Są takie gry, w które grało się za młodu z przyjemnością, i takie, o których mówi się dużo. Są również gry, które sprawiały nam kiedyś problemy, jednak i tak przewijają się gdzieś we wspominkach. A są też i takie, że gdy tytuł padnie gdzieś podczas rozmowy, to strategicznie się je przemilcza.
Do takiego rodzaju gier właśnie należy tytułowe Gorky 17. Nie dlatego, że była to produkcja zła. Dlatego, że był to tytuł bardzo dobry lecz nieprzystępny dla młodych odbiorców. Kiedy granie jeszcze raczkowało i gry przechodziły na podwórku z ręki do ręki, aby każdy mógł się nimi nacieszyć, Gorky 17 było swojego rodzaju tematem tabu. Chłopaki z jakiegoś powodu nie chcieli w grę grać oraz niechętnie o niej rozmawiali. Ja swój pierwszy komputer dostałem dosyć późno, dlatego też ograniczony byłem do odwiedzania znajomych oraz korzystania z ich sprzętu. I z jakiegoś to nieznanego mi powodu, nikt nie chciał Gorky 17 zainstalować drugi raz, bym mógł spróbować w niej swoich sił. Musiałem czekać bardzo długo, aby nadrobić tego klasyka elektronicznej rozrywki. Kiedy spędziłem przy grze pierwsze godziny, już wiedziałem o co wszystkim przez te lata chodziło… O MÓJ BOŻE, JAKIE TO TRUDNE.
Jak przystało na strategię turową, spodziewałem się po niej wyzwania. Ale nie aż takiego. W Gorky 17 dowodzimy grupą żołnierzy międzynarodowych sił, którzy zostają wysłani na teren Polski w celu zbadania tytułowego kompleksu, w którym coś poszło nie tak, przez co opracowywana w niej broń wymyka się spod kontroli. Maszkary jakie stają nam na drodze, są bardzo wytrzymałe na zadawane im obrażenia. Amunicji jest zawsze piekielnie mało, co sprowadza w zasadzie wszystkie potyczki do walki wręcz. Każdy błąd w takim starciu był niewybaczalny, a śmierć choćby jednego z podwładnych (czy to domyślnego, czy takiego, którego spotkamy po drodze) oznaczała koniec gry. Koniec, który oglądałem nad wyraz często… Istnieje w tytule tym system zdobywania doświadczenia i poprawiania statystyk naszych wojaków, lecz jeżeli początek gry rozegra się w niewłaściwy sposób a posiadaną amunicję roztrwoni zbyt szybko, to równie dobrze można zaczynać przygodę od początku. Dlatego przed wypaleniem z naszych pukawek trzeba się trzy razy zastanowić. A kiedy już podejmiemy decyzję, należy przejść do walki wręcz a broń palną traktować jako środek ostateczny.
Pomijając niebotycznie wysoki poziom trudności, sama mechanika gry nie zestarzała się praktycznie w ogóle. Interfejs jest intuicyjny, a podczas samych starć popełnia się mało błędów. Jedyne co może irytować, to nieprzejrzyste lokacje. Nie zawsze wiesz gdzie masz iść, gdzie możesz wejść i gdzie tak naprawdę się kierować, aby popchnąć fabułę do przodu. Często też walki aktywują się „od czapy”. Po prostu podczas przechodzenia się po danej lokacji, nagle obraz przeskakuje na pokazywanie obszaru walki, odpalając animację wkraczających nań potworów w ilościach niemalże zawsze przytłaczających.
W kwestii dubbingu, który w latach, kiedy gra debiutowała, był nieodzowną koniecznością aby tytuł w ogóle się zakorzenił w świadomości graczy i został zauważony, można powiedzieć wiele. Nie będą to jednak pochwały, a raczej głosy politowania. W pierwszej chwili, kiedy usłyszałem dialogi w Gorky 17, przypomniały mi się wszystkie tytuły (w szczególności Commandos 2) z komicznymi próbami nagrania „na lewo” dubbingu, który miał być polski. Tyle że był w całości wykonywany przez jednego „ruska” podejmującego trud wcielania się w wiele postaci przez modulowanie głosu. Kto pamięta, ten wie… Dlatego też w Gorky 17 wypadł on beznamiętnie i po prostu śmiesznie, ale można to wybaczyć grze sprzed 100 lat. Oczywiście tutaj jest on zrobiony dobrze, jednak i tak daleko mu od perfekcji. Aktorzy, pomimo wielu starań, zapewne nie znali kontekstu nagrywanych kwestii. Ośmielę się jednak na stwierdzenie, że efekt końcowy tychże starań dodaje grze pewnego uroku. Na uwagę zasługują też żarty bohatera o polskich korzeniach — Jarka Owicza. Ten kuglarz jest tak przezabawny, że aż krew w żyłach tężeje. Brakuje jedynie śmiechów z beczki.
Jednak podsumowując całą produkcję, nie mogę pisać samych złych rzeczy. Trzeba patrzeć na nią przez pryzmat czasu, który zdecydowanie ją nadgryzł lecz nie zmasakrował całkowicie. To nadal jest solidna gra, która wystawia na próbę zatwardziałych fanów gatunku. Jest wymagająca, ale dobrze zbalansowana. Promuje przemyślane decyzje i nie toleruje chojractwa i rushowania. Zdecydowanie wywołuje też nostalgiczne uczucia. I już wiem czemu była tak zgrabnie omijana w podwórkowych rozmowach. Wstyd się przyznać, ale nawet teraz, po tylu latach grania w różne „soulsy” i inne piekielne twory, pieruńsko trudno jest ukończyć Gorky 17 w kilku posiedzeniach. Co nie znaczy, że nie przestanę próbować.