Site icon Ostatnia Tawerna

Świat schowany w książce – recenzja gry „Księga cudów” Martino Chiacchiery i Michele’a Piccoliniego

Choć robię się coraz starszy, to przyznaję, że nadal mam olbrzymią słabość do animacji. Staram się oglądać wszystko ciurkiem od Disneya przez Dreamworksa do niekiedy pokracznych produkcji obecnych na platformach streamingowych. Kocham także pluszaki, których w domu mam grubo ponad 200 i w głębi serca nadal czuję się trochę dzieckiem. Czy to dziwne, że to właśnie mi w ręce wpadł ten tytuł?

Korzenie

Mój kontakt z tą grą zacząłem z czystą kartą – do momentu ogłoszenia przez Rebel jej wydania nie wiedziałem o niej zupełnie nic, co zdarza się coraz rzadziej, gdyż dość intensywnie śledzę zarówno BGG, jak i zapowiedzi na światowych rynkach. Przeglądając profile autorów, można zauważyć, iż jest to debiut jednego z tych panów, podczas gdy drugi maczał już palce przy wielu znanych tytułach (np. Icaionie, Mysthei, Deckscape’ach czy ostatnio przy Wiedźmim kamieniu). Pomysł na swoiste połączenie everdellowego drzewa z Pluszowymi opowieściami bardzo mi się spodobał i wiedziałem, że na pewno w to zagram. Zagrałem. I czuję niedosyt.

Pień

Pod kątem wykonania Księga cudów na pierwszy rzut oka wygląda wzorowo. Ma bardzo fajną wypraskę, karty są dość sztywne, a figurki całkiem ładne. Na jakość żetonów też nie można narzekać, a dodatkowo dorzucono kilka geekboxów do przechowywania komponentów – świetny pomysł. Daniem głównym tutaj jest jednak tytułowa księga, a w tym miejscu mam spory zgrzyt. Ilustracje są bardzo ładne, a sam pomysł z zaginaniem elementów etc., który kojarzy się od razu z tym, co robiło się na plastyce w klasach 1–6, na papierze wygląda świetnie. Jednak w praktyce już tak nie jest. Moim zdaniem plansza jest mocno nieczytelna, a papierowi kilkukrotne rozkładanie i składanie zdecydowanie nie robi dobrze. Jak dla mnie duży zawód.

Liście

Pod względem rozgrywki gra jest tylko nieco uproszczonym dungeon crawlerem. Każdy gracz ma swoją postać, kilka akcji do wykonania i umiejętności specjalne, których będzie mógł używać. Na grę składa się kilka scenariuszy, z których pierwszy jest tak naprawdę samouczkiem, a każdy kolejny rozbudowuje nieco rozgrywkę. Takie podejście jak najbardziej jest tutaj na miejscu – czytanie na głos kolejnych kart i podejmowanie wyborów daje wrażenie interaktywnej książki i na tej płaszczyźnie gra jest bardzo dobra.

Przeszkadza mi tylko wszechobecna losowość (kości k6), na którą wpływać można tylko w bardzo ograniczony sposób, co potrafi niekiedy kosmicznie wywindować poziom trudności. Zdarzyło nam się przegrać z kretesem właśnie z tego powodu. Muszę nadmienić, że nie grałem w to z dziećmi, więc nie wiem, jakie na nich gra wywarłaby wrażenie – niemniej jednak twórcy wpletli kilka ciekawych mechanik, których tutaj nie będę zdradzał, a są całkiem interesujące, choć dla mnie nieco infantylne.

Kwiaty?

Mam mieszane uczucia co do oceny końcowej. Z jednej strony rozbudzony Pluszowymi opowieściami liczyłem na dużo więcej, ale z drugiej zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie jestem targetem takich produkcji. To, co powinno być tutaj największą zaletą, najbardziej mi przeszkadza i uważam, że pierwszy scenariusz wypada najlepiej, bo jest rozgrywany na płasko na odwrocie księgi. Jeśli ktoś szuka czegoś do gry z dziećmi po ograniu tytułu, o którym wspominam wyżej, to zdecydowanie polecam – nie widziałem nic lepszego na rynku. Jeśli ktoś w Pluszowe nie grał, to polecam obie pozycje, ale Księgę zostawiłbym sobie na deser.



Nasza ocena: 7/10

Uważam, że może to być dobre wprowadzenie do dungeon crawlerów, ale raczej dla najmłodszych. Jeśli chcesz wprowadzić w ten świat swoje dziecko, to śmiało, raczej się nie zawiedziecie.

Grywalność: 7/10
Jakość wykonania: 7/10
Regrywalność: 5/10
Exit mobile version