Cykle Szlany tron oraz Dwór cierni i róż mają obecnie w Polsce rzeszę fanów, a ich autorka Sarah J. Maas to idolka wielu dziewcząt. Podobnie jest zresztą za granicą, co można zaobserwować na booktubie. Czy Amerykanka słusznie zasłużyła na tak wielkie uwielbienie?
Na początku zaznaczam, że poniższy tekst jest moją subiektywną opinią i nie krytykuję nikogo, kto lubi twórczość Maas. Każdy z nas ma inny gust, dzięki czemu możemy rozmawiać o książkach. A właśnie to w czytaniu jest najwspanialsze, dyskusja z innymi oraz wymiana myśli. Ponadto, by poprzeć swoje argumenty, jestem zmuszona do przytaczania konkretnych wydarzeń z książek, w związku z czym uwaga na ewentualne spoilery!
Pierwszy raz o Szklanym tronie usłyszałam, oglądając jeden z filmików Darii z kanału Więcej Książków na youtube. Nie mogła wyjść z zachwytu nad tą serią, polecając ją każdemu. Czytelnikom, którzy nie są pewni, czy są to książki dla nich, poradziła zapoznanie się z czterema (bo mówię tu o pierwszym wydaniu) nowelkami stanowiącymi prequel przygód Celaeny Sardothien. Z perspektywy czasu dziwię się, że w moim mózgu nie zapaliła się wówczas czerwona lampka…
Zaczęło się niewinnie, od kosza z tanią książką w jednym z supermarketów. Upolowałam wówczas Zabójczynię i władcę piratów, Zabójczynię i Czerwoną Pustynię oraz Zabójczynię i podziemny świat. Tytuły nieznacznie mnie zniechęcały ze względu na brak oryginalności (od razu przecież kojarzą się z Harrym Potterem), aczkolwiek objętość namawiała do czytania. Gdy podjęłam decyzję o zapoznaniu się z pracami Maas, nie wiedziałam, że są one wręcz białymi krukami, w związku z czym czwartej części Zabójczyni i Imperium Adarlanu szukałam trochę w Internecie. Oczywiście, gdy tylko przyszła do mnie przesyłka, wydawnictwo Uroboros ogłosiło, że pojawi się edycja zbiorcza, ale to już zupełnie inna historia…
Opis Zabójczyni i Władcy piratów brzmiał zachęcająco. Zawsze lubiłam silne bohaterki, a motyw kobiety parającej się zawodem zabójczyni mnie intrygował. Oj jakże się sparzyłam. Nienawidzę idealnych protagonistów. A Celaena w końcu jest najpiękniejsza, najlepsza, najszybsza, najsilniejsza, ma najlepszy gust, najlepiej się ubiera i w ogóle jest „naj”. No i to zakończenie! Rozumiem, że dziewczynę szkolono do odbierania życia przez długie lata, ale nijak nie uwierzę, że byłaby w stanie pokonać zaprawionego w bojach mężczyznę w sile wieku. A już tym bardziej całą bandę krwiożerczych i groźnych piratów. W realiach walki wręcz liczy się przede wszystkim doświadczenie. Uważam, że osoba, która działa przede wszystkim w sposób skrytobójczy, nie jest przeciwnikiem dla sprawnego szermierza. To są diametralnie różniące się od siebie metody zabijania. Jednakże by całkowicie nie mieszać pierwszej nowelki z błotem, zaznaczę, że bardzo przypadł mi do gustu Sam, który był swoistym głosem rozsądku. Chłopaka wychowały kurtyzany, zatem potrafił obchodzić się z kobietami. Ponadto zawsze postępował z rozwagą, mierzył siły na zamiary. W przeciwieństwie do głównej protagonistki, nie był w gorącej wodzie kąpany.
Niestety im dalej z Zabójczynią w las, tym gorzej. Błędy logiczne i fabularne zaczęły się nawarstwiać i wciąż pojawiał się w mojej głowie zarzut, że Celaena to jedynie nastolatka, która według autorki może walczyć z dorosłymi jak równy z równym. Jeszcze w przypadku pojedynczego przeciwnika miałoby to sens, bo przecież mogłaby być zwinniejsza czy mieć lepszą technikę. Ale z kilkoma wrogami zwycięstwo zabójczyni jest najzwyczajniej w świecie niewiarygodne. Jedynym światełkiem w tunelu był Sam, którego Maas uśmierciła na końcu Zabójczyni i Imperium Adarlanu. Ale się wtedy wściekłam! No bo jak można zabić jedynego sensownego bohatera, który tak dobrze rokował na przyszłość?! Teraz z perspektywy czasu wiem, że było to konieczne, aczkolwiek gorycz pozostaje. No i protagonistce utarto w końcu nosa, więc chyba nie powinnam narzekać. Jednakże postanowiłam po cykl Szklany tron nigdy nie sięgać.
Możliwe, że podobnie jak Olga z Wielkiego Buka jestem już czytelnikiem zbyt dojrzałym, by bezkrytycznie przyjąć i pokochać serię autorstwa Sarah J. Maas. Jej materiał na ten temat możecie obejrzeć tutaj. Jednakże gdy na rynku wydawniczym pojawił się Dwór cierni i róż, byłam zaintrygowana. Tym bardziej, że spodobał on się wspomnianej Oldze, więc istniała spora szansa na to, że i ja się zakocham! Jej filmik o pierwszym i drugim tomie cyklu możecie obejrzeć tutaj.
Zdecydowałam się na zrecenzowanie audiobooka Dworu cierni i róż [POMOCY, NIE MOGĘ ZNALEŹĆ LINKA!]. Włączając go po raz pierwszy, byłam pełna nadziei. Niestety okazało się, że znowu bohaterką jest piękna blondynka, która nie tylko potrafi upolować i oprawić zwierzynę ale też jest oczywiście zabójczo piękna (chociaż na początku nieco za chuda, ale to jedynie detal). Zaczęłam zatem myśleć, że Sarah J. Maas ma jakiś kompleks, w związku z czym kreowane przez nią protagonistki muszą być najładniejszymi i uzdolnionymi w wielu dziedzinach blondynkami. Do tego Celaenę i Feyrę łączy arogancja i oczywiście to, że są rewelacyjne w tym, co robią. Obie są ponadto nastolatkami, gdy po raz pierwszy je poznajemy. Protagonistka Dworu cierni i róż to według mnie niewdzięczna dziewucha, która swoim oślim uporem działała mi na nerwy. Gdy Tamlin poprosił ją, by w trakcie święta zamknęła drzwi od swojego pokoju i nie wychodziła z niego przez całą noc, ponieważ w przeciwnym razie grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo, powinna była to zrobić. No bo kto normalny w sytuacji zagrożenia życia kierowałby się ciekawością a nie rozsądkiem? Niby to było konieczne dla fabuły, ale jednak bardzo nierealistyczne i jedynie uwypuklające wady dziewczyny.
Podobnie jak w przypadku nowelek, autorce o wiele lepiej poszła kreacja męskich bohaterów. Tamlin i Lucien zostali stworzeni konsekwentnie i w przemyślany sposób. Zatem może Maas powinna zastanowić się nad napisaniem książki, w której to mężczyzna grałby główną rolę? Myślę, że jeśli to kiedykolwiek nastąpi, pomimo złych doświadczeń ze Szklanym tronem i Dworem cierni i róż, sięgnę po taką książkę. Tym bardziej, że moje główne zarzuty i niechęć związane są stricte z protagonistkami. Świat przedstawiony i fabuła obu serii autorstwa Amerykanki są w mojej ocenie interesujące. Mam jednak wrażenie, że te cykle są o wiele za długie. W końcu na każdy z nich składa się kilka opasłych tomiszczy, a końca wciąż nie widać…
Nie sięgnę zatem nigdy po Szklany tron, choćby nie wiem jak mnie namawiano i czym zachęcano. Aczkolwiek Sarah J. Maas ma u mnie jeszcze jeden, ostatni kredyt zaufania (do trzech razy sztuka), ponieważ jestem zdania, że nikogo nie powinno się przekreślać. Dochodzą też do mnie wieści, iż jej warsztat się poprawia, w związku z czym szansa na powieść, która przypadnie mi do gustu, istnieje. Tylko błagam, niech głównym bohaterem będzie mężczyzna, który ma wady ale jego zachowanie jest konsekwentne, a cechy charakteru się wzajemnie nie wykluczają!
Co do Celeany, mogłabym się zgodzić. Jest ona moją ulubioną protagonistką, jednakże ma dużo wad. Miała bardzo drastyczną przeszłość, a najważniejsze dla niej osoby odeszły. Dziewczyna nie jest idealna, jednak ukazuje siłę woli, której każdy z nas może jej pozazdrościć. Uwielbiam serię szklanego tronu, jednak nie tylko ze względu na Celeane/Aelin.
Co do dworu cierni i róż, to w ciągu czytania 1 tomu mogłabym się zgodzić. Wiele szczegółów nie było dopracowanych, a Feyra zachowywała się niczym rozpieszczone dziecko. Nie mogłam uwierzyć w to, że bez żadnego powodu zakochała się w mężczyźnie, który w pewnym sensie zniszczył jej życie. Najlepsze jednak było to, gdy przed Amarantha nie była wstanie wyprzeć się miłości do Tamlina, a po kilku miesiącach to uczucie całkowicie znikło, a pojawiła się nienawiść. Było to nadzwyczaj śmieszne, jednak to taki szczegół. Drugi tom ukazuje nam Feyre, która się zmieniła. Poznaje Rhysanda, który pomaga jej patrzeć na świat z innej perspektywy. Jestem ogromną fanką owego shipu, ale czy Rhysand nie był wcale taki dobry? Pod górą wiele razy jej pomógł, jednakże wiele nocy zabierał ją na niechciane bale, przy których ją odurzał. Już nie mówię, o tatuażu, który zrobił bez jej woli, ponieważ to jeszcze mogę zrozumieć. Zdaję sobie sprawę, że ją kochał, jednak czy odurzanie Feyry było konieczne?
Maas polecam cykl „Dwór cierni i róż”.
„Szklany tron” – z każdym kolejnym tomem jest coraz gorzej. 😉 Ale i tak czekam na kolejne części…
O to to! Kiedyś miałam „przyjemność” recenzować książki Maas. Przez pierwszą godzinę lektury jeszcze było zabawnie, ale potem czułam się, jakbym to robiła za karę 😉
Aż muszę sama przeczytać. Mam wszystkie Jej książki, obecnie nie miałam jednak czasu się na nich skupić;D Muszę nadrobić zaległości.