Recenzja zawiera spoilery z poprzedniej części
Gdy bogowie zasypiają, budzą się demony
Jak zapewne po tym niezbyt długim wstępie się domyślacie, w niniejszej książce mamy do czynienia z dalszymi przygodami Draconisa – syna boga Żmija. Zaczynamy w momencie zakończenia poprzedniej części. Draco zostaje kniaziem na Gieczu i Gnieździe. Lecz to nadal dlań za mało. Chce wykuć w puszczach Sklavenów państwo zdolne postawić się zarówno plemionom ze wschodu, jak i zachodnim wyznawcom ukrzyżowanego boga. Jednak takie zachcianki nie mogą pozostać niezauważone. Otóż władcy ościennych grodów Kalisii, Truso i Jomsborgu z dużym niepokojem patrzą na rozwój niegdyś słabego księstewka. Czy zatem Draconis znajdzie sposób, by zbudować swoje państwo? A jeśli tak, to czy nie przypłaci tego głową? Na te i inne pytania odnajdziecie odpowiedź w omawianej książce.
I bogowie mogą się mylić
Podobnie jak w przypadku poprzedniego tomu, tak i tutaj widać, jak dobrym piórem dysponuje Marcin Sindera. Jego świat osadzony w dobie przedchrześcijańskiej Polski jest żywy w dosłownym tego słowa znaczeniu. Nie jest on pusty, ani miałki. Jest za to mroczny, gęsty i przytłaczający. Słowiańszczyzna w opisie autora, to nie barwne krajki i wesołe sadyby, a głód na przednówku, przepastne bory pełne zwierza i potworów oraz różnego rodzaju band rozbójników i łowców niewolników. To świat, gdzie przetrwają najsilniejsi, gdzie nie ma litości dla słabych, gdzie samotnik skazany jest na zgubę.
Poza fenomenalną kreacją świata, autor niesamowicie też napisał swoich bohaterów. Każdy z nich jawi się tak bardzo realistycznie, że czasem wydaje się to wręcz niemożliwe. Ale to główni bohaterowie. Co z ludźmi w tle? Oni również sprawiają wrażenie żywych. Nie jest tak, że jakaś osada w powieści jest pusta. Ona tętni aktywnością i ma się wrażenie, że zaraz ktoś wyjdzie z chaty, a my poznamy kolejną fenomenalną postać. Rzadko trafia się na autora, który potrafi tak dobrze pisać nie tylko protagonistów, ale i bohaterów drugoplanowych. Czapki z głów.
Nadchodzi zmierzch bogów
Było o fabule, było o warsztacie, to teraz przyszedł czas na wydanie. Książka estetycznie nie odbiega od poprzedniego tomu. Mamy wewnątrz liczne rysunki oraz mapy, których kreska jest naprawdę świetna i wpasowuje się w klimat opowieści. Jedynym mankament to okładka, gdyż jest ona miękka, a to sprawia, że bardzo łatwo się niszczy. W tekście nie znalazłem żadnych literówek, a chochliki drukarskie chyba zjadła jakaś strzyga. Słowem, wydanie niemal bezbłędne. Wydawnictwo dało radę.
Podsumowując, Żmij to bardzo udana kontynuacja. Ma wszystko co potrzeba. Świetną historię, lekkostrawny, ale nie lekki, język i klimat taki, że można go ciąć maczetą. No i bohaterowie, tak wyraziści, że nie sposób tego opisać. Z czystym sumieniem mogę tę książkę polecić każdemu.