Marta Kisiel to polonistka z Wrocławia, która przebojem wdarła się na polski rynek książkowy i opuszczać go nie zamierza. Co chwila zyskuje nowych fanów, bo trudno nie pokochać jej twórczości. Czy jest tak dobra, jak twierdzą tłumy wielbicieli?
Kisiel z Kłulika
Wrocławiankę, nazywaną Ałtorką i podpisującą się jako Kisiel z Kłulika, pokochały rzesze fanów. Ta szalona polonistka zaskarbiła sobie ich serca powieściami takimi jak Nomen Omen, Dożywocie czy Toń. Stworzyła własne Uniwersum, a postaci w nim żyjące są coraz bardziej rozpoznawalne. Co takiego jest w jej książkach, że trudno się od nich oderwać? Czy faktycznie są tak dobre, czy to może tylko jakaś magia albo inne środki odurzające sprawiają, że ludzie zaniedbują swoje obowiązki i znikają na całe godziny, aby tylko poczytać? Wcale nie zmyślam. Osobiście przyniosłem do pracy koleżankom powieści autorstwa Marty Kisiel i zaraz prosiły mnie o następne, a poszczególne tytuły krążyły z rąk do rąk, bo każdy coś dobrego o nich usłyszał, więc sam chciał je sprawdzić. A później chciał więcej. I jak wytłumaczyć ten fenomen?
Ania i Diana
Na wstępie muszę powiedzieć kilka słów. Przede wszystkim pragnę zaznaczyć, że wobec pani Marty Kisiel nie będę obiektywny, gdyż sam pokochałem jej twórczość, wciągam innych do Kiślowersum i wcale się tego nie wstydzę. Według mnie naprawdę warto. To jest coś, co trzeba sprawdzić samemu oraz ocenić. Ale jak sam styl pisania ałtorki jest niesamowity. Każda powieść pełna jest zabawnych tekstów, które można cytować, aby rozbawić towarzystwo. Nie brakuje jednak w nich też tajemnic, emocji, grozy i nieoczekiwanych zwrotów akcji, czyli wszystkiego, czego czytacz potrzebuje. Jednak moje uwielbienie może płynąć również z tego, że dla mnie jakby była moją bratnią duszą. Poważnie. Gdybym był Anią z Zielonego Wzgórza, to Marta Kisiel musiałaby zostać moja Dianą Barry. Choć właściwie spotkaliśmy się tylko raz, na chwilę, na Pyrkonie, czego Ałtorka pamiętać nie może, bo wziąłem tylko autograf i uciekłem, to i tak wiem, co mówię Śledzę jej profil na Facebooku, więc wiem, że oboje jesteśmy graczami World of Warcraft, mało tego, walczymy po tej samej stronie (For the Horde!). Gdybyśmy się spotkali, to kilka godzin zeszłoby nam na graniu w planszówki i wcinaniu czekolady, podczas gdy w tle leciałby zespół Queen. Po przeczytaniu książek, mogę stwierdzić, że gusta serialowe mamy podobne, bo widziałem jakieś odwołanie chociażby do ‘Allo ‘Allo. Wydaje mi się też, że pani Marta i piłkę nożną lubi. Jakby jeszcze od Manchesteru United wolała Juventus, to już w ogóle byłoby perfekcyjnie. Ale cóż, przynajmniej można się o coś pospierać.
Duchy, anioły i inne Krakersy
O czym właściwie są książki Ałtorki? Jak wygląda wspomniane Uniwersum? Zacznijmy od jej debiutanckiej książki, czyli Dożywocia i jego kontynuacji zatytułowanej Siła Niższa. Seria opowiada o pisarzu, Konradzie Romańczyku, który odziedzicza w spadku dom wraz z domownikami. Mieszkańcami budynku okazują się Licho, czyli mały anioł z uczuleniem na pierze; Panicz Szczęsny, a więc duch romantyka, który przed dwoma stuleciami popełnił samobójstwo z miłości; wspaniały kucharz Krakers, będący krakenem mieszkającym w piwnicy; oraz kilku topielców. Jak czytając taki opis, można przejść obok tej książki obojętnie? Ja nie mogłem i z miejsca dokonałem zakupu. Powtórzę się – nie żałuję go ani trochę. Losy mieszkańców Lichotki są przekomiczne, jednak zdarzają się też momenty zupełnie poważne, sprawiające, że wstrzymujemy czasem oddech, albo łza się nam w oku zakręci. Przeważnie jednak losy bohaterów wzbudzają salwy śmiechu, co potwierdzą już wspomniane przeze mnie koleżanki z pracy, które nawet w biurach nie mogły się powstrzymać przed czytaniem i chichotaniem. W drugim tomie powieści dołącza do tego towarzystwa pewien mężczyzna wyglądający na wikinga, paru żołnierzy z Wehrmachtu (rzecz jasna, już w formie duchowej) i kolejny anioł. W tle serii kręci się jeszcze wydawczyni naszego głównego bohatera krążąca nad nim, poganiając z terminami. Do tego w międzyczasie rodzi potomka. I to wcale nie Konrada. Więcej Wam nie zdradzę, ale przytoczę cytat znajdujący się już na pierwszych stronach książki:
A Konrad był wszak rdzennym mieszczuchem, wychowanym w kulturze betonu, plastiku i ruchomych schodów. Zwykle obcował z przyrodą za pośrednictwem kanałów Animal Planet i National Geographic. Mógł godzinami rozprawiać o zwyczajach godowych surykatek albo jeziorach kraterowych, ale jedynym gatunkiem drzewa, które rozpoznawał, była wierzba, koniecznie płacząca, a za naturalne środowisko podgrzybków uważał słoiczek.[1]
Tajemnice Breslau
Trudno jest w kilku słowach streścić wszystko, co Ałtorka zawarła w powieściach pt. Nomen Omen i Toń. Akcja obu książek rozgrywa się we Wrocławiu. Choć mamy tu do czynienia ze współczesnością, to dzięki wspomnieniom i niezwykłym mocom bohaterek, przenosimy się także do czasów II wojny światowej, a dokładniej roku 1945 i oblężenia miasta, które wtedy nosiło jeszcze nazwę Breslau. Robi się więc zdecydowanie poważniej, a nawet mroczniej. Nie brakuje tu krwi, bólu, dramatycznych historii oraz śmierci. Jednocześnie lekka ręka pisarki, masa fantastycznych porównań, a także cała seria gagów i żartów, ponownie daje czytaczowi mnóstwa powodów do śmiechu. W pierwszej powieści poznajemy Salkę i jej brata Niedasia, mających problem ze swoim pradziadkiem. Druga powieść skupia się na Eleonorze Stern oraz jej ciotce Klarze, które posiadają pewne zdolności niedostępne zwykłemu człowiekowi. Istotną rolę odgrywa siostra głównej bohaterki – Dżusi, tajemniczy antykwariusz imieniem Ramzes, a przede wszystkim morderca dybiący na życie dziewczyn. Oba tytuły łączy natomiast moja ulubiona postać, czyli pani Matylda i jej bliźniaczka, skrywające pewne rodzinne tajemnice.
Tyle mogę wam zdradzić. Resztę doczytajcie sami. Ja tylko rzucę cytatem na zachętę:
Siostra, gdybyś powiedziała, że widziałaś jak pływam pieskiem w rynsztoku, przebrany za Myszkę Miki i nawalony jak marabut, to pewnie bym się nie wypierał, ale po parkach na pewno się nie szwendam. Mam swoją godność.[2]
Pora zasiąść do czytania
Jeśli ktoś lubi dobry humor, tajemnice, kwiecisty język i nie boi się, że ludzkość znienawidzi go za to, że zaszywa się z książką na całe godziny, to śmiało może sięgać po książki Marty Kisiel. A jeśli będzie mu mało, to dodam, że wyszły jeszcze Małe Licho oraz Pierwsze słowo, a Ałtorka już zapowiedziała kolejne tytuły swego cyklu. Warto więc poznać jej powieści, nim ktoś postanowi przerobić je na filmy i zrobi się na nie wielki szał. Zawsze wtedy będziecie mogli mówić, że czytaliście popełnione przez Kisiel z Kłulika powieści zanim to było modne. Lepiej już teraz zacznijcie przygodę z kiślowersum, nim kolejne tomy zagoszczą na sklepowych półkach i nie będzie mogli zdecydować od czego zacząć! A już 13 marca debiutować będą Oczy uroczne! Polecam tę ałtorkę i sam czekam na więcej. Poza tym po cichu liczę, że kiedyś Konrad Romańczuk pozna Matyldę Bolesną. Wtedy to będzie się działo!
[1] Marta Kisiel, Dożywocie
[2] Marta Kisiel, Nomen Omen