Korzenie
Mój kontakt z tą grą zacząłem z czystą kartą – do momentu ogłoszenia przez Rebel jej wydania nie wiedziałem o niej zupełnie nic, co zdarza się coraz rzadziej, gdyż dość intensywnie śledzę zarówno BGG, jak i zapowiedzi na światowych rynkach. Przeglądając profile autorów, można zauważyć, iż jest to debiut jednego z tych panów, podczas gdy drugi maczał już palce przy wielu znanych tytułach (np. Icaionie, Mysthei, Deckscape’ach czy ostatnio przy Wiedźmim kamieniu). Pomysł na swoiste połączenie everdellowego drzewa z Pluszowymi opowieściami bardzo mi się spodobał i wiedziałem, że na pewno w to zagram. Zagrałem. I czuję niedosyt.
Pień
Pod kątem wykonania Księga cudów na pierwszy rzut oka wygląda wzorowo. Ma bardzo fajną wypraskę, karty są dość sztywne, a figurki całkiem ładne. Na jakość żetonów też nie można narzekać, a dodatkowo dorzucono kilka geekboxów do przechowywania komponentów – świetny pomysł. Daniem głównym tutaj jest jednak tytułowa księga, a w tym miejscu mam spory zgrzyt. Ilustracje są bardzo ładne, a sam pomysł z zaginaniem elementów etc., który kojarzy się od razu z tym, co robiło się na plastyce w klasach 1–6, na papierze wygląda świetnie. Jednak w praktyce już tak nie jest. Moim zdaniem plansza jest mocno nieczytelna, a papierowi kilkukrotne rozkładanie i składanie zdecydowanie nie robi dobrze. Jak dla mnie duży zawód.
Liście
Pod względem rozgrywki gra jest tylko nieco uproszczonym dungeon crawlerem. Każdy gracz ma swoją postać, kilka akcji do wykonania i umiejętności specjalne, których będzie mógł używać. Na grę składa się kilka scenariuszy, z których pierwszy jest tak naprawdę samouczkiem, a każdy kolejny rozbudowuje nieco rozgrywkę. Takie podejście jak najbardziej jest tutaj na miejscu – czytanie na głos kolejnych kart i podejmowanie wyborów daje wrażenie interaktywnej książki i na tej płaszczyźnie gra jest bardzo dobra.
Przeszkadza mi tylko wszechobecna losowość (kości k6), na którą wpływać można tylko w bardzo ograniczony sposób, co potrafi niekiedy kosmicznie wywindować poziom trudności. Zdarzyło nam się przegrać z kretesem właśnie z tego powodu. Muszę nadmienić, że nie grałem w to z dziećmi, więc nie wiem, jakie na nich gra wywarłaby wrażenie – niemniej jednak twórcy wpletli kilka ciekawych mechanik, których tutaj nie będę zdradzał, a są całkiem interesujące, choć dla mnie nieco infantylne.
Kwiaty?
Mam mieszane uczucia co do oceny końcowej. Z jednej strony rozbudzony Pluszowymi opowieściami liczyłem na dużo więcej, ale z drugiej zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie jestem targetem takich produkcji. To, co powinno być tutaj największą zaletą, najbardziej mi przeszkadza i uważam, że pierwszy scenariusz wypada najlepiej, bo jest rozgrywany na płasko na odwrocie księgi. Jeśli ktoś szuka czegoś do gry z dziećmi po ograniu tytułu, o którym wspominam wyżej, to zdecydowanie polecam – nie widziałem nic lepszego na rynku. Jeśli ktoś w Pluszowe nie grał, to polecam obie pozycje, ale Księgę zostawiłbym sobie na deser.