Cosplayer, larpowiec, ale przede wszystkim sympatyczna osoba.
Niektórzy mają talent manualny, inni muzyczny, kolejni zaś aktorski. Są jednak tacy, w których natura skumulowała wszystkie trzy wspomniane zdolności. Gdy na scenie jednego z konkursów cosplayu ujrzałem warczącego wojownika Uruk-hai, który po chwili dobył drewnianego fletu i zaczął grać motyw muzyczny kojarzony z wizualizacją Tolkienowskiego Shire autorstwa Petera Jacksona, wiedziałem, że mam przed sobą właśnie taką osobę. Cosplayer, larpowiec, koordynator konkursów cosplay, czyli Kovalsky Crafts.
Czy myślałem wtedy, że kiedyś z kimś takim zamienię choćby słowo? Raczej nie, lecz jednak tak się stało! A jaki jest tego efekt? Możecie zobaczyć sami.
Ostatnia Tawerna: Zacznijmy od początku. Jak to się stało, że postanowiłeś zająć się cosplayem? Kiedy powiedziałeś sobie: „tak, to jest to, czym chcę się zajmować”?
Kovalsky Crafts: Już w liceum uwielbiałem się przebierać do filmów, które kręciliśmy ze znajomymi. Nikt jednak nie wiedział wtedy, że jest coś takiego jak cosplay. W moim środowisku zazwyczaj czas spędzaliśmy grając w piłkę. Więc kiedy to usłyszałem o czymś takim jak konwent, stwierdziłem, że muszę wykonać swój pierwszy strój. Nie znając żadnych materiałów, nie mając wiedzy i umiejętności praktycznych wyszło, no cóż… nie najlepiej 😀
Nikt mnie nie rozpoznał, bo wykonać Predatora z drewna nie jest łatwo. Nie poddałem się jednak, ponieważ lubię wyzwania, zrobiłem więc kolejny strój. Na kieleckim Sabat-Fiction fest pojawiłem się jako Shen i pomimo że strój był wykonany ze szmat z lumpeksu i butelek po wodzie, byłem zadowolony, ponieważ masa ludzi mnie rozpoznawała i robiła sobie ze mną zdjęcia. Wtedy stwierdziłem, że będę pogłębiał wiedzę i umiejętności w tej dziedzinie.
OT: Pamiętasz swój pierwszy występ na scenie? Był to dla Ciebie duży stres?
KC: Mój pierwszy występ na scenie miał miejsce na Serialisie – Międzynarodowym Festiwalu Seriali – jako Uruk-hai. Udało mi się wtedy zająć pierwsze miejsce. Był to mój debiutancki występ, konkurencja była naprawdę na wysokim poziomie, jednak gdy pojawiłem się przed publicznością i usłyszałem muzykę, scena sama mnie poniosła. Od tamtego czasu nie czuję już tremy i myślę, że takie pokonanie strachu pomogło mi też psychicznie otworzyć się przed publicznymi wystąpieniami.
OT: Czym kierujesz się przy wyborze postaci? Bardziej jej wyglądem, Twoją sympatią do niej, czy czymś innym?
KC: Moją pierwszą kategorią jest estetyka postaci. Znam swoje cechy budowy, nie jestem np. jakimś megawysokim i skokszonym facetem, dlatego postacie typowych tanków zawsze musiały pozostawać niespełnionym marzeniem (do niedawna, ale o tym może kiedy indziej). Musiałem więc się zaspokajać różnego rodzaju zabójcami, stworami itp. postaciami z filmów i gier. Gdy już zrobiłem research na temat postaci, analizowałem ich typ zachowania i charakter. Ważne było też to, czy ich historia w ogóle mi się podoba. Często mam jednak dylemat z wybraniem tej jednej jedynej postaci, za którą mam się teraz zabrać.
OT: Co dotychczas stanowiło dla Ciebie największe wyzwanie?
KC: Pod względem technicznego rozpracowania największym wyzwaniem było dla mnie zaprojektowanie pochodni Uruk-haia, która to miała się iskrzyć i dymić na scenie bez użycia pirotechniki, która jest na tego typu konkursach zabroniona dla bezpieczeństwa publiki. Ostatecznie jednak, po długich przemyśleniach, zaprojektowałem ją tak, aby spełniła te dziwaczne wymagania, więc pochodnia paliła się i kopciła bez ognia.
Innym trudnym wyzwaniem był dla mnie hełm Theodena z Rohanu. Gdy podejmowałem się wykonania go, nie przypuszczałem, że będzie to dla mnie tak trudne zadanie. Masa szczegółów i detali była naprawdę przytłaczająca, bo wszystkie muszą się układać symetrycznie, aby efekt był na poziomie. Musiałem nauczyć się stosować kilka technik, żeby osiągnąć zamierzony efekt oraz niejednokrotnie spędzałem godziny rozmyślając, która metoda będzie najlepszą do rozwiązania danej sprawy estetycznej. Ostatecznie jednak ukończyłem hełm i jestem z niego bardzo dumny.
OT: W tym roku po raz drugi będziesz pełnił rolę koordynatora konkursu cosplay na Sabat Fiction-Fest. Jak wygląda organizacja takiego przedsięwzięcia?
KC: Racja, w tym roku także zajmuję się koordynowaniem naszego świętokrzyskiego konwentu, a w zasadzie festiwalu fantastyki Sabat-Fiction Fest. Nie jest to proste zadanie, ponieważ trzeba zwrócić uwagę na potrzeby wielu ludzi: cosplayerów, konferansjera, fotografów oraz widowni. Niejednokrotnie interesy tych osób stają się sprzeczne lub środki, którymi dysponuję okazują się niewystarczające. Czasem też pojawiają się nieoczekiwane niespodzianki, np. że któryś cosplayer się nie zjawi lub będzie potrzebował jakiegoś rekwizytu do scenki, albo że nagłośnienie przestanie działać. Wtedy trzeba zachować zimną krew i skoordynować działanie niektórych ludzi, aby zajęli się tym problemem w odpowiedni sposób. W koordynowaniu najważniejsza jest więc współpraca. Jakbym miał powiedzieć co cenię w koordynowaniu najbardziej, to powiedziałbym, że ludzi, helperów i technicznych, wykonawców moich poleceń oraz osoby, które zamawiają i obsługują sprzęt. Nawet najlepszy koordynator nie zrobiłby konkursu w pojedynkę, to praca zespołowa, ja jestem jedynie od znajdywania potrzeb oraz od pokierowania ludźmi tak, aby potrzeby te były spełnione i aby konkurs wyszedł na poziomie.
OT: Co sprawia Ci największą radość we wcielaniu się w różne postacie?
KC: Wydaje mi się, że przynależność. To, że ktoś cię rozpoznaje i od razu wiesz, że masz jakiś wspólny temat, na który z tą osobą możesz porozmawiać. Nie robię nigdy cosplayów postaci, których serii nie ogarniam, dlatego jak ktoś mnie rozpozna na konwencie np. „o, to syn harpii z Gry o tron„, to patrzę temu komuś prosto w oczy uśmiecham się w duszy i już wiem, że to jest mój człowiek 🙂 Człowiek z którym mam już punkt zaczepienia, żeby o czymś porozmawiać. Tak więc chyba poznawanie sobie podobnych wariatów jest dla mnie największą frajdą w samym chodzeniu w strojach.
OT: Prócz bycia cosplayerem jesteś też aktywnym graczem na larpach. Jak bardzo różni się wykonywanie stroju na larpa od cosplayu?
KC: Jest to diametralnie inna bajka. Cosplay ma wyglądać i jako tako działać, w larpie trochę zmieniamy priorytety – kostium ma wpierw działać, potem wyglądać. Przykładowo w cosplayu liczy się, aby zbroja była ładna lśniąca z detalami, ale nie musi wytrzymać napierdzielania piankowego miecza czy opadów. W larpie z kolei najważniejsza jest funkcjonalność, bo po co ci super wyglądająca broń, jak rozleci się lub zrobi krzywdę komuś po pierwszym uderzeniu?
Oczywistym jest jednak, że w larpie najlepszy jest złoty środek, dlatego poziom strojów jest z roku na rok coraz wyższy, bo ludzie starają się, żeby np. miecze nie tylko były bezpieczne, ale też wyglądały jak miecze, a nie tak zwane „pałomiecze”. Dalej jednak wydaje mi się, że funkcjonalność strojów w larpie jest priorytetem.
OT: Cosplay jest pełen pozytywnej energii i wesołych reakcji ludzi, ale czasem i tu zakradnie sie jakiś cień. Miałeś kiedyś jakiś nieprzyjemny incydent związany z tym zajęciem?
KC: Oprócz wielokrotnych poparzeń, obtarć, przecięć skóry przy samym tworzeniu, ale także i noszeniu stroju czasem ludzie ranią także psychicznie. Złe słowo może bardzo zbić człowieka z pantałyku. Taką sytuację miałem, gdy zrobiłem strój Uruk-haia i pomimo że wyszedł super, ludzie śmiali się, że wyglądam jak Uruk anorektyk. Osobiście mnie to mocno nie ruszyło, bo wydaje mi się, że trzeba mieć trochę dystansu do siebie. Zmotywowało mnie to jednak do regularniejszego chodzenia na siłownię i wybierania postaci bardziej odpowiednich do mojej postury. Jestem jednak świadom, że każdy reaguje inaczej na prześmiewczą krytykę, która godzi w aspekty fizyczne, ale co się tu o psychologii będę rozpisywać. Ludzie czasem to huuu…maniści, żeby nie przekląć, a parapetami nie ma się co przejmować. Cosplay ma dawać fun osobie noszącej i to jest najważniejsze 🙂
OT: Zdarzyło Ci się kiedyś zrezygnować z jakiegoś stroju przed jego ukończeniem?
KC: Zrezygnować nigdy, lecz przyznaję się, że mam czasem dłuższe zastoje spowodowane osłabieniem zapału. Cosplay traktuję jak miniwyzwanie i gdy już widzę, że to wyzwanie nie jest dla mnie wystarczające i efekt mojej pracy mnie zadowala, to nie chce mi się go kończyć, bo wolę zacząć już kolejny projekt, kolejne wyzwanie. Jest to z jednej strony dobra cecha, bo dzięki temu mam ciągle nowe cele, ale z drugiej strony czasem pojawiają się właśnie takie twórcze zastoje.
OT: Gdyby ktoś chciał rozpocząć swoją drogę ze sztuką cosplayu, jaką dałbyś mu radę?
KC: Nie przejmuj się porażką. Ja, gdy teraz patrzę na swoje pierwsze prace, to widzę masę niedociągnięć i wad, wręcz się zastanawiam, co mną wtedy kierowało, żeby wybrać taką metodę lub zostawić coś w takim stanie. Czasem jesteśmy zbyt krytyczni wobec siebie, pewnym jest jednak, że każdy kolejny projekt wyjdzie wam lepiej, więc nie przejmujcie się, najtrudniejszy jest ten pierwszy krok, więc jak ociągasz się z powodu obawy przed porażką, nie zwlekaj, bierz karton/piankę i ruszaj do roboty! Jeśli nie wykonasz pierwszego kroku, to nigdy nie popełnisz błędów, dzięki którym dochodzi się do wprawy.
Zdjęcie główne wykonane przez: Tomasz Stępień Foto