W latach 90, wiele gier na GameBoya czy NES-a tworzono w oparciu o scenariusz popularnych kreskówek z Hollywood emitowanych głównie przez wielkie amerykańskie stacje telewizyjne. Cóż, warto przyjrzeć się temu fenomenowi, oraz w jaki sposób te opiewające w prosty humor animacje, przyczyniły się do tworzenia rynku gier wideo. Naszą przygodę rozpoczniemy od starych znajomych – Toma i Jerry’ego w jednej z najbardziej udanych produkcji w jakich przyszło im wystąpić, a mianowicie Wejściu kota.
Tom Cat Lee
Polski tytuł jest pewną grą słów nawiązującą do dobrze znanego filmu z Brucem Lee. Spytacie po co? Gra wideo, która ukazała się na N64 oraz PC, w sposób jak najbardziej trafny oddała sens kreskówki ze studia Hanna-Barbera, czyli odwieczny konflikt między kotem i myszą, a co za tym idzie niezliczoną ilość pojedynków. W związku z tym dostaliśmy jedną z najbardziej niekonwencjonalnych bijatyk 3D, w której areny pozwalają nam na poruszanie się nie tylko po osi x i y, ale też i z, a sterowanie przypomina raczej styl platformówkowy, więc nie będzie to dużym nadużyciem, jeśli stwierdzę, że jest to swoista forma współczesnego beat’em up-u.
Siekiera, motyka…
Najlepsze co dostajemy w tym tytule, to radość płynąca z rozgrywki. To od nas zależy, czy chcemy grać przeciwko CPU, czy też zmierzyć się z realnym przeciwnikiem, zasiadającym obok nas na kanapie. Oczywiście, przed każdym starciem musimy wybrać swojego zawodnika, a możemy wybierać pośród ośmiu grywalnych postaci, jakich mogliśmy w klasycznej animacji, w tym dwa buldogi, Duckling, Butcha itp. Ponadto otrzymujemy dziesięć interaktywnych etapów, na których rozgrywane są starcia, a każdy z nich ma niepowtarzalną kreskówkową szatę graficzną. Zobaczymy między innymi laboratorium, kuchnię, pokój świąteczny czy stodołę.
Do zwycięstwa jednak nie dojdziemy używając samych pięści czy kombinacji trzech ciosów. Tak jak w historyjkach Hanna-Barbery, tak również i w grze możemy używać dosłownie wszystkiego co mamy pod ręką – od stogów siana, widły czy kowadła, aż po arbuzy, jajka lub krzesła. Losowo na arenie pojawią się też pewne wzmocnienia lub osłabienia w postaci zarazy, super siły czy apteczki. Jak sami widzicie, to nie jest zwykła bijatyka – to po prostu festiwal rysunkowej przemocy znanej z telewizji.
„Ja go w łeb, a on siup”
Warto jednak zatrzymać się chwilę przy mechanice starć. Każda platforma, na której rozgrywane są bitwy, ma z grubsza kwadratowy kształt, zaś widok ukazany jest izometrycznie. Starcie zazwyczaj trwa dwie minuty, z czego trzeba wygrać dwa na maksymalnie trzy starcia, aby zwyciężyć w pojedynku. W przypadku upływu czasu, naturalnie wygrywa zawodnik z większą ilością punktów życia. Twórcy oddali nam jednak do dyspozycji możliwość nieskończonego czasu, gdzie o zwycięstwie decyduje jedynie pokonanie oponenta. Trzeba też dodać, że możliwość gry wszystkimi postaciami trzeba odblokować po przejściu specjalnych serii walk, które na końcu turnieju udostępniają nam kolejnych bohaterów.
Kwestie techniczne
Styl wizualny jak już wspomniałem, jest wierny animacji. Cóż, miejscami można przyczepić się, że niektóre tekstury pozostają nieco zbyt rozmazane jednak jak na grę z 2002 roku, jest to naprawdę niezbyt zauważalne. Fani serialu i tak będą mogli cieszyć się tym tytułem, bez względu na graficzne skazy. Również kwestia dźwięk pozostaje dobrze wykonaną „rzemieślniczą” robotą. Niemniej jednak w moje serce zabiło mocniej, kiedy usłyszałem wiele znanych mi dźwięków z kreskówek jak „bam”, „pierdu”, „łubudu” czy inne piski i grzmoty.
Tom i Jerry: Wejście Kota to jedna z tych gier, które miały być produktem docelowym dla młodszych odbiorców. Niestety, tak się nie stało i sam w życiu nie dałbym tej gry dzieciom, bowiem poziom przemocy jest znacznie wyższy niż w serialu animowanym. Również możliwość obijania swojego przeciwnika to zupełnie inna sprawa, niż bierne oglądanie jej na ekranie telewizora. Jednakże, tytuł ten z całą pewnością poleciłbym wszystkim tym, którzy mają więcej niż 13-lat i kochają tą uroczą parę zwierzaków od najmłodszych lat. Produkcja z ich udziałem nie wnosi może niczego nowego i istotnego do gatunku bijatyk, lecz pozwala się odprężyć i uśmiechnąć, gdy widzimy jak kot biegnie z palącym się tyłkiem, albo kiedy mysz dostaje patelnią po głowie.