozgrywki. O ile pierwszy punkt, pomimo usuniętych scen, w pewien sposób sprostał oczekiwaniom, o tyle pozostałym elementom niestety nie udało się to.
MadMind to studio debiutujące na polskim rynku. Za cel obrało sobie pokazać graczom prawdziwe, krwawe, pełne katuszy piekło. Miało być naprawdę brutalnie. Po części zostało to wszystko spełnione. Niestety, inwestorzy nie zgodzili się na wiele brutalnych scen, z racji czego deweloperzy byli zmuszeni je usunąć. Zapewne za jakiś czas moderom uda się je odzyskać. Nawet jeśli to nastąpi to wątpię, by dodatkowe materiały mogły zrekompensować grze niesamowitą nudę, jaka towarzyszy graczowi podczas przemierzania krwawego piekła.
Hej ho, hej ho, przez piekło by się szło
Piekło z natury nie powinno być przyjemne, jednak wciąż jest fascynującym i pełnym strachu tematem. Z tego założenia wyszli też twórcy gry, chcąc nam zaserwować ciekawą, a zarazem straszną wędrówkę. Z drugiej strony miejsce zaprezentowane nam w Agony ani trochę nie przeraża gracza. Wersja piekła w grze to miejsce nieskończonej masakry i mordu. Pełno niezliczonych lokacji tortur oraz hektolitry krwi i mięsa. Gra obrzydza – nie straszy.
W Agony wcielamy się w świeżo upieczonego (ciekawa gra słów) nieszczęśnika, który budzi się u bram piekła. Jego wspomnienia – w tym imię – zostały spalone podczas wędrówki na dół. Według tego, co od małego mówili nam rodzice i babcia, powinien przyjść teraz diabeł z rogami i zacząć nas torturować. Jednak w jakiś sposób nowe mięso przedostaje się sprytnie przez wrota piekieł. Towarzyszy mu tak zwana Czerwona Bogini, która go prowadzi. Tylko ona może pomóc mu odzyskać utracone wspomnienia i uniknąć zguby. I tak oto zaczyna się nasza długa, żmudna i nudna wędrówka przez piekło.
Agony to gra, która skupia się głównie na eksploracji. Jesteśmy duszą, która może przejmować napotkane persony. Tak więc jeśli zginiemy podczas pozbawionej sensu wędrówce po koszmarnych lokacjach, trzeba szybko znaleźć majaczącego nieboraka i przejąć jego ciało. Mamy na to mało czasu, więc po prostu nasza dusza umiera i musimy wczytać ostatni zapis gry. I tak w kółko, panie Macieju. Po jakimś czasie staje się to strasznie irytujące, ponieważ kilka razy (mój rekord to kilkanaście) trzeba przechodzić jedną i tę samą lokację, co jest bardzo nudne.
Wszyscy nieszczęśnicy włóczący się po piekle to zwykłe, wysuszone persony. Możemy podejmować z nimi pewne interakcje. Walnąć, rzucić czy też kopnąć. Podczas wędrówki po lokalizacjach poruszamy się strasznie wolno. Możemy jednak wykonać ograniczony sprint i skakać. Nie uświadczymy tutaj żadnej broni, którą można by zdobyć, ponieważ nigdy nie walczymy. Za to zbieramy pochodnie, które oświetlają trasę. I tyle. Kiedy natkniemy się na wroga, mamy trzy opcje: uciekać, gdzie pieprz rośnie, przekraść się niezauważonym albo ukryć i po prostu czekać. Teoretycznie podczas złapania można próbować się wyrwać i… znów uciekać, ale graniczy to z cudem, ponieważ wrogowie są losowi i już na starcie możemy trafić na mocnego bossa, który po prostu nie powinien się tutaj znajdować.
Demony, co ja mam z wami począć?
W grze napotkamy tylko kilku wrogów – zaczynając od roju owadów, aż do wielkich bossów, którzy dosłownie mogą wyrwać i zniszczyć naszą duszę. Oczywiście są wyjątki – złapanie nas przez wroga kończy się zazwyczaj śmiercią. W ten sposób nasza godzinna wędrówka musi zaczynać się od nowa, a to wszystko właśnie przez wspomnianą wcześniej losowość potworów.
Podczas wędrówki jest strasznie ciemno. Gra w dzień przy świetle słonecznym często mija się z celem, bo po prostu nic nie widać na ekranie. Twórcy do gry wsadzili fioletowego świetlika wskazującego nam drogę. Bez tego po prostu błądzilibyśmy bez celu. Warto tutaj zaznaczyć, że jeśli wybieramy poziom gry inny niż łatwy, będziemy mieć wtedy ograniczoną ilość świetlików. Często było tak, że nie mogąc już przywołać wskaźnika, po prostu chodziłem bez celu.
Kiedy już udaje nam się omijać wrogów, musimy skupić się na zbieraniu niewielkiej liczby ważnych obiektów i układaniu ich w bardzo specyficzny sposób, aby otworzyć drzwi do następnych lokacji. Nie jest to łatwe, szczególnie na samym początku, gdzie poruszamy się przez labirynty tuneli, a w nich czai się masa potworów. Najgorsze, że na początku rozgrywki nie uświadczymy checkpointów, więc jeśli uzbieramy sporo elementów potrzebnych do otwarcia nowej lokacji i wtedy trafimy na losowo wybranego mocnego potwora… równie dobrze możemy te znajdźki po prostu wywalić do kosza. I BUM! Zaczynam od nowa.
Co tu widać, co tu słychać
Pod względem oprawy graficznej Agony prezentuje się ładnie, jednak przez większość gry ciężko tego nie widać, ponieważ jest strasznie ciemno. Modele są dopracowane, jednak nie są najwyższych lotów, ale nie są też źle zaprojektowane. Lokacje to przede wszystkim flaki, krew i majaczący nieszczęśnicy. Natomiast jeśli chodzi muzykę, ta jest świetna i bardzo dobrze oddaje klimat piekła – zaszczucia i zagubienia. Jeśli zdecydujecie się zagrać w Agony, to koniecznie uczyńcie to z słuchawkami na głowie.
Wychodzimy z piekła
Agony to przykład, jak można zepsuć ciekawy pomysł. Nie wiem, czy jest to wina samych twórców, czy też naciskających na nich inwestorów i z racji tego było mało czasu na przygotowanie wszystkiego. To gra, która nie zostanie odpalona kolejny raz na moim komputerze. Dobra, żeby włączyć, zobaczyć co tam się dzieje, wyłączyć i zapomnieć. Jeśli jednak lubicie gry typu – „chodzę sobie i patrzę” – to zagrajcie. Może wyrobicie sobie lepszą opinię na temat produktu?
Nie udało Ci się mnie zniechęcić, i tak muszę sama spróbować, chociażby dla grafiki 😀