“A mouse was encaged with velvet and gold…”
Dwa lata temu mieliśmy okazję zapoznać się lepiej z niewielkim studiem Spearhead Games, kiedy spod ich skrzydeł wyszło Stories: the Path of Destinies – całkiem ciekawe RPG akcji, w którym aby poznać całą historię lisiego pirata trzeba było wielokrotnie powtarzać fragmenty rozgrywki. Nie chcąc rezygnować z dobrej formuły na grę, twórcy popełnili duchowego następcę swojego hitu – Omensight.
W tej produkcji trafiamy do Urrali, w której toczy się wojna pomiędzy imperium Pygarii a rebeliantami z Rodentii. Niestety staje się rzecz straszna – ktoś morduje kapłankę, która miała strzec królestw. Po śmierci jej dusza powinna odrodzić się w kolejnym ciele, ale tego nie robi. Nie wiedząc kim jest i co się dzieje dookoła, nasza bohaterka pojawia się pewnego dnia zbierając po drodze dusze oraz wspomnienia dwójki głównych postaci. I tak się składa, że trafia na koniec świata. Zanim jednak wszystko zostaje pochłonięte przez Nicość, magiczna siła ściąga nas pod Drzewo Życia, gdzie Wiedźma tłumaczy nam, kim jesteśmy. Aby powstrzymać zniszczenie krainy przez złego boga Vodena, musimy spróbować odkryć kto i dlaczego zamordował kapłankę Verę.
“… Her cheese was well aged…”
Od teraz będziemy w kółko przeżywać ostatni dzień istnienia Urrali, dopóki nie uda nam się rozwikłać wszystkich tajemnic. Żeby poznać całą historię, musimy zwrócić się o pomoc do czwórki zwierzaków: przywódczyni rebeliantów – myszy Ratiki, jej pomocnika – niedźwiedzia Ludomira, Imperatora – orła Indrika oraz dowódcy jego wojsk, kociej generał Dragi. Każde z nich zna tylko fragment wydarzeń, ale dzięki połączonej mocy ich wspomnień i przeżyć uda nam się rozwiązać zagadkę. Oczywiście każda z postaci ma swój charakterek oraz unikalne zdolności.
Każde ze zwierzęcych pomocników opowiada o wydarzeniach z Urrali ze swojej perspektywy. Aby zebrać wszystkie wspomnienia i sekrety (te pierwsze konieczne do popchnięcia dalej fabuły, drugie są bonusikami), wielokrotnie będziemy musieli powtarzać poziomy z daną postacią. W lokacjach (na szczęście są tylko cztery) mamy poukrywane pomieszczenia, do których możemy się dostać dopiero po nauczeniu się specyficznych czarów otwierających pieczęci – warto więc zapamiętać lub zapisać sobie, gdzie powinniśmy wrócić w przyszłości. Poza tym nasza bohaterka posiada specjalną umiejętność (tytułowy) – Omensight. Dzięki niej może pokazać komuś wspomnienie związane z kapłanką Verą. Od tego momentu postać ta będzie skłonna wyjawić nam swoje tajemnice połączone z tym przeżyciem. Wraz z odkrywaniem wspomnień i nowych fragmentów historii poznajemy przeszłość postaci, ich relacje oraz układy z czasu wojny.
“…But truth to be told…”
A co do samej gry. Zoptymalizowana jest pod pada, ale nie martwcie się, na klawiaturze też pogracie. Twórcy przygotowali dla nas pięć poziomów trudności, różniących się siłą przeciwników oraz ilością otrzymywanych podpowiedzi. Wybierając ten najniższy, bez problemu w 8-9 godzin jesteśmy w stanie przebiec przez fabułę, składającą się z czterech aktów.
Mechanika walki i rozwoju postaci będzie wam znana z gier takich jak DMC czy God of War. Biegniemy przed siebie i czyścimy pomieszczenia z przeciwników. W przerywnikach (kiedy akurat jesteśmy pod drzewem życia) możemy rozwijać naszą broń, zbroję czy umiejętności swoje i kompanów. Wraz z kolejnymi levelami, dostajemy również nowe ataki. Fajnie też widać rozwój ekwipunku naszej Harbinger – na początku jest szaro-bura, a w raz z upgradem coraz bardziej oślepia swoim blaskiem. Również ciekawie pokazane jest pogarszanie się stanu świata z każdą powtórką dnia – dookoła zaczyna pojawiać się coraz więcej demoników, a otoczenia staje się bardziej skażone ciemna energią.
Zamiast save’ów mamy checkopointy, dialogów nie można pominąć, trzeba się przez nie przeklikać. Pojawia się też trochę problem ze sterowaniem. Gra narzuca nam widok, co powoduje, że ciężko wymierzyć dokładniej odległość, bo nie do końca widzimy gdzie wylądujemy. Czasami w trakcie walki gubi nam się kursor – nie możemy wtedy skakać, ciężko się unika rzeczy albo dobiega gdzieś na czas. Jest to całkiem dobry powód do frustracji.
Jeśli chodzi o trudność map, to nie są zbyt wymagające. Sekwencje akcji są niedługie i dosyć proste (nawet ja poradziłam sobie bez problemów, a nie umiem skakać w grach). Jedynie problemy ze sterowaniem mogą powodować upadki i śmierć.
“… A cage is a cage.”
Produkcja Spearhead Games jest wspaniała pod względem graficznym i dźwiękowym. Krainy pełne są nasyconych, wyraźnych kolorów. Otoczenie i postaci zaprojektowane są świetnie. Cudowna muzyka, podkreśla nastrój danej chwili i myślę, że tak jak ja zakochacie się w piosence śpiewanej przez Ratikę.
Zakończenie okazuje się nieoczywiste. Nie jest to koniec, o jaki walczyłam. Nie powiem, spodziewałam się, że może nie być optymistycznie, ale raczej liczyłam na coś bardziej napawającego nadzieją. Niemniej jednak mamy do czynienia z kryminałem o dobrze poprowadzonej intrydze. A jeśli za pierwszym razem nie uda się zebrać wszystkich informacji na temat przeszłości bohaterów – gwarantuję, że czeka was powtórka gry, w celu poznania całości historii.