Prince of Persia
Od wielu lat Assassin’s Creed jest w zasadzie jedyną serią Ubisoftu celującą w fantasy. Zanim jednak zakapturzeni zabójcy zagościli na komputerach i konsolach, triumfy święcił Książę Persji. Jak najbardziej słusznie, bo to tytuły nadzwyczaj udane, zwłaszcza tzw. Trylogia Piasków Czasu wydawana w latach 2003-2005. Ekipie Ubisoft Montreal udało się stworzyć historię czerpiącą z orientalnych legend, z domieszką dark fantasy (co w środkowej części, Dusza wojownika wyszło ze średnim skutkiem). Najważniejszy był jednak zróżnicowany i bardzo satysfakcjonujący gameplay stanowiący mieszankę slashera i platformówki przeplatanej zagadkami. Szczególnie dobre wrażenie robiły zaawansowane jak na owe czasy akrobacje księcia, a także mechanika cofania czasu, pozwalająca uniknąć śmiertelnych błędów.
Najbardziej cenię sobie jednak reboot z 2008 roku. Owszem, jest to produkcja wybitnie prosta, skierowana raczej do młodszego lub niedzielnego odbiorcy, ale jej wielkim jest baśniowość. Zrezygnowano z mrocznej estetyki i tonu opowieści, a nowy książę to charyzmatyczny łotrzyk, który łączy siły z księżniczką Eliką, by obronić magiczne królestwo przed siłami zła. Od pierwszych minut czuć chemię między bohaterami. Natomiast mimo prawie dwunastu lat na karku, oprawa wciąż potrafi urzec. Wszystko dzięki zastosowaniu techniki cell shadingu, która bardzo wolno się starzeje.
Niestety wydane na szybko obok premiery filmu, Zapomniane piaski z 2010 roku, to ostatnia duża odsłona cyklu i wiele wskazuje, że nic się w tej kwestii nie zmieni. Ubisoft stara się unikać wydawania zbyt podobnych do siebie serii. Już lata temu, Assassin’s Creed został uznany za następcę Prince of Persia, a taki stan rzeczy zdaje się utwierdzać dzięki kolejnym odsłon, coraz bardziej odchodzących od realizmu. Wątpliwe jest także, by francuska korporacja chciała zaryzykować z powrotem do liniowych gier dla pojedynczego gracza, chociaż nigdy nie wiadomo…