Gry Chip n Dale Rescue Rangers oraz Chip n Dale Rescue Rangers 2 powstały w ramach współpracy korporacji Capcom i Disney, na bazie której na NES mogliśmy zagrać również w Duck Tales czy Darkwing Duck. Wszystkie tytuły ukazywały bohaterów znanych z kreskówek oraz, co najważniejsze, były wysokiej jakości. Charakterystyczne dźwięki i grafika pozwalająca bez problemu rozpoznać swoich ulubionych protagonistów stanowiła szczyt marzeń dzieci urodzonych między 1980 a 1990**.
Towar komplementarny
Tytuły zadebiutowały na rynku w pierwszej połowie lat 90., w czasach, w których na Zachodzie wciąż emitowane były animowane przygody Brygady RR. W produkcjach wcielamy się w postacie Chipa i Dale’a – głównych bohaterów wspomnianego serialu, których wspierają myszy Gadżet i Rockford oraz muszka Bzyczek. Wyzwania, które nas czekają, nie odbiegają od tych znanych nam z ekranów – w obu częściach krzyżujemy plany złowrogiego persa Spaślaka, który do osiągnięcia swoich celów jest zdolny do wszystkiego. W czasie naszych przygód ratujemy Gadżet, zmagamy się z maszynami rodem z filmów science fiction, a nawet mamy do czynienia ze zjawiskami paranormalnymi.
KRZESŁEM GO, KRZESŁEM!
Gameplay jest klasyczny i nieskomplikowany – podróżujemy z lewej do prawej strony ekranu, po drodze unikając lub likwidując przeciwników, na koniec pokonujemy bossa i przechodzimy do kolejnego etapu. Aby to wykonać, musimy przedrzeć się przez zastępy niemilców, rzucając w nich znalezionymi po drodze rzeczami, m.in. kamieniami, piłkami, kartonami oraz jabłkami. PETA nie może powiedzieć nic złego, ponieważ nie dość, że jest to obrona konieczna, to w dodatku pokonani przeciwnicy nie giną, tylko odlatują po przekątnej ekranu w bliżej nieznane miejsce. Mamy też do czynienia z etapami bardziej zręcznościowymi – przykład stanowi chłodnia z sequela, kiedy musimy w trzy minuty pokonać cały poziom. Dodatkowo w obu częściach dostępny jest równoczesny multiplayer. Jego największą zaletą zdecydowanie jest możliwość złapania swojego towarzysza i rzucenia nim niczym kartonem lub po prostu transportowania go na swoich plecach. Noszenie współgracza zaczyna się radosnym zaskoczeniem, które stopniowo ustępuje frustracji, szczególnie gdy nadużywa się możliwości wybijania kompana z rytmu.
2 > 1
Jeszcze przed ponownym ograniem obu tytułów zachodziłem w głowę, czemu o wiele lepiej zapamiętałem drugą część przygód Brygady RR. Byłem w stanie mniej więcej określić bossów kończących poszczególne poziomy sequela oraz finałowego przeciwnika, a nawet kojarzyłem melodię z kluczowych walk w grze. Odpowiedź znalazłem dość szybko – pierwsza gra była dobra, ale też – w moim odczuciu – niedopracowana. Czułem się oszukiwany – przyciski (w szczególności skok) miały odczuwalne opóźnienie, hitboxy postaci były większe niż nasz bohater (czułem się jakbym grał kwadracikiem), w wyniku czego wielokrotnie miałem wrażenie, że zostałem uderzony przez coś, co nie miało prawa mnie trafić. No ale cóż, taki jest urok starych gier. Na moje szczęście przygoda z pierwszą częścią nie jest długa (około godziny), więc z marszu przysiadłem do drugiej części i moje wrażenia były o wiele lepsze. Wszystko działało, jak należy, a ewentualne porażki mogłem tłumaczyć tylko swoją niezdarnością.
W poszukiwaniu sensu
Niedoróbki pierwszej części nie kończą się tylko na modelach postaci. Przez całą grę nieustannie zbieramy zamiennik monet – znaczki z kwiatkami. Niestety, nie jest dane nam się dowiedzieć, czemu one tak naprawdę służą. Można się domyślić, że jeśli zbierze się ich naprawdę dużo w ciągu jednego poziomu, to jesteśmy nagradzani dodatkowym życiem, ale Spaślak raczy wiedzieć, ile dokładnie trzeba tego zdobyć. Przełomowym odkryciem ekipy Capcom w czasie pracowania nad sequelem była zmiana znaczków z kwiatkami na znajdźki sygnowane inicjałami RR oraz dodanie ekranu podsumowującego etap, dzięki czemu mogliśmy się dowiedzieć, ile ich zgromadziliśmy w czasie rundy oraz ile dzięki temu uzyskaliśmy dodatkowych żyć.
Kiedyś to było
Pomimo moich złośliwości są to z pewnością świetne gry i każdy, kto je posiada gdzieś na strychu, powinien je odkurzyć. Spaślak, struś na monocyklu, kot z kartami czy królik na dozowniku płynu do naczyń z pewnością czekają, aż po raz kolejny pokażecie im miejsce w szeregu. Wszystkich, którym nie było dane posiadanie najlepszej i jedynej słusznej konsoli, odsyłam natomiast na Steam, gdzie znajduje się kolekcja gier 6 Capcom na licencji Disneya.
Zawsze uwielbiałam tą grę <3 Kiedyś wróciłam jeszcze do niej na emulatorze na PC.
Oj tak, do tej gry się bardzo dobrze wraca – potwierdzam. Szczególnie do drugiej części 😀