Ogrodzie mój, potąd będzie
Los twój boleśnie mnie smucić,
Aż Ogrodnicy zdołają
Dawne Życie ci wrócić1.
Rok Potopu to drugi tom trylogii Maddaddam. Książka nie stanowi jednak bezpośredniej kontynuacji Oryks i Derkacza. Wydarzenia w niej opisane toczą się równolegle i przez długi czas nie mają nic wspólnego z tymi wspominanymi przez Yetiego. „Przez długi czas”, ponieważ w końcu dochodzi do zazębienia i obydwie, pozornie nieprzystające fabuły nagle wpasowują się w siebie tak ściśle, że właściwie trudno je sobie wyobrazić oddzielnie. Znać po tym kunszt autorki, skoro udało jej się uzyskać podobny efekt.
W Roku Potopu dwie postaci wysuwają się na pierwszy plan: Toby i Ren. Obydwie w wyniku różnych życiowych kolei, nie całkiem z własnej woli, trafiają na łono Bożych Ogrodników – do ekologicznej sekty wegetarianów, starającej się żyć w zgodzie z naturą, odrzucającej szkodliwe zdobycze współczesności. Podczas gdy w Oryks i Derkaczu czytelnik poznał na wylot środowisko korporacyjne, tu może przyjrzeć się bliżej życiu w plebsopoliach. Odkryje też inne siły, które sprowadziły na ludzkość Bezwodny Potop. Przyznajcie się: czy naprawdę nigdy nie zastanawialiście się, z kim właściwie współpracował Derkacz i dlaczego?
Podstawowe przesłanie powieści wydaje się oczywiste: ludzkość nie szanuje otaczającego ją świata. Rezultaty takiego postępowania są trudne do przewidzenia, ale zawsze jednoznacznie złe. Należy przy tym pamiętać, że trylogia Maddaddam to dystopia nie tylko ekologiczna: erozji uległy relacje społeczne i systemy wartości. Przeciętni ludzie gubią sens życia, a czołowi pracownicy korporacji ze zgrozą odkrywają, nad jakimi potwornościami w rzeczywistości pracują. W rezultacie wielu z nich dezerteruje i staje się terrorystami.
Wróćmy jednak do Toby i Ren. Obydwie sporo przeszły: na różnych etapach życia zostały dotkliwie skrzywdzone przez mężczyzn; żadna nigdy nie zdobyła społecznego szacunku ani podziwu, nie zrobiła błyskotliwej kariery; ich rodziny rozpadły się; wreszcie obydwie głęboko przesiąkły ideałami sekty Bożych Ogrodników, nauczaniem Adamów i Ew, którzy interpretowali Biblię na modłę ultrafranciszkańską do kwadratu i szykowali się na nieuchronną zagładę. Szaleńcy? Być może. Zarówno Toby, jak i Ren w pewnym momencie chciały się wyrwać spod ich wpływu. Obydwie też potem za nimi tęskniły, uświadamiając sobie, że to właśnie wśród członków sekty zaznały najwięcej ludzkiej bliskości i przyjaźni. Przetrwanie Bezwodnego Potopu zawdzięczają w równej mierze szczęściu, co naukom Bożych Ogrodników.
Rok potopu czyta się trudniej niż Oryks i Derkacza. Akcja toczy się wolniej, ekspozycja jakby trwała dłużej, odbiorca musi uzbroić się w cierpliwość, zanim wątki wyraźniej się zarysują, a zwłaszcza – zanim stanie się oczywiste, w jaki sposób ta nowa historia łączy się z poprzedniczką. Narrację – prowadzoną raz z perspektywy Toby, a raz Ren – przeplatają kazania Adama Pierwszego oraz pieśni z Niepisanego śpiewnika Bożych Ogrodników. (Te ostatnie zresztą doczekały się nagrania: www.yearoftheflood.com). Nie chcę jednak powiedzieć, że drugi tom jest gorszy od pierwszego, nic w tym rodzaju. Jest inny, wymaga większego skupienia. Wnosi wiele nowego do świata przedstawionego, nadaje wydarzeniom religijnej i filozoficznej perspektywy. Wzbudza też mimowolną ciekawość: czy w trzeciej odsłonie cyklu autorka zastosowała tę samą sztuczkę i znów poznamy inną równoległą perspektywę? Czy jednak wrócimy do linearnej prezentacji zdarzeń? A może coś jeszcze innego?
1 Margaret Atwood, Rok Potopu, tłum. Marcin Michalski.