Jeszcze przed premierą Przebudzenia Mocy, Lucasfilm ogłosił, że, odpowiedzialny za Jurassic World, Colin Trevorrow zajmie się dziewiątym epizodem Gwiezdnych Wojen. Potem jednak okazało się, że współpraca nie do końca wychodzi tak, jak powinna, a reżyser opuścił projekt, w związku z „różnicami twórczymi”.
Studio musiało zatem zapełnić tę dziurę. Szybko ogłoszono, że, odpowiedzialny za VII część, J.J. Abrams powróci do swojej roli, by dokończyć tę trylogię.
W wywiadzie dla Rolling Stone, Abrams komentuje:
Nie miałem zamiaru wracać, ale kiedy pojawiła się okazja na skończenie historii, którą zacząłem, z tymi wszystkimi nowymi postaciami, okazja na opowiedzenie ich ostatniego rozdziału, poczułem, że daje mi to możliwość przekroczenia pewnych granic i zrobienia filmu lepszego od siódemki. Podczas pracy przy tym filmie wiele się nauczyłem i zrozumiałem, że pewnych rzeczy nie osiągnęliśmy. Częściowo dlatego, że to początek tych nowych bohaterów i ich opowieści. Ta szansa, by wykorzystać wszystko, czego się nauczyliśmy i przeczucie na temat tego, kim i czym są te postacie, a także możliwość zrealizowania ostatniego rozdziału ich historii, będącego esencją tego, co zaczęliśmy… To zbyt kusząca propozycja, by ją odrzucić.
Ponowny wybór Abramsa na reżysera Gwiezdnych Wojen zdaje się być bezpiecznym rozwiązaniem, jednak niektórzy fani są nieco zawiedzeni, że Lucasfilm nie postawił na kogoś „bardziej ekscytującego” jak Denis Villeneuve czy Matt Reeves. Niemniej, sama Daisy Ridley, wcielająca się w Rey, była tak zachwycona, że przyznała, iż popłynęły łzy.
Zobacz również: A gdyby tak Waititi zabrał się za „Gwiezdne wojny”?
Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi, czyli część VIII słynnej sagi, zadebiutuje w kinach za równy tydzień, czyli 15 grudnia. Z kolei IX epizod, który nie ma jeszcze oficjalnego tytułu, planowany jest na grudzień 2019 roku.