Tym milej mi obwieścić, że Dobry książę to gruby tom poświęcony niemal, że wyłącznie Muchołapowi. Na jego początku bohater tkwi w depresji – niegdyś wyparte wspomnienia o śmierci żony i dzieci powróciły ze wzmożoną siłą. Mężczyzna bardzo się zaniedbał, prawie w ogóle nie je, nie rozmawia z nikim poza Kapturkiem. I to właśnie Kapturek jako pierwsza skłania go do działania, choć ten początkowy zryw nie kończy się sukcesem. Dopiero Bufkin niechcący (lecz może tak chciał los?) uwalnia ducha Lancelota ze zbroi Zapomnianego Rycerza i dawny sługa Camelotu staje się dla Muchy przewodnikiem. Rycerz Okrągłego Stołu wierzy, że jego stare winy wobec króla Artura zostaną odkupione, jeśli Muchołap zwycięży, zachowawszy prostotę i dobroć serca.
Przypominacie sobie być może, jak przy recenzji Synów imperium napisałam, że inkwizytor Jan to postać absolutnie wyzuta ze wszelkich dobrych odruchów. Jeśli uznać go za jeden z biegunów charakterologicznego spektrum w Baśniach, a pozostałych rozmieścić w różnych miejscach skali, to Muchołap musi wylądować dokładnie na przeciwnym biegunie. Nawet Niebieski Chłopiec – skądinąd przecież pozytywny bohater – przyznaje, że nie ma nikogo innego w Baśniogrodzie poza Muchą, kto nie potrzebowałby amnestii, bo nigdy nie popełnił żadnej zbrodni wymagającej przebaczenia. Potężna magia, jaką Muchołap dostaje niespodziewanie do swej dyspozycji, zdaje się zależeć właśnie od jego prawości – dobry książę pozostanie niepokonany, tak jak niegdyś Lancelot, pod warunkiem, że już zawsze będzie… dobry.
Nie sądźcie jednak, że dziesiąty tom Baśni to mdła i przesłodzona historyjka. Zagrożenie ze strony Adwersarza i jego wojsk jest realne – a wróg ma miażdżącą przewagę. Mimo całej nowej potęgi Mucha niejednokrotnie doświadcza słabości. A przede wszystkim – nie jest wolny od pokus. Scena, w której wyobraża sobie siebie na czele nowego podboju w magicznych krainach, budzi silne emocje, a w pewien sposób staje się pokusą także dla czytelników. Sami muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co „by było gdyby” i czy chcieliby zobaczyć konsekwencje zejścia Muchołapa na ścieżkę tyranii.
Dobry książę to jeden z najbardziej jednolitych tomów w serii, co nie oznacza, iż autor nie podrzuca w nim ważnych informacji dotyczących innych wątków czy postaci. Na przykład jeśli ktoś się stęsknił za Sinobrodym i Shere Khanem, będzie miał okazję znów poobserwować ich w akcji. Jednak szczególną uwagę należy zwrócić na rozmowę Kaja z Frau Totenkinder – jak łatwo się domyślić, chłopiec wie o czarownicy znacznie więcej niż przeciętny Baśniowiec. Aż chciałoby się na nią spojrzeć jego oczami! W końcu wiedźma skrywa mnóstwo sekretów, a na co dzień ujawnia tylko niewielki ich ułamek. Uległszy jednak namowom Kaja, postanawia wreszcie odbyć względnie szczerą rozmowę z aktualnym szefostwem Baśniogrodu – i na jaw wychodzą informacje o niebanalnym znaczeniu…
Tom niemal w całości ilustrował Mark Buckingham, wiecie więc, czego się spodziewać od strony graficznej. Jedyny wyjątek stanowi maleńkie interludium zatytułowane Urodzinowy sekret, które na chwilę odrywa czytelnika od przygód Muchy i przedstawia drobny epizod z życia rodziny Wilków. Tu rysunki popełnił Aaron Alexovich; jego niesforna, poszarpana kreska zdecydowanie różni się od wszystkiego, co dotychczas widzieliście w Baśniach. Mnie przypadła do gustu jako urozmaicenie, choć raczej nie widziałabym całej serii utrzymanej w tym stylu. Jeśli natomiast chodzi o okładki Jamesa Jeana – są jak zwykle niezwykle ekspresyjne i naładowane symboliką.
Po kilku tomach o wyraźnie bardziej epizodycznym charakterze miło dla odmiany dostać do rąk taki, który daje się czytać jako pewna całość. Mucha już od dawna zasługiwał na rozwinięcie swojego wątku, a efekt przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Wiedziałam, że tkwi w tej postaci ogromny potencjał, ale że aż taki? Cóż, mój błąd – w końcu największymi bohaterami w baśniach są ci zapomniani, pokorni i cisi…