Hellmut: The Badass from Hell to debiutanckie dzieło studia Volcanicc, za które odpowiadają dokładnie dwie osoby. W swojej pierwszej produkcji panowie nawiązują do klasyki gier wideo, zarówno pod względem graficznym, stylizacja na estetykę retro, jak i mechanicznym, rdzeń rozgrywki jest bardzo podobny do tego znanego z Alien Shootera.
Wszystko to, spojone dawką czarnego humoru, daje naprawdę unikatowy produkt oferujący nieskomplikowaną, aczkolwiek diabelnie wciągającą rozrywkę.
Prosta i niewymagająca fabuła, ale to nie o nią tu przecież chodzi
Płytka fabuła nakreślona przez twórców w filmiku otwierającym grę ma stanowić jedynie tło dla dynamicznej rozgrywki i przy okazji wymówkę dla mordowania setek paskudnych demonów.
Hellmut to genialny szalony naukowiec, który otworzył wrota do piekieł w celu przejęcia władzy nad zamieszkującymi je demonami mającymi uczynić go nieśmiertelnym. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, plan nie do końca się powiódł i chociaż bohater uzyskał życie wieczne, to do jedynych pozostałości jego ciała zaliczyć możemy czaszkę i fragment kręgosłupa. Żeby odzyskać resztę, jak nietrudno się domyślić, musi skopać bardzo wiele demonich tyłków.
Jeszcze tylko jedna próba…
Dynamizm, porywająca mechanika oraz łatwość tracenia życia powodują, że ta produkcja wciąga w podobny sposób co kiedyś Flappy Birds. Gra jest trudna, ale bardzo grywalna (miodna), przez co chętnie zaczyna się kolejne podejścia do odzyskania ciała. Twórcy stawiają na naszej drodze wielu różnorodnych przeciwników z rozmaitymi rodzajami ataków, którzy w połączeniu z wybuchającymi beczkami, rozmieszczonymi przypadkowo w losowo generowanych lochach, powodują, że łatwo się zgubić w powstałym chaosie i zginąć. Jednak z każdym kolejnym podejściem nasze umiejętności zwiększą się, a przez to następne próby staną się dłuższe i będziemy mieli okazję poznać dalszą zawartość gry.
Trudna, ale w trochę zły sposób
Rozumiem, że Hellmut: Badass from Hell ma być trudna, ale dla mnie momentami stawała się frustrująca. Znam charakterystykę takich gier, uwielbiam gatunek roguelike i przed ograniem tego tytułu nastawiłem się na krótkie rozgrywki i wiele śmierci. Tu jednak pojawia się zbyt wiele mechanizmów karzących gracza. Już wyjaśniam, o co mi chodzi: brakuje mi jakiegoś rodzaju możliwości powrotu z sytuacji “dogorywania” do “na granicy śmierci”, nagrodzenia rozgrywającego, pomimo popełnienia błędu poradził sobie na danym poziomie, i pozwolenia mu na odzyskanie zdrowia zanim przejdzie dalej.
Pewnej nagrody, jak chociażby w The Binding of Isaac, tam na każdym poziomie czekają na nas bonusy, czy to za pokonanie bossa, zaryzykowanie trafienia negatywnego efektu lub przejście bez utraty zdrowia. Tutaj jeśli z trudem udało nam się przejść dany fragment, możemy jedynie liczyć na okazję do wykupienia apteczki w sklepie (pod warunkiem, że nie zrobiliśmy tego wcześniej na danym etapie).
Podsumowanie
Hellmut: Badass from Hell jest zdecydowanie ciekawą, ale i wymagającą produkcją. Jej zręcznościowo-hardkorowy charakter sprawia, że nie pasuje ona każdemu, ale fani krótkich i intensywnych sesji poczują się jak u siebie. Ten potwornie wciągający, dwuwymiarowy shooter, który jest debiutem dwuosobowego studia Volcanicc, wywarł na mnie bardzo pozytywne wrażenie i sprawił, że z uwagą będę śledził doniesienia na temat ich kolejnej gry.