Oczywiście, że to się dzieje w twojej głowie, Harry.
Ale czy to znaczy, że nie naprawdę?*
Dzięki literaturze, filmom i grom człowiek jest w stanie odbyć podróż między tym, co mentalne (wyobrażeniowe) i fizyczne. Nasza wyobraźnia ma zdolność do nakładania swoistego filtru na przedmioty i otoczenie, dając w ten sposób początek procesom myślowym, które przeistaczają nie tylko materialną rzeczywistość, ale i nasze wnętrze.
Trochę poezji
Spróbujmy jednak zamienić się w naukowych poetów. Metafory „morza” jako fikcji, czyli czegoś trudnego do uchwycenia, oraz „brzegu” jako rzeczywistości zastanej byłyby trafne w rozważaniach nad przenikaniem się fikcji i rzeczywistości. „Piasek” okazuje się być w takim spojrzeniu tym, co nosi w sobie znaczenia i miesza się wraz z „morską” (fikcyjną) falą, a następnie unosi się z podłoża i dociera do „brzegu” (rzeczywistości), by za chwilę znów zostać zgarniętym przez przypływ. Innymi słowy, można powiedzieć, że fikcja czerpie z rzeczywistości, świadomie lub nie. Na „brzegu” wciąż zostaje sporo „piasku”, jaki przed chwilą był w „morzu”, a do którego głębin zaraz znów będzie zagarnięty – i tak trwa ta ciągła cyrkulacja. Cała metafora składa się właśnie na istnienie uniwersów fantastycznych – ich status wciąż bywa trudny do określenia: są rzeczywiste, nierzeczywiste czy gdzieś po środku?
Trochę mądrości
Współczesny świat oferuje wiele możliwości tworzenia swego rodzaju neoplemiennych wiosek, ponadnarodowych, złączonych pewną potrzebą magiczną. Jak zresztą twierdzi Bartłomiej Dobroczyński, człowiek „ma tę potrzebę [cudownej przestrzeni] wpisaną w historię swojego gatunku, gdyż jej znakomitą większość – a chodzi tu o dziesiątki, a nawet setki tysięcy lat – spędził w hordach plemiennych zdominowanych przez umysłowość magiczną”1 . Łatwo przyznać mu rację, gdy stawia krytyczną diagnozę religii, która usunęła ze swojego nauczania niemal wszelką cudowność, sprawiając, że łaknący irracjonalnej przestrzeni człowiek sięga po jej inne formy będące w stanie „naładować jego baterie”2, ale i dać „miejsce na poczucie czegoś większego od niego, czegoś, co go przerasta (a nawet przeraża), ale równocześnie go ochrania i opiekuje się nim troskliwie”3. Dobroczyński posługuje się także takimi określeniami człowieka jak homo fantasticus oraz homo magicus, a funkcje opowieści fantasy przyrównuje do tych należnych opowieściom religijnym i mitom ludzkości.
Trochę racji
Takie podejście do popularności fantastyki zdaje się argumentacją, co do której trudno mieć wątpliwości. Spojrzenie bowiem na to swoiste przeniesienie pragnień sensu, pozwala zrozumieć podatność gruntu, na jaki trafia fantasy ogółem, ale i także różnorodność osobowości, żyjących wspólnie w owych fantastycznych światach wyobrażonych. Zatem potrzeba fantastyczności zdaje się być w nas głęboko zakorzeniona, a wszelkie argumenty, mówiące o dziecięcej naiwności tkwiącej u podstaw kultur fanowskich, mogą zostać z powodzeniem wytrącone komentującym.
*Albus Dumbledore do Harry’ego Pottera w Harrym Potterze i Insygniach Śmierci J. K. K. Rowling.
1 B. Dobroczyński, III Rzesza popkultury i inne stany, Kraków 2004, s. 155.
2 Tamże.
3 Tamże.
Inne artykuły z miesiąca tematycznego:
Fantasy w sztuce wizualnej
Is this the real life? Is this just fantasy?
Słyszysz fantasy, myślisz smoki – o popadaniu w ut
Tolkien a Sanderson. Czy uczeń prześcignie mistrza?