Monstressa nosi w sobie ziarno mrocznej baśni: magia jest niebezpieczna, stare bóstwa brutalne, a świat wciąż poraniony wojną ludzi z arkanijczykami. Marjorie Liu (X-23, Black Widow, Dark Wolverine) i Sana Takeda (X-23, Ms. Marvel) połączyły siły, aby stworzyć groźną i fascynującą historię.
Opowieść zaczyna się in medias res. To mój ulubiony sposób wprowadzania w fabułę i świat przedstawiony, ponieważ jest najmniej sztuczny, wymaga od czytelnika uwagi i zaangażowania. Jest też bezsprzecznie najtrudniejszy: twórca musi zadbać, aby odbiorca mimo wszystko się nie pogubił, a jednocześnie nie podsuwać wyjaśnień pod nos. Z tym niegubieniem się w Monstressie bywa różnie, choć pod koniec pierwszego tomu większość elementów wskakuje na swoje miejsce.
Fabuła komiksu Marjorie Liu i Sany Takedy porywa nie tyle oryginalnością, co klimatem. Oto bowiem spór ludzi i półfae (tu zwanych arkanijczykami) – sytuacja wyjątkowo gorzka i napięta, a rozejm kruchy ze względu na niedawną wojnę i masakrę w Constantine; do dziś strony konfliktu żywią urazę i obwiniają się nawzajem. Maiko przepełnia chęć zemsty, ale i poznania prawdy o sobie oraz demonicznym „głodzie”, który ją trawi. Jest niebezpieczna nie tylko dla wrogów, lecz również dla siebie i innych arkanijczyków. Wszystko wskazuje na to, że przez jej impulsywność dojdzie do zerwania pokoju. Ale może przy okazji zostaną również ujawnione spiski i intrygi niezrozumiałych, pradawnych potęg, spiski, które w innych okolicznościach przeszłyby niezauważone? Mówi się, że bogowie są martwi, że śpią, że nie widzą ani ludzi, ani arkanijczyków. A co, jeśli to kłamstwo?
Wykreowani przez Marjorie Liu bohaterowie budzą ciekawość, choć wyraźnie widać, że prawdziwe rozwinięcie skrzydeł dopiero przed nimi. Mimo to największe wątpliwości nasuwają się póki co w związku z Maiko Półwilk – protagonistka stoi niebezpiecznie blisko kategorii „Mary Sue”, mam nadzieję, że wraz z rozwojem historii odbije w nieco inną stronę. Jest młoda, piękna i skrywa w sobie niezrozumiałą, w dodatku groźną, pradawną moc. Do tego pyskata i uparta, niby to zdystansowana względem otoczenia (co ją tam obchodzą inni, ona ma swoją obsesję), niespecjalnie jak dotąd mogła więc oczarować. Znacznie ciekawiej zaprezentował się zakon sióstr-wiedźm Cumaea – pewnie dlatego, że w pierwszym tomie pojawia się wiele różnych jego przedstawicielek; domniemuję, że równie interesująco wypadnie Dwór Zmierzchu. Podczas lektury zwróćcie też koniecznie uwagę na jeszcze jedną, trochę niepozorną postać: handlarkę Ilsę, którą z Maiko łączy niejednoznaczna, subtelnie naszkicowana relacja.
Nie będę owijać w bawełnę: Monstressa przykuła moją uwagę wśród licznych innych pozycji wydawniczych przede wszystkim ze względu na przepiękne rysunki Sany Takedy. Wschodni urok i iście secesyjna ornamentyka – tak najkrócej opisałabym wrażenie, jakie wywarły na mnie szczegółowe, bizantyjsko okazałe ilustracje. Zdecydowanie uważam szatę graficzną za najmocniejszą stronę Monstressy – od co poniektórych plansz wprost trudno oderwać wzrok! Niesamowite wrażenie wywierają te wszystkie zdobienia, miękkość linii i fantastyczne, groźne istoty – ni to pradawne bóstwa, ni to demony.
Polską edycję komiksu zawdzięczamy Non Stop Comics. Za podstawową zasługę wydawnictwa poczytuję zaangażowanie do tłumaczenia nie kogo innego, jak Pauliny Braiter. Fani fantastyki, zwłaszcza Neila Gaimana, na pewno kojarzą to nazwisko; wiedzą też, że mogą się spodziewać dopracowanego przekładu, co niestety nie zawsze stanowi mocną stronę spolszczanych komiksów.
Niezwykła, przepięknie opowiedziana historia o magii i strachu – tak Monstressę zachwala z okładki autor Nigdziebądź i właściwie jestem gotowa się z nim zgodzić: magia i strach zdecydowanie są tu dominujące, a nietuzinkowa oprawa graficzna z pewnością stanowi element owej „niezwykłości” i „przepiękności”. A co mi tam – śmiało twierdzę, że śliczniejszego komiksu jeszcze w tym roku nie widziałam, a że 2017 chyli się ku końcowi – istnieje szansa, że nie zobaczę.
Muszę się przyznać – po przeczytaniu tej recenzji poleciałam do internetu i szybciutko zakupiłam. I nie żałuję! Dzięki <3