Urodzone w tajemniczych okolicznościach dzieci obdarzone nadprzyrodzonymi mocami zostają adoptowane przez tajemniczego dżentelmena. Wspólnie tworzą dysfunkcyjną rodzinę, która próbuje walczyć ze złem i występkiem wszelkiej maści. W ciągu dwóch dekad drużyna jednak całkowicie się rozpada i dopiero pogrzeb jej założyciela doprowadza do jej ponownego spotkania.
„Szalona jazda bez trzymanki” to jeden ze zdecydowanie nadużywanych sloganów. Trudno jednak oprzeć się pokusie opisania pierwszego tomu Umbrella Academy właśnie w ten sposób. Twórcy rozpoczynają komiks całostronicowym kadrem przedstawiającym pojedynek olbrzymiego zapaśnika z kosmiczną ośmiornicą, po czym w ekspresowym tempie przedstawiają nam genezę wychowanków tytułowej akademii. Akcja nabiera prędkości i nie zwalnia aż do końca, co chwila rzucając czytelników w nowe punkty w czasoprzestrzeni oraz przedstawiając im kolejne, coraz dziwniejsze postacie.
Fabularny rollercoaster
Lektura komiksu Gerarda Waya i Gabriela Bá to momentami zbyt intensywne doświadczenie. Mimo intrygujących postaci i pomysłowej fabuły, czasami czułem się, jakby w moim egzemplarzu komiksu zabrakło części rozdziałów albo przynajmniej kartek. Albo jakbym zaczął oglądać serial od przedostatniego odcinka. Wstęp jest minimalny, protagonistów oraz świat przedstawiony ledwie znamy, a autorzy już rzucają nas w sam środek akcji, by po chwili przeskoczyć w czasie i pokazać, że drużyna przestała funkcjonować, a część postaci nie żyje. I niby nie ma nic złego w takim rzucaniu odbiorców na głęboką wodę. Problem w tym, że bez odpowiedniej ekspozycji łatwo pogubić się w tym, kim są i o czym rozmawiają bohaterowie. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek reakcji emocjonalnej na ich losy. Entuzjazm niedoświadczonego scenarzysty w połączeniu z ograniczeniem Suity Apokaliptycznej do sześciu zeszytów zaowocowały dynamiczną, ale nieco zbyt chaotycznie poprowadzoną opowieścią. W miniserii po prostu zabrakło miejsca, żeby adekwatnie przedstawić nam tylu protagonistów oraz rzeczywistość, w której żyją, a przy tym opowiedzieć spójną historię. W efekcie ten rozpędzony wagonik nieraz jest bardzo blisko wypadnięcia z narracyjnych torów.
Jaka ładna Apokalipsa
Złego słowa nie mogę za to napisać o warstwie wizualnej i polskim wydaniu pierwszego tomu Umbrella Academy. Uproszczone i przerysowane postacie umieszczone w ciekawie skomponowanych, pełnych detali kadrach kojarzą mi się z tym, co Kevin O’Neill zaprezentował w Lidze Niezwykłych Dżentelmenów. Efekt końcowy dopełniają intensywne i zróżnicowane kolory Dave’a Stewarta stanowiące całkowite przeciwieństwo pustej, białej okładki. Wydawnictwo KBOOM zadbało również o bardzo sympatyczne materiały dodatkowe. Rozdziały przedzielone są fenomenalnymi ilustracjami z wydań zeszytowych autorstwa Jamesa Jeana (znanego polskim czytelnikom z serii Baśnie), a na końcu albumu znalazły się projekty postaci wraz z komentarzami autorów, a także dwie poboczne historie.
Dla kogo?
Jedno ze źródeł inspiracji dla Waya stanowił Doom Patrol Granta Morissona. Sporo jest tu również podobieństw do Hellboya, Homara Johnsona i innych opowieści z Mignolaverse, chociaż z mniejszą ilością mroku. Suita Apokaliptyczna powinna też spodobać się fanom Czarnego Młota, jednak nie znajdą oni w niej podobnie pogłębionych portretów psychologicznych bohaterów. Jeśli oczekujecie przeszarżowanej historii przygodowej, która eksperymentuje z elementami weird fiction i motywem drużyny superbohaterów, a przy tym nie boicie się pewnego chaosu narracyjnego, to Umbrella Academy jest komiksem, którego szukacie.