Jestem mrówką na polu bitwy toczonej przez bogów1
Jak może wyglądać koniec cywilizacji? Pomysłów na przedstawienie wizji końca naszego świata pojawiło się już całkiem sporo – zarówno w filmach, jak i książkach. Apokalipsę może spowodować wybuch bomb atomowych, najazd obcych, jakiś kataklizm naturalny, wirus, czy nawet zombie. A to dosłownie kilka pomysłów, które pojawiły się w głowach pisarzy i scenarzystów. Tych mniej wyszukanych i nieprawdopodobnych.
A jak będzie wyglądał świat po takiej apokalipsie? Takich obrazów także zaserwowano nam już całkiem pokaźną liczbę – w większości z nich, zwłaszcza ostatnimi laty, główną siłę napędową stanowią nastolatki. Katniss, Tris, Cassie czy Thomas – oto imiona kilku głównych bohaterów najpopularniejszych obecnie młodzieżowych książek dystopijnych. A przecież nie na nich całą zabawa w postapokaliptyczne wizje się kończy. Swoją cegiełkę do obrazów upadłej cywilizacji postanowiła dodać także Susan Ee. I tak powstała trylogia Angelfall, gdzie apokalipsę wywołały… anioły.
Życie nigdy nie rozpieszczało Penryn. Matka dziewczyny ma schizofrenię, bardzo często rozmawia z wyimaginowanymi demonami i twierdzi, że tylko zgniłe jaja uratują jej rodzinę przed złem tego świata, ojciec zostawił bohaterkę i jej siostrę, ponieważ nie był w stanie dłużej znieść zachowania chorej kobiety. To Penryn musiała przejąć wszelkie obowiązki, jakie spoczywają na barkach dorosłych osób, i zająć się swoją rodziną; zwłaszcza młodszą siostrą – siedmioletnią Paige. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść. Anioły zaatakowały świat bohaterki, zabiły sporą liczbę jego mieszkańców i osiedliły się na ziemi. Teraz dla rozrywki polują na niedobitki homo sapiens albo piją szampana, przyglądając się ludzkiemu ciernieniu. Podczas jednej z wypraw po prowiant, Penryn i jej bliscy zostają zaatakowane przez skrzydlatych wojowników, jeden z nich porywa Paige. Bohaterka nie ma jednak zamiaru pozostawić swojej małej siostrzyczki na pastwę latających demonów – pomaga jednemu z nich, który został zaatakowany przez inne anioły i pozbawiony skrzydeł, tylko po to, by ten doprowadził ją do miejsca, gdzie skrzydlaci przetrzymują Paige. Czy Penryn uda się ocalić siostrę, a przy okazji także i świat, przed niebiańskimi najeźdźcami?
Kolejna książka o apokalipsie? Zapewne autorka, zwłaszcza że to jej literacki debiut, sięgnęła po znane z powieści o podobnej tematyce motywy, zmieniła imiona postaci i miejsce akcji, może dodała jakiś mały smaczek od siebie i tyle. Tak mogłoby się wydawać, czytając opis z tyłu pozycji. Jednak prawda okazała się nieco inna.
Tym razem, jak już zostało to wspomniane wyżej, złem, które wywołało apokalipsę są anioły. Czyli opiekunowie człowieka, istoty, do jakich kierował on swoje modlitwy. Jak widać, niepotrzebnie, bo koronki nie pomogły z zapobiegnięciu anielskiej inwazji na ziemię. A wszystko dla… władzy i poklasku. Ale o tym zaraz.
Ee wykorzystuje w swojej książce motyw aniołów, ale nie tworzy z tych istot delikatnych i dobrych postaci, tylko niebezpieczne i zadufane w sobie stworzenia. Oczywiście nie każdy niebiański wysłannik okazuje się zły – w końcu musi być kilku dobrych, którzy będą próbowali pomóc rodzajowi ludzkiemu. I mamy takich śmiałków – jednym z nich, tym najważniejszym, do niego będzie wzdychać nasza bohaterka, jest Raffe. Postać bardzo złożona, pełna sprzeczności i rozdarta pomiędzy uczuciami a powinnością. A co ciekawsze, sarkastyczna i lubiąca pośmiać się z Penryn. Raffe nie jest może najciekawszym męskim bohaterem literackim, ale warto podkreślić fakt, że pisarka nie zrobiła z niego wielkiego niezwyciężonego, mimo anielskiego pochodzenia.
Wprawdzie ciągłe opisy jego urody, pięknego lica i umięśnionego torsu nużą, u niektórych wywołują nawet pewien odruch, ale w końcu to także romans, więc można się było spodziewać pewnej dawki „ochów” i „achów”. Penryn to w końcu nastolatka, ma swoje potrzeba. W świecie ogarniętym złem, gdzie każda sekunda jest na wagę złota i nikt nie zna dnia ani godziny swojej śmierci, protagonistka może się na chwilę zapomnieć i zacząć zachowywać jak normalna dziewczyna w jej wieku. A to oznacza gapienie się na przystojniaka i rumienienie.
Skoro już jesteśmy przy głównej bohaterce serii, Penryn to połączenie Katniss i Tris. Waleczna, ale nie z wyboru, tylko zmuszają ją do tego wydarzenia, przedkładająca dobro bliskich nad swoje własne. Nie jest tak denerwująca jak protagonistka Igrzysk śmierci, ani tak idealna jak bohaterka Niezgodnej. Penryn popełnia błędy, boi się, okazuje się dobrze wykreowaną postacią, ponieważ nie udaje kogoś, kim nie jest.
Trylogia Angelfall to nie tylko romans czy powieść postapokaliptyczna. Znajdziemy tutaj także elementy horroru i urban fantasy. Grozę budzą potwory, jakie pojawiają się na stronach powieści – wynaturzone dziwadła, owoce anielskich eksperymentów. Jeżeli zaś chodzi o urban fantasy, jednym z bohaterów serii jest miasto, czyli San Francisco. Miejsce rodem jak ze strasznych snów: ciemne, ciche, zdewastowane. Za każdym zakrętem czeka jakieś niebezpieczeństwo, każdy budynek stanowi pułapkę.
Susan Ee nie chciała uraczyć czytelników kolejną wizję świata po zagładzie, gdzie cały obraz ludzkich zachowań będzie ugrzeczniony. Pojawi się kilka ciał, jakaś małą rebelia, ale odbiorcy oszczędzi się większych nieprzyjemności. Autorka nie owija w bawełnę – jest krwawo, nieprzyjemnie, brutalnie. Ee buduje świat, gdzie homo homini lupus est. Człowiek zabije drugiego człowieka za kroplę wody. Anioł zapoluje na przedstawiciela homo sapiens, bo to stanowi niezłą rozrywkę. Dziecko stanie się królikiem doświadczalnym, ponieważ jeden wysłannik niebios bawi się w politykę.
W książkach Ee ludzie to nie tylko ofiary ataku, większość z nich to bestie – wystarczy wspomnieć o tym, że w powieściach pojawia się wątek kanibalizmu, by zobrazować kierunek, w jakim podąża pisarka.
Jak na debiut literacki, Angelfall prezentuje się bardzo przyzwoicie. Cała wspomniana wyżej wizja świata, do tego ludzkie i aniele zachowania, to, że nie wszystko jest tak przewidywalne i podane na białym, czystym talerzu powoduje, iż trylogia wciąga.
Oczywiście mamy kilka elementów, które nużą, jak choćby miłość człowieka i anioła, sielankowe zakończenie czy rola nastolatki w wielkiej bitwie. Jednak młodzieżowy romans, a dokładniej paranormal romance, to młodzieżowy romans. Wiadomo, czego się spodziewać po książkach należących do tego gatunku.
Debiut Susan Ee można uznać za udany. Autorka zrezygnowała z prostej drogi, którą oznaczałoby wykorzystanie już sprawdzonych literackich przepisów, tylko postanowiła dodać coś od siebie. Pobawić się postapokaliptyczną konwencją, otulić to w młodzieżowy płaszcz i jeszcze wykorzystać motyw anioła. Jej książki są brutalniejsze i poważniejsze niż inne powieści należące do tego gatunku. I mimo tego, że czytelnik spodziewał się, jak cała historia się zakończy, po drodze czekało na niego kilka zaskakujących rozwiązań.
________________________________________
1Cytat pochodzi z pierwszego tomu serii „Anhelfall” – strona 65