Po drugiej lekturze Rycerza Siedmiu Królestw naszła mnie refleksja o określeniach, jakich używa się w stosunku do książek – można je umieścić na skali od zachwytu do niechęci, lub klasyfikując je według najprostszego kryterium: podobają się lub nie. Tu pojawia się mój problem. Czy jeśli czuję, że opowieść czytało się przyjemnie, lecz plasuje się ona gdzieś pośrodku między pozytywami a negatywami, to wciąż mogę powiedzieć, że przypadła mi do gustu?
Dodatek świąteczny
Dzieło poszerzające poznane w Pieśni Lodu i Ognia uniwersum to dobry kawał rycerskiej opowieści. Jest z nim jednak trochę jak z holiday specials – niby fajnie wraca się do znanego świata, ale czegoś w nim brakuje, w tym wypadku rozległości. George R.R. Martin przyzwyczaił mnie do intryg rozpisanych na tysiącach stron, zatem niełatwo było mi pogodzić się z zamkniętą formą trzech opowiadań. Zwarta akcja, kilka przygód, dwie główne postacie – to stanowczo za mało, by w pełni zadowolić czytelnika, który przywyknął do rozbudowanego uniwersum. Ale zarazem wystarczająco, by fanom Gry o tron dać porządnego pstryczka w nos.
Matrioszkowe (nie)zadowolenie
Mam wrażenie, że rozpakowuję pudełko pełne swoich coraz mniejszych odpowiedników – lecz dopiero Wichry Zimy będą finałowym prezentem w ostatnim z nich. Jednak ponieważ oczekiwanie na nie wciąż trwa, sięganie po prequel może uspokoić nerwy. Choć zauważam, że styl autora w Rycerzu Siedmiu Królestw stał się mniej złożony, a forma opowiadań wymusiła niejako prostotę fabuły, to dziwnie było od niemal samego początku znać królewskie pochodzenie Jaja, jednego z głównych bohaterów.
Zabrakło tutaj aury tajemniczości, lecz na profetyczne smaczki nie można narzekać. Wartka, dynamiczna akcja okraszona nagłymi zwrotami to jeden z plusów. Stwierdzenie, że książka ta była nudna, byłoby kłamstwem. Czyta się ją szybko, momentami z wypiekami na twarzy, zdarza się także parę szokujących momentów. Mocną stroną, jak zawsze u Martina, pozostają dialogi.
Niecierpliwy fanie i Ty, który fanem nie jesteś
Opowiadania z powodzeniem wypełnią lukę, jaką zostawiły po sobie ostatnio przeczytane części sagi Martina – lecz z powodzeniem sprawdzą się jako propozycja dla obawiających się jego gęstego, pełnego pułapek i zagadek stylu. Rycerz Siedmiu Królestw to lektura przystępna, zabawna i ciepła, którą przyjemnie się czyta i do której dobrze się wraca.