Wydawało się wam kiedyś, że być może jesteście obserwowani i testowani? Inni mają gorzej, bo o tym wiedzą.
Różni są bohaterowie gier: ludzie, zwierzęta, kosmici, inne humanoidy czy roboty. Rzadko kiedy zdarza się by, prócz ludzkości, wymienione grupy targane były przez wewnętrzne konflikty. Protocore jest przykładem tego, że i wśród maszyn może dojść do niesnasek – zwłaszcza, gdy któraś uzyska świadomość.
Im krótszy jest płomień, tym większy błysk
W pierwszoosobowej strzelance produkcji studia IUMITEC wcielamy się w robota, który zmuszony jest przebijać sie przez hordy swych współbraci, którzy tylko czyhają, by rozerwać go na strzępy. W naszej wyprawie towarzyszy nam jedynie tajemniczy, mechaniczny głos, który co jakiś czas komentuje nasze poczynania, zazwyczaj robiąc to w sposób wyjątkowo szyderczy i złośliwy. Przechodzimy przez kolejne pomieszczenia tajemniczego statku kosmicznego w nieustannych próbach wydostania się z niebezpiecznego miejsca. Kim jesteśmy? Po co zostaliśmy stworzeni? Dlaczego wszystkie maszyny chcą naszego zniszczenia i kto co rusz wyśmiewa się z nas swymi nieco zawieszającymi się monologami? Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi.
Rozgrywka została tu podzielona na trzy sekcje, na końcu których przychodzi nam zmierzyć się z potężnymi bossami. Każda część trójcy zawiera w sobie po kilka epizodów składających się z różnych misji, z czego ostatnie kończą się, a jakże by inaczej, walką z większymi przeciwnikami. Zadania zaś dzielą się na dwa etapy. W pierwszym eksplorujemy proste labirynty pokojów statku wypełnione niezbyt groźnymi oponentami, w kolejnym lądujemy w dość sterylnych pomieszczeniach. W tym miejscu to my decydujemy, kiedy rozpocznie się zabawa w realizację narzuconego celu, dzięki czemu bezpiecznie możemy zapoznać się z rozmieszczeniem sal, a wyjątkiem są jedynie lokacje z bossami. Misje, jakie musimy wykonać, nie należą do zbyt pomysłowych. Ot, trzeba zniszczyć konkretne obiekty, albo coś eskortować. Nie tu jednak tkwi sedno zabawy.
200% więcej broni to 200% więcej zabawy!
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać drużynę, jak to powiedział klasyk. Protocore jest nastawione na kooperację do czterech osób, lecz kompanów dobierać można tylko ze swych znajomych. Obecnie nie uświadczymy możliwości zagrania z przypadkowymi ludźmi, więc jeśli nasi przyjaciele nie posiadają swoich kopii gry, jesteśmy zmuszeni do samotnej walki. Obok doboru towarzystwa i misji, przed rozpoczęciem bezpardonowej rozwałki wybieramy użyteczne umiejętności oraz dwie bronie. W odróżnieniu jednak od standardów znanych z innych strzelanek, tutaj nie przełączamy się pomiędzy pukawkami, ale dzierżymy je obie jednocześnie. Przyznam, że sianie zniszczenia z kilku różnych luf w tym samym czasie daje sporo frajdy, a chrzęst ładującej się strzelby w akompaniamencie stukotu prującego gradem pocisków karabinu sprawiało mi wielką przyjemność. Trzeba jednak nadmienić, że narzędzia zniszczenia działają niezależnie od siebie, będąc przypisanymi do obu przycisków myszy, co wymusza dość nietypową klawiszologię, nieco kłócącą się z przyzwyczajeniami powstałymi przy podobnych tytułach. Broni należy jednak używać z rozwagą, gdyż amunicja kończy się zaskakująco szybko, wrogowie mnożą się jak króliki, a gra konsekwentnie nie wybacza błędów.
Dzieło studia IUMITEC, choć zdecydowanie należy do gatunku strzelanek pierwszoosobowych, pozwala sobie romansować z rozwiązaniami znanymi roguelike’om. Do każdego zadania musimy podchodzić wielokrotnie, zazwyczaj kończąc swe próby kąśliwie komentowanymi niepowodzeniami. Każde powtórzenie owocuje otrzymaniem punktów doświadczenia niezbędnych do zdobywania nowych rozwinięć swych zdolności. Nie oznacza to jednak, że wykonywanie kolejny raz tych samych misji staje się coraz bardziej nużące, bo choć wciąż przechodzimy dokładnie te same lokacje okraszone tymi samymi celami, za każdym razem losowani nam są inni przeciwnicy oraz specjalne moce, na które musimy uważać. Co ciekawe, pakiet tych ostatnich, wśród których znajdują się takie rzeczy jak wzmocnienie konkretnego rodzaju oponentów czy dość kłopotliwe miny, zwiększa się za każdym razem, gdy nasza postać zdobywa nowe poziomy.
Uatrakcyjnieniem zabawy są również punkty protosynu, które zdobywamy podczas pierwszej części eksploracji. Dzięki nim możemy uzupełnić zapasy amunicji i żywotności w specjalnych okienkach, albo uzyskać dostęp do ukrytych pomieszczeń, gdzie znajdują się niewielkie pakiety wcześniej wymienionych dóbr oraz unikalne bronie. Niestety, użyteczność części z nich jest zdecydowanie poniżej oczekiwań, czego dowiadujemy sie dopiero po fakcie, a zastąpienie nimi swego podstawowego oręża jest nieodwracalne.
Mimo że jestem robotem, nienawidzę robotów
Wizualnie gra przedstawia dość ciekawą wizję. Oręż wygląda bardzo przyjemnie, a animacje przeładowywania części z nich są bardzo pomysłowe. Przeciwnicy, dość bogaci w detale, ukazując miłą różnorodność, choć w większości zachowują między sobą pewne podobieństwa, wyraźnie wskazując, że pochodzą od jednego twórcy. Bez problemu rozpoznać można również, czy biegnąca ku nam maszyna należy do słabszych modelów, padających od kilku pocisków, czy też zbliża się ku nam zdecydowanie poważniejszy oponent. Intrygujące są też lokacje. Pierwsza ich część prezentuje nam brudny statek kosmiczny, pełen śmieci, sterczących blach i innych drobiazgowych elementów, w drugiej natomiast wszystko odwraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Sufity, ściany, podłogi, rampy, balkony, wszystko składa sie z niemal identycznych, nieskazitelnie równych płyt, okraszonych jedynie lekką siatką, jakby wszystko stanowiło swoiste ekrany gotowe do wyświetlenia wirtualnej rzeczywistości w dowolnym momencie. Taka skrajna różnica wystroju jednak w zupełności koresponduje z klimatem, jaki nieustannie nam towarzyszy. Jesteśmy maszyną w wielkiej, latającej w przestrzeni kosmicznej konstrukcji, walczącą z zastępami robotów za pomocą cudów morderczej techniki, komentowaną przez zautomatyzowany głos. Czy coś technologicznego może nas tu jeszcze zdziwić? W sumie to może, gdyż dość dziwne rozwiązanie spotkamy tu w przypadku poruszania się. Owszem, wszystko działa tak, jak w podobnych produkcjach, jednak nasz protagonista dość znacznie przechyla się przy każdym skręcaniu podczas marszu, sprawiając wrażenie postaci niezbyt trzeźwej. Oczywiście da się do tego przyzwyczaić, lecz wciąż pozostaje to osobliwym elementem.
Inaczej jest jednak z warstwą audio. Owszem, broń brzmi całkiem nieźle, złośliwy komentator swymi sporadycznymi zawieszeniami niektórych słów i innymi nieczystościami dźwiękowymi potrafi napawać nutą niepokoju, każdy z oponentów wydaje z siebie indywidualne dźwięki pozwalające na bezproblemową identyfikację zagrożenia, a pojemniki z punktami protosynu dają znać o swoim istnieniu przez ciche, melodyjne odgłosy, jednak muzyka jest tu bardzo oszczędna. Choć podczas eksploracji bardziej szczegółowych części lokacji bezgłos wzmaga napięcie, a w sterylnych pomieszczeniach stanowi ciszę przed burzą, o tyle milczące menu oraz okna rozwoju, doboru umiejętności, jak też broni, wyjątkowo dają o sobie znać. Miejmy nadzieję, że to tylko wina wczesnego dostępu, gdyż wpasowująca sie do klimatu muzyka rozbrzmiewająca podczas dynamicznych momentów pokazuje, że IUMITEC wie, jak ma wyglądać audio ich dzieła.
Protocore to gra trudna, nie wybaczająca błędów, oszczędna w tłumaczeniu działania broni i umiejętności, wymuszająca tym samym badanie wszystkiego za pomocą prób i błędów. Dość wspomnieć o irytacji, gdy okazywało się, że wybrana przeze mnie broń nie wyrządza krzywdy celom, które miałem zniszczyć, przez co ukończenie zadania stało się niemożliwe, albo gdy odkryłem, że granatnik nie robi tak poważnych zniszczeń wśród wrogów jak powinien. Irytujący potrafi też być komentator, raz po raz wyśmiewający nasze porażki i z uporem maniaka umniejszający naszym sukcesom, lecz poświęcenie deka cierpliwości owocuje odkryciem gry ciekawej, łączącej sprawdzone rozwiązania z nutą powiewu świeżości, starającej się stworzyć swój własny klimat. Jeżeli twórcy dopracują niektóre szczegóły, zwłaszcza w kwestii muzycznej, oraz pokuszą się o dodanie możliwości gry z przypadkowymi osobami, być może niebawem doczekamy sie premiery ciekawej produkcji, której warto dać szansę.