Historia zaczyna się z hukiem
Opowieść zaczyna się od wysadzenia trzech mostów. Kolejna tragedia spotkała Gotham i – jak to nie raz już bywało – nawet Batman nie mógł zapobiec tej katastrofie. Początkowo bohaterowie mają problem z odkryciem motywacji zamachowca. Do czasu, aż nie dowiadują się, że pierwotnie te konstrukcje nosiły nazwiska założycieli miasta. Z tego powodu równolegle prowadzone są dwie narracje. Poza obserwowaniem poczynań superbohaterów oglądamy również narodziny miasta Gotham. Poznajemy tym samym między innymi przodka Bruce’a Wayne’a. Oprócz głównej historii, składającej się z pięciu części, w tomie zamieszczono także komiks Kyle’a Higginsa o genezie paryskiego Batmana, czyli Nightrunnera.
Nowy przeciwnik
Głównym bohaterem jest Batman, aczkolwiek tym razem pod maską nietoperza nie chowa się Bruce Wayne, a Dick Grayson. Pomagają mu Red Robin, Cassandra, a także Damian, czyli syn Bruce’a. Cóż, jak to w rodzinie bywa, zdarzają się pewne utarczki, ale wiadomo, że aby osiągnąć cel, trzeba działać razem. Tym bardziej, iż muszą zmierzyć się z zupełnie nowym antagonistą. Architekt przede wszystkim wyróżnia się ze względu na swój steampunkowy kombinezon. Aczkolwiek jego motywacja jest raczej dość prosta, podobnie jego umiejętności czy słabość do ładunków wybuchowych nie czynią z niego zbyt oryginalnego, intrygującego łotra. Według mnie lepiej on pasuje na drugorzędnego złoczyńcę (na przykład ma udany występ w Wiecznym Batmanie) niż głównego antagonistę, wokół którego koncentruje się cała intryga. Podobnie sprawa wygląda z Nightrunnerem – ot, kolejny przebieraniec, ale bez ciekawej przeszłości.
Mroczne zakątki Gotham
Komiks niestety nie zachwyca oprawą graficzną. Kreska jest prosta, co prawda niektóre kadry potrafią zachwycić czy to szczegółowością, czy mroczną atmosferą, ale inne wydają się aż zanadto uproszczone, a przez to brzydkie i nijakie. Na pewno warto podkreślić, że bardzo dobrze prezentują się Batman i Architekt. Ten steampunkowy strój robi niesamowite wrażenie. Doceniam także, że rysownicy umiejętnie oddzielili sceny rozgrywające się w mrocznej teraźniejszości, jak i przeszłości, gdzie dla odmiany dominują jasne kolory. Do wydania natomiast nie mam żadnych zastrzeżeń. Wypada jedynie wspomnieć o alternatywnych okładkach na końcu tomu, jak zawsze jest to miły dodatek.
Czy warto poznać genezę Nightrunnera?
Choć w recenzji trochę ponarzekałem, to ogólnie Budowniczowie Gotham bardzo mi się spodobali. Najciekawsze w tym komiksie jest przeplatanie wątków z przeszłości i teraźniejszości. To doprawdy była dla mnie ciekawa lekcja historii. Początki Gotham były intrygujące, a szczególnie dzieje głównych architektów odpowiadających za projekty większości budowli czy mostów. Dodana do komiksu geneza Nightrunnera to nic więcej jak jedynie miły dodatek. Przy tym komiksie spędziłem kilka przyjemnych chwil, bo wciągnąłem się w tę historię. Choć nie wszystko mi się spodobało, i tak dla mnie to solidna siódemka.