Mateusz: Masz rację, scenarzyści Trupów często nie potrafili łatać dziur fabularnych, co ewidentnie zabijało wiele potencjalnie rokujących wątków. Skoro wspomnieliśmy już o odejściach w serialu – jaki wpływ na The Walking Dead miało odejście (czasowe?) Ricka i Michonne? Czy była to konieczna zmiana i dała przestrzeń na rozwój fabuły oraz innych bohaterów, a może jednak pogrążyła serial?
Według mnie odejście Ricka uwolniło nieco możliwości fabularne, gdyż – jak na bohatera pierwszoplanowego przystało – to wokół nieego kręciło się większość wątków. Przez zbyt wiele sezonów musieliśmy na nowo oglądać metamorfozę postaci, z silnego lidera w obłąkanego i żądnego władzy przywódcę pokroju Gubernatora, a następnie pogrążonego w rozpaczy cierpiętnika, bezwzględnego władcę, litościwego wojownika oraz superbohatera (nawet Cap nie radziłby sobie z zombiakami tak dobrze). Szczerze powiedziawszy, byłem już zmęczony tematem Ricka. Nigdy nie uwierzyłem jednak w informację, że scenarzyści go “ubiją”, co przełożyło się na zapowiedziany film ze świata TWD. Szkoda natomiast Carla, bo bohater ewoluował przez kolejne sezony, dzięki czemu wyrastał na potencjalnego lidera grupy. Wydaje się, że na odejściu postaci najwięcej zyskał Daryl, bo przypadek Carol oceniam na równi z Rickiem i nie potrafię odnaleźć w sobie motywacji do zainteresowania się jej zbyt wyeksploatowaną postacią.
Aga: W 9. sezonie Rick przyjmuje rolę cieśli, czy też zarządcy budowy mostu, a kilka lat po jego stracie widzimy Michonne jako samotną matkę wychowującą dwójkę dzieci i zarazem członka rady miejskiej, która czasem wieczorem relaksuje się, zabijając kilku sztywnych przed bramą osady. W prawdziwym życiu byłyby to oczywiście bardzo szlachetne role, ale dla serialu nie są to misje kluczowe, bez których jego fabuła nie mogłaby toczyć się dalej. Naturalnym jest, że odczuwamy sentyment dla obydwu tych postaci; Ricka pamiętamy jeszcze jako samotnego rewolwerowca, żywcem wyjętego z westernu, a Michonne w roli tajemniczej wojowniczki z samurajskim mieczem i dwoma towarzyszącymi jej zombiakami. Mimo że czas mocno dał im się we znaki i zmiany w ich życiu były nieuniknione, to te obrazy najmocniej pozostają w naszej pamięci.
Nowa grupka postaci (z buntowniczą Magną, nauczycielem muzyki Lukiem itd.), która dołączyła do serialu, nie wydaje mi się tak charyzmatyczna, jak wcześniej znani nam bohaterowie. Natomiast tym, co bardziej odwróciło moją uwagę od odejścia Ricka i Michonne, były liczne zaskakujące wydarzenia, jak np. zakradnięcie się Alfy na targ, odkrycie jej spiskowca w głównej grupie czy tajna misja Negana (wygląda na to, że temat przewodni ostatnich dwóch sezonów, to działanie pod przykrywką). Na koniec mamy jeszcze aż dwie epickie walki z Szeptaczami, z których ta pierwsza (z pomysłowym oblężeniem miasta i wykorzystaniem wyrzutni z żywicą) była dość nieoczekiwana.
Krzysiek: Ricka było już nieco zbyt dużo, owszem, ale moim zdaniem jego “zejście ze sceny” można było rozwiązać lepiej. Przede wszystkim potrzebny był kompetentny i uzasadniony fabularnie następca, a tego nie dostaliśmy. Wszelkie postaci, które przez jakiś czas były wyraźnie kierunkowane na przyszłych przywódców, zostały wcześniej powybijane bez żadnego wyraźnego powodu. Carl? Glenn? Tara? Jesus? Wszyscy martwi. Zamiast tego na liderów lansowane są stare i/lub popularne postaci, nawet jeśli kompletnie nie pasuje to do ich wcześniej budowanego charakteru – Daryl i Michonne to samotnicy, Carol jest nieobliczalna i niestabilna, Gabriel to tchórz i zdrajca. Zostają przywódcami tylko dlatego, że ktoś musi, a wszystkie lepsze postaci zostały już wyeliminowane.
A co do samego Ricka, wolałbym raczej, żeby “przeszedł na emeryturę” i pozostał w serialu, ale w formie pomniejszego zarządcy i doradcy z mniejszą ilością czasu ekranowego, wspierającego nowych liderów, albo ewentualnie odszedł do innej osady, której byśmy nie śledzili, z możliwością przyszłego powrotu lub funkcjonowania w formie okazjonalnego cameo, choćby jako głos płynący przez radiostację. Rozumiem jednak, że los Ricka był podyktowany przede wszystkim decyzjami samego Andrew Lincolna, a nie autorów scenariusza.
Dołącz do dyskusji