Najpierw będzie robota przy sprzątaniu i lepieniu pierogów, potem spotkanie rodzinne, a następnie błogie lenistwo przed ekranem komputera lub telewizora. Dla niektórych tradycją będzie obejrzenie po raz dwudziesty Kevina samego w domu, dla innych powtórka ze specjalnych odcinków Doctor Who lub ta wersja Opowieści wigilijnej z Jimem Carreyem w roli Scrooge'a (a może ta ze Sknerusem McKwaczem?). A jeżeli mamy ochotę na coś trochę... innego? Produkcję, gdzie Boże Narodzenie niekoniecznie odgrywa najważniejszą rolę, ale od blasku lampek choinkowych trudno w nich uciec.
Star Wars Holiday Special
Wraz z premierą w 1977 roku, Gwiezdne Wojny z miejsca stały się hitem, bijąc wszystkie rekordy sprzedażowe. Dla ekipy Lucasa pewne było, że wyhodowali kurę zdolną znieść jeszcze niejedno złote jajo. Pewnym problemem jednak okazała się umowa zawarta z FOXem, dzięki której produkcja została sfinansowana. Na jej mocy „stwórca” musiał w ciągu roku wyprodukować kolejny film, aby nie utracić praw do marki. W miarę bezpiecznych rozwiązaniem wydawało się przekazanie projektu stacji CBS. W końcu to telewizja, na pewno pracują tam profesjonaliści, więc co mogłoby pójść nie tak?
Krótko mówiąc, prawie wszystko. Świąteczny program został wyemitowany tylko raz, a twórcy i obsada do dziś niechętnie poruszają jego temat. Mimo to, wśród wielu fanów film zyskał status kultowy jako reprezentant kategorii „tak złe, że aż dobre”. Osadzona na lesistej planecie Kashyyyk historia składa się niemal w całości z charakterystycznych odgłosów Wookiech. Karuzelę śmiechu dodatkowo nakręcają absurdalne wstawki muzyczne oraz reklamy zabawek. Oglądając Holiday Special widzowi cały czas towarzyszą myśli, jak ktokolwiek mógł świadomie puścić to coś na antenę. W swym stężeniu kiczu i artystycznego koszmaru to coś, z czym każdy powinien się przynajmniej raz zapoznać. Jak jednak wspomniałem, nie wszystko jest tu absolutnie złe. Znajdziemy kilka niepowodujących zgrzytu zębów ujęć, które zostały żywcem skopiowane z materiału Nowej Nadziei (wykadrowane, bądź w lustrzanym odbiciu). Autentycznie niezła jest za to kreskówka, kryjąca zarazem pierwszy występe legendarnego łowcy nagród, Bobby Fetta. – Krzysztof