Powielanie w kolejnych powieściach tych samych motywów zaczyna przykrzyć się czytelnikom, niekiedy to kopiowanie zahacza o banał. Chyba że autor ma coś nowego do przekazania i skutecznie potrafi wciągnąć czytelnika w swój świat. To właśnie tyczy się książki „Sztylet rodowy”, której opis zmylił mnie do tego stopnia, że do powieści podeszłam z dużą obawą, a zakończyłam ją z wielkim uśmiechem.
Mila Korowienko jest córką kupca. Jednak zamiast myśleć o zamążpójściu, postanawia ukończyć przyspieszone kursy magiczne, aby wziąć udział w wojnie i walczyć z pomrokami. Niestety, jej plany spełzają na niczym, kiedy okazuje się, że bitwa dobiegła końca, a z ograniczonymi zdolnościami magicznymi ciężko o jakąkolwiek pracę. Postanawia więc zostać królewskim głosem i dołącza do grupy posłańców, która ma za zadanie zbierać podatki i przeprowadzać inspekcje u arystokratów w imieniu Jego Wysokości. Mila nie domyśla się nawet, że czekająca na nią przygoda okaże się najlepszą w jej życiu. Nawet jeżeli za współlokatora ma się chrapiącego krasnoluda i niezadowolonego ze wszystkiego elfa.
Pierwsze, na co pragnę zwrócić uwagę, to nastrój, jaki panuje w powieści. Już na samym początku stron pojawiają się sceny, które rozśmieszają do łez. Naprawdę nie pamiętam, kiedy tak głośno śmiałam się podczas czytania lektury! Bo kto nie miałby ubawu z ryczącego krasnoluda, który złamał nos i woła swoją mamusię? Albo z zakochanego trolla, gotowego w obronie swej ukochanej wyrzucić wojowniczkę z pędzącego furgonu i na do widzenia posłać w jej kierunku nieprzyzwoity gest? Oraz pocieszającego przemówienia elfa:
Nie płacz, Percival. Życie jest ciężkie, ale na szczęście krótkie. Niebawem umrzesz i wszystkie twoje cierpienia zostawisz za sobą. Tak więc zaciśnij zęby i wytrzymaj jeszcze troszeczkę.?
To tylko mały ułamek tego, co dzieje się w całej powieści. Uważam nawet, że autorka humorem dorównuje, a nawet przewyższa samego Ricka Riordana! Chociaż do tej pory przypuszczałam, że niemożliwe jest napisanie czegoś równie dobrego jak seria o Percym Jacksonie. Jakże się pomyliłam!
Myśleliście, że przeczytaliście już wszystko o przedstawicielach różnych ras i nic nowego nie można o nich wymyślić? Otóż pisarka łamie wszelkie stereotypy i pokazuje nam zupełnie inne oblicza znanych nam postaci. Daezeal Tachlaelbrar, Płatek Hortensji to elf zajmujące się uzdrawianiem. I nie byłoby nic szczególnego w tej postaci, gdyby, jak jego pobratymcy, nosił długie, starannie rozczesane złociste włosy i na każdym kroku zachwycał się otaczającą go naturą. Nie! Ten elf zmaga się z przewlekłą depresją, a czarne włosy zaplata w dziesiątki cienkich warkoczyków, które ozdabia wybielonymi kosteczkami. Dla niego świat jest mrocznym miejscem, pozbawionym koloru i w ogóle sensu istnienia. Dalej mamy nerwowego trolla zakochanego po uszy w głównej bohaterce. Bojaźliwego krasnoluda, będącego maminsynkiem, wojowniczkę o agresywnym usposobieniu i kapitana, który swoje dobro stawia ponad wszystko inne. I w końcu ona – Mila Korowienko. Na początku książki sądziłam, że to strachliwa dziewczyna, chowająca się pod ławką i czekająca na rozstrzygnięcie sporu. Bardzo mnie to zdziwiło, ponieważ ostatecznie wybierała się na wojnę, gdzie nie ma dnia bez rozlewu krwi. Jednak podczas dalszej lektury zauważyłam, iż moje pierwsze wrażenie było błędne i Mila udowodniła mi, jak i swoim towarzyszą, że ma tyle samo pokładów odwagi co chociażby doświadczony w walce troll. To wywarło na mnie duże wrażenie i nie zdziwię się, jeżeli w kolejnych częściach jej ograniczone zdolności magiczne będą już tylko przykrym wspomnieniem, a marzenia o zostaniu prawdziwą bohaterką wkrótce się ziszczą.
Pierwszy tom trylogii „Sztylet rodowy” to naprawdę fantastyczna lektura. Nie tylko bawi, ale również zapewnia wspaniałą przygodę, gdzie tuż za rogiem na podróżnych czyhają pomroki lub nawet martwiaki (inna nazwa żywych trupów). Nawet jeżeli to was nie zaskoczy, to przynajmniej przekonacie się, jak ciężko mieszka się w jednym furgonie z zakochanym trollem, albo jak głośno chrapie krasnolud. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie! Przynajmniej w moim przypadku tak było i szczerze polecam sięgnąć po tę lekturę. Chociaż dla zbicia czasu, albo w ponure, zimowe dni, kiedy humor nie dopisuje, a na dwór nie chce się wyjść.
__________________________________________________
Za egzemplarz recenzyjny dziękujemy Wydawnictwu Papierowy Księżyc