Nie da się ukryć, że każdą powieść Maas wypatruję z wielkim zniecierpliwieniem. I na nową nowelkę wszyscy fani Dworów czekali z utęsknieniem, gdyż miała ona zakończyć wątek głównej pary, aby zaraz potem zrównać powieść z ziemią. Czy słusznie?
Sarah J. Maas dobrze dała się poznać jako pisarka fantasy, która swoje powieści tworzy w oparciu o klasyczne baśnie, takie jak Piękna i Bestia czy Kopciuszek. Na swoim koncie ma serię Szklany tron wraz z opowiadaniami z tego samego świata, oraz trylogię Dwór cierni i róż. Dwór szronu i blasku gwiazd początkowo miał stanowić dopełnienie historii Feyry i Rhysanda, ale poniekąd stał się czwartym tomem cyklu, który nie spotkał się z ciepłym przyjęciem przez fanów autorki. A wszystko przez to, że zabrakło w nim akcji, tak dobrze znanej wielbicielom Maas. I ja również poczułam się nieco rozczarowana. Nie zamierzam jednak zmieszać tej książki z błotem, bo miała ona w sobie coś intrygującego.
I nadeszła zima
Akcja Dworu szronu i blasku gwiazd rozgrywa się już po wojnie. Dwór Nocy wraz z mieszkańcami Velaris próbują uporać się z traumatycznymi przeżyciami i powoli odbudować miasto z ruin. Feyra nękana jest przez straszliwe wspomnienia z tych pamiętnych dni, kiedy życie jej ukochanych osób wisiało na włosku i od podjętych przez nią decyzji zależał wynik całej bitwy. Tymczasem zbliża się Przesilenie Zimowe, które może przynieść wiele dobrego, między innymi zasklepić rany i naprawić relacje mocno nadszarpnięte przez wojnę. Bohaterowie nie spodziewają się jednak, jak ten magiczny czas wpłynie na przyszłość Dworu Nocy i całego świata.
Książka o niczym?
Zacznę od minusów Dworu szronu i blasku gwiazd tak bardzo wytykanych przez fanów serii, a na które również zwróciłam uwagę. Większość wielbicieli Maas uważa, że ta powieść jest niepotrzebna i nie wnosi niczego nowego do całego cyklu. I tutaj muszę się zgodzić, ale też nie do końca tak jest. Już wyjaśniam. Nie można napisać, że ta książka jest o niczym, ponieważ coś jednak dzieje się przez te trzysta dwadzieścia stron. Aczkolwiek nie są to wydarzenia mające wielki wpływ na przyszłe losy wykreowanego świata. Nie zostaje wprowadzony żaden nowy wątek, ani bohater, który mógłby odegrać istotną rolę w kolejnych częściach. Za to dostaliśmy powieść przepełnioną wspomnieniami o zamierzchłych wydarzeniach – raz za razem któryś z bohaterów przywołuje w pamięci tragiczne momenty ze swojej przeszłości. Czytelnik może poczuć się zmęczony wałkowaniem po raz kolejny tego samego tematu. Czy więc było sens, aby napisać swoistą powtórkę z rozgrywki? Mimo wszystko uważam, że tak.
Wszystko dzięki świetnemu poprowadzeniu historii. Tym razem mamy do czynienia z kilkoma narracjami. Większa część opowiedziana jest z punktu widzenia Feyry, ale Rhysand i wewnętrzny krąg też odegrali tutaj dużą rolę. Taki zabieg bardzo mi się spodobał z dwóch powodów. Po pierwsze akcja rozgrywa się w kilku miejscach, a wydarzenia możemy obserwować z kilku perspektyw i zrozumieć postępowanie bohaterów w danej sytuacji. Ale także dlatego, że Sarah J. Maas tworzy wspaniałe i nietuzinkowe postacie i po prostu chce się poznać każdego z nich nieco bliżej. Pisarka wlewa dużo serca w swoich bohaterów, jest mistrzynią w graniu na emocjach, w ukazywaniu ludzkich charakterów, złożoności życia i trudności, z jakimi przychodzi nieraz nam samym się zmierzyć. I właśnie Dwór szronu i blasku gwiazd jest takim swoistym potwierdzeniem talentu pisarki do kreowania nie tylko postaci, ale również przedstawionego świata.
I nie mogę zapomnieć o klimacie, jaki panuje w tym tomie! Ta powieść jest idealna jako lektura na okres zimowy, a już zwłaszcza w okolicach świąt bożonarodzeniowych. Ulice pokrywa gruba warstwa śniegu, a ludzie pospiesznie przemykają brukowanymi ulicami, ubrani w ciepłe płaszcze, aby zdążyć z przygotowaniami i kupić swoim bliskim prezenty z okazji Przesilenia. Znamy to, prawda? Pisarce doskonale udało się uchwycić ten wyjątkowy magiczny czas, zwłaszcza, kiedy za własnym oknem panuje podobna pogoda, a temperatura spada poniżej zera.
To warto, czy nie warto?
Cóż, to zależy od podejścia. Na pewno nic nie stracicie, jeżeli nie przeczytacie tego tomu/nowelki, ale szkoda jednak nie powrócić do Valeris i raz jeszcze wspólnie z bohaterami przemieszczać się po znanych miejscach. Podobno w przygotowaniu jest kolejna część, więc ta powieść może stanowić takie przypomnienie najważniejszych wydarzeń i przyjemne podsumowanie niektórych wątków. Także sami musicie zdecydować, czy taka forma wam odpowiada. Ja się czuję ukontentowana. Zresztą, jak przy każdej książce Maas.