14 sierpnia 2018 roku pojawił się nowy dodatek do jednej z najsłynniejszych gier typu MMORPG czyli World of Warcraft zatytułowany Battle for Azeroth. Tymczasem na rynku ukazała się wcześniej książka World of Warcraft: Cisza przed burzą. Czy jest to jedynie chwyt marketingowy zastosowany przez firmę Blizzard czy też dobra pozycja, którą koniecznie trzeba mieć na swojej półce? Uwaga! W artykule znajdują się spoilery.
Pora na nowy konflikt
Niewątpliwie World of Warcraft: Cisza przed burzą autorstwa Christie Golden, jest tytułem wydanym w ramach promocji gry i najnowszego dodatku. Fani serii doskonale wiedzą jak zakończył się Legion i czego spodziewać się w Battle for Azeroth. Książka jest łącznikiem pomiędzy wspomnianymi dodatkami. Po pokonaniu Płonącego Legionu i upadku Sargerasa w Azeroth zapanował względny spokój. Zarówno Horda jak i Przymierze opłakują poległych, leczą rany i odbudowują swe królestwa. Tymczasem ostrzem wbitym w Silithus przez pokonanego demona interesują się gobliny. Odnajdują niezidentyfikowany minerał, który daje właścicielowi niesamowitą moc. Warchief Hordy, Sylvanas, zamierza wykorzystać go, aby podbić Wichrogród, zabić ludzi i wcielić ich do swej armii Porzuconych. Król Przymierza, Anduin, chciałby użyć tajemniczej substancji do zaprowadzenia pokoju. Obie strony wiedzą, że czasu jest niewiele, bo przeciwnik może zabrać znalezisko dla siebie i użyć do własnych celów. Rozpoczyna się więc wyścig i nowy konflikt.
Christie Golden jak zawsze w formie
Cisza przed burzą nie jest pierwszą książką osadzoną w świecie Azeroth, napisaną przez Christie Golden. Pisarkę można by nawet nazwać weteranką Warcrafta. Jest to bowiem jej jedenasta pozycja związana z grą Blizzarda i po raz kolejny warto po nią sięgnąć. Jest tu wszystko, czego fani serii mogliby sobie zażyczyć. Świat znany z monitorów komputerów został przeniesiony na kartki papieru z dbałością o szczegóły. Odnajdziemy wiec tu miejsca takie jak Orgrimmar, Wichrogród czy Dalaran, nie zabrakło najważniejszych postaci takich jak Sylvanas, Anduin, Bain, Genn czy Varok. Jest także miejsce by wspomnieć słynny oręż, znane zwierzęta czy nawet owoce. Co jednak najważniejsze nie brakuje tu wciągającej fabuły. Początkowo poznajemy Azeroth po wojnie z Legionem, dowiadujemy się co dzieje się z bohaterami i stronami. Jest to bardziej ukazanie świata i przedstawienie wydarzeń od strony politycznej. Mamy tu intrygi, knowania, zawiązywania przyjaźni i sojuszy. Choć wszystko dzieje się dość wolno, to czytelnik nie będzie się nudził, tylko z uwagą wczytywał w te wszystkie zawiłości. Od połowy książka „rusza z kopyta” i nie zwalnia do samego końca. Wartka akcja tym bardziej nie pozwala nam się oderwać od lektury i aż szkoda, gdy się kończy.
Udana kampania reklamowa
Jak już wspomniałem Cisza przed burzą jest spoiwem pomiędzy dwoma dodatkami do World of Warcraft. Opowiada o wydarzeniach pomiędzy nimi. Wprawdzie Blizzard wydał też kilka trailerów Battle for Azeroth, bardzo udanych zresztą, ale i tak nie wyjaśniają nam one tak szczegółowo historii po upadku Płonącego Legionu. Książka jest więc znakomitym uzupełnieniem popularnego WoW-a, a przy okazji reklamą. Zresztą już sama okładka, nawiązująca do Battle for Azeroth może o tym świadczyć. Po jej przeczytaniu gracze jeszcze chętniej sięgną po kolejną część serii, aby dowiedzieć się co było dalej. Osoby, które chwilowo porzuciły Azeroth również chętniej do niego wrócą. Kampanie należy udać za udaną. Jednak czy książka spodoba się osobom niezwiązanym z samą grą? Jeśli są fani, którzy wspomniany świat kojarzą tylko z książek i przeczytały wszystko, co wyszło na rynek, to i ta pozycja ich nie zawiedzie. Fabuła jest ciekawa a akcja wciągająca. Po raz kolejny tytułu nie polecam osobom, które z Warcraftem styczności nie miały. Autorka założyła, że odbiorca z góry będzie wiedział kim jest Sylvanas, jak wygląda Anduin, co zrobił Sargeras czy jak prezentuje się plan Orgrimmaru, który będziemy mieli okazję zwiedzić. Nowi czytelnicy nie będą też mieli pojęcia kim jest wspomniana Liga Odkrywców czy co tak dokładnie działo się z Magnim. Brakuje tu szczegółowych opisów, więc dla nieznających tutejszych realiów ciężko będzie sobie to wszystko wyobrazić. Dodatkowo wszystkie relacje między frakcjami i bohaterami są nieco zawiłe i dla tych, którzy poprzednich części nie czytali, może być trudno wszystko zrozumieć. Łatwo się więc zniechęcić do Ciszy przed burzą. Polecam więc najpierw sięgnąć po poprzednie części i krok po kroku zapoznać się z uniwersum stworzonym przez amerykanów.
Kim jest Załrzykieł?!
Jako wieloletni i wciąż aktywny gracz WoW-a, uważam, że książka autorstwa Christie Golden i wydana przez Insignis jest bardzo dobra i spodoba się fanom serii. Aby nie być gołosłownym, zapytałem kilku współgraczy o ich opinie i wszyscy byli zgodni, że po raz kolejny nie zawiedli się i z przyjemnością zapoznali z tytułem. Wszyscy, łącznie ze mną, musimy wspomnieć o jednym, głównym minusie książki. Tłumaczenie. I nie chodzi tu o to, że korekta źle przełożyła język angielski na polski. Rzecz w nazwach własnych i nazwiskach. Pomimo tak wielu książek nadal nie jestem w stanie przyzwyczaić się do Sylwany Bieżywiatr, Przymierza, Wichrogrodu czy Zgładziciela. Wiem, że tak było praktycznie we wszystkich dotychczasowych publikacjach, a nazwy tak samo wyglądają w polskiej wersji gry Hearthstone, ale jednak dla graczy to i tak są Windrunner, Alliance, Stormwind i Doomhammer. Zresztą w dosłownym tłumaczeniu czasem trudno się odnaleźć. Gdyby nie imię Varok to długo zastanawiałbym się kim jest ten cały Załrzykieł. Saurfang naprawdę nikomu z odbiorców by nie przeszkadzał. Przy okazji poproszono mnie, bym wspomniał o pewnym braku konsekwencji. Jakoś sam tego nie wychwyciłem, ale owoc zwany w grze Sunfruit został nazwany… Sanfrut. Skoro już tłumaczymy wszystko tak dosłownie to dlaczego nie mamy Słonecznego Owocu?
Będą państwo zadowoleni
World of Warcraft: Cisza przed burzą to pozycja obowiązkowa dla wszystkich graczy i fanów uniwersum Blizzarda. Znajdziecie tu wszystko co kochacie w grze oraz co polubiliście w poprzednich książkach. Nie brak tu znanych postaci, a wartka akcja wciąga i czyta się ją bardzo szybko. Przy okazji dowiecie się co też działo się po upadku Płonącego Legionu. Co do tłumaczenia nazw, to po raz kolejny można przymknąć na nie oko, ponarzekać na forach i w myślach nadal czytać „Windrunner” i „Stormwind”. Dla tych, którzy jeszcze Azeroth nie poznali, ale chcieliby to uczynić, polecam sięgnięcie po poprzednie części lub chociaż zapoznanie się z historią w Internecie. Inaczej możecie się pogubić i zniechęcić, a byłoby szkoda. Ten wspaniały świat jest naprawdę wart poznania i wyruszenia na przygody wraz z jego bohaterami.