Na Steamie zawitała polska produkcja mająca ukazać kulisy rodzimego rynku gier. Twórcy bardzo ciepło przyjętej przez recenzentów gry Lichtspeer, obserwowani przez obiektyw kamery, przeżywają narodziny swojego „dziecka”. A my robimy to razem z nimi.
Targety przed dedlajnem
W czasie prac nad grą mnóstwo rzeczy może pójść nie tak – jest to przecież proces długotrwały i złożony. Lichtspeer powstawał ponad dwa lata i pod koniec tego okresu, osoby odpowiedzialne za produkcję, znajdowały się już na skraju wyczerpania. Nieustanny crunch daje o sobie znać, a w miarę zbliżającej się premiery każdy błachy problem urasta do rangi katastrofy.
Rafał Zaremba i Bartek Pieczonka, których określić możemy mianem głównych bohaterów dokumentu, w sposób lekki i często zabawny przybliżają nam obraz rynku gier indie, jego polskiej części oraz patologii związanych z pracą w branży. Dzięki nim szybko zauważamy, jak bardzo przewrotny jest tytuł filmu. Ciężko bowiem stwierdzić, aby cokolwiek było tutaj naprawdę w porządku.
Na lunch dostaniesz crunch
Życie początkującego developera nie jest lekkie, a jak pokazuje Lichtspeer bywa zwyczajnie nieuczciwe. Nieważne jak ciężko pracujesz i jak długo trwają poprawki czy szlify do twojego tytułu, nic nie jest w stanie zagwarantować ci sukcesu. Nawet pozytywne opinie krytyków.
Taka konkluzja nasuwa się po obejrzeniu Wszystko z nami w porządku. Ostatecznie Lichtspeer dał sobie radę, ale ilość sprzedanych kopii wystarczyła jedynie na to, aby studio istniało dalej i mogło wydawać grę na inne konsole czy przygotować wersje mobilną. Oczekiwania były z pewnością znacznie większe, ale z drugiej strony – mogło być gorzej.
Was ist los?
A czym w ogóle jest Lichtspeer? Na pierwszy rzut oka gameplayowo gra skojarzyć się może z Angry Birds, ale zdaniem samych twórców takie porównanie może być krzywdzące dla ich produkcji. Klimat tytułu jest znacznie bardziej zakręcony niż we Wściekłych Ptakach, a rozgrywka przybiera hardcorową formę brutalnej sieczki.
Zadaniem gracza jest miotanie świetlistych oszczepów w kolejnych przeciwników „wlewających” się zza krawędzi ekranu i pędzących wprost na naszego awatara. Zasady są proste – my albo oni. Lichtspeer może pochwalić się naprawdę niebanalną stylistyką (mitologia germańska połączona z futurystycznymi klimatami) i absurdalnym poczuciem humoru (które wynika właśnie z zakręconego pomysłu).
Schnella schnella!
Absorbująca rozgrywka i starcia z falami pingwinów-wikingów wystarczyły, aby zjednać sobie recenzentów. Borys Nieśpielak, autor Wszystko z nami w porządku, ukazuje pierwsze, ciepłe momenty. Jednak utrzymana w rytmie techno, neonowa oprawa nie zachwyciła przeciętnych graczy, którzy nie rzucili się masowo na Lichtspeer.
W tym trudnym dla twórców momencie kamera stopniowo wycofuje się i nie do końca dowiadujemy się, co myślą sami zainteresowani. Mamy garść wypowiedzi, widzimy lekkie rozczarowanie i brak zrozumienia dla zaistniałej sytuacji.Osobiście brakowało mi podjęcia przez Borysa Nieśpielaka próby dokładniejszej analizy. A nuż udałoby się znaleźć odpowiedź na jakże kluczowe pytanie: dlaczego jednym wychodzi, a innym nie?
Korposzczur płakał jak czelendżował
„Gwiazdy” Wszystko z nami w porządku ukazane zostały jak romantyczni bohaterowie, którzy porzucają szare i nieciekawe życie, aby podążyć za głosem serca i realizować marzenia. Jednak nikt nie odpowiada wprost czy było warto, czy faktycznie się udało. Historia toczy się dalej, studio nadal istnieje i walczy o przetrwanie na trudnym rynku. Może poznamy kiedyś dalszy ciąg? Wydaje mi się, że w tytule filmu brakuje na końcu znaku zapytania.
Nie wiem, czy Wszystko z nami w porządku może zachęcić kogoś do wkroczenia w szalony świat branży gier indie. Na pewno ukazuje pewne mechanizmy związane z tym rynkiem, obawiam się jednak, że robi to niezbyt zgrabnie. Osoby doskonale zorientowane w temacie mogą narzekać, iż problematyka indyczego rynku została potraktowana zbyt powierzchownie, natomiast „ludzie z zewnątrz” pewnie nie do końca połapią się w branżowych „smaczkach”.
Kaj leziesz, indycze?
Borys Nieśpielak pokrótce tłumaczy widzom, na czym polega crunch i skąd twórcy tak zwanych „niezależnych” gier czerpią środki niezbędne do ukończenia prac. Wszystko z nami w porządku porusza także tematykę kontaktów z mediami, którym często daleko od normalności i przejrzystości. Aby gra ukazała się na konsolach, musi przejść proces certyfikacji – dokument ukazuje kilka szczegółów procedury na sprzęcie Sony.
Polski rynek „indyków” rozrasta się stosunkowo szybko i systematycznie dogania szeroko rozumiany „zachód”. Zagraniczne produkcje doczekały się kilku ciekawych filmów dokumentalnych – na czele ze świętym Graalem branży, jakim bez wątpienia jest Indie Games: The Movie. A że „Polacy nie gęsi…” – mamy swoje „indyki”. I bardzo dobrze, że doczekaliśmy się także obrazu im poświęconemu.