Najazd obcych i ratowanie świata, czyli znowu to samo
Gra posiada dość banalną fabułę i dla większości graczy nie będzie ona zbyt interesująca. Kierujemy poczynaniami Cory, jednej z niewielu ocalałych po ataku obcej cywilizacji na planetę Lumia. Kosmitom zależy na lumium – życiodajnej energii, bez której tę ziemię czeka zagłada. Protagonistkę poznajemy w momencie, gdy życie praktycznie przestaje istnieć. Zapasy cudownej substancji się kończą, a wkrótce również zgaśnie słońce. Bohaterka postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i odnaleźć źródło energii, które ma ponownie ożywić planetę. W czasie podróży znajduje gadżet obcej cywilizacji, dzięki któremu zyskuje nowe umiejętności.
Fantastyczny i (niekoniecznie) przyjazny świat
Od razu po włączeniu gry w oczy rzuca się fantastyczna, kreskówkowa grafika. Seed of Life zostało stworzone na silniku Unity, który po raz kolejny pokazuje, że w rękach dobrego dewelopera może zdziałać cuda. Produkcja cieszy oczy i sam łapałem się na tym, że podziwiałem widoki, stojąc na wysokiej półce skalnej. Postacie również są bardzo ładne i dobrze zaanimowane, podczas rozgrywki nie natknąłem się na ani jeden błąd czy glitch wynikający ze sposobu animacji bohaterki. Niestety sfera wizualna jest najmocniejszym punktem całej gry, a większość pozostałych elementów tej produkcji jest co najwyżej w porządku. Mimo że teren jest naprawdę piękny, to eksploracja nie sprawia już tyle przyjemności. Często można wpaść na niewidzialne ściany, a podczas przygody natknąłem się też na kilka miejsc bez tekstur. Poruszanie się Corą jest przez to mocno utrudnione. Niezliczoną ilość razy denerwowałem się, gdy moja postać nie chciała przeskoczyć przez mały kamień lub nie mogła wejść na minimalnie wyżej położony teren. Parę razy udało mi się też stanąć na środku praktycznie pionowej ściany, gdyż wystawał z niej bardzo mały fragment ziemi. Mimo że świat gry faktycznie zachwyca od strony wizualnej i artystycznej, to niekoniecznie pozwala czerpać z niego przyjemność z uwagi na słabą stronę techniczną.
To gdzie w końcu mam iść?
Produkcja na pewno ma kilka wad, ale na tę największą postanowiłem przeznaczyć cały akapit. Chodzi o nawigację w świecie gry, a także podpowiedzi dla graczy w przypadku utknięcia w martwym punkcie. Seed of Life to przez większość czasu gra korytarzowa i wtedy problem nie daje o sobie znać, jednak jest tu też kilka etapów z półotwartym terenem. Na pierwszym z nich zatrzymałem się na długi czas i nie miałem pojęcia, co konkretnie muszę zrobić, aby przejść dalej. Przez kilkadziesiąt minut krążyłem od skały do skały, szukając mojego aktualnego celu. Teoretycznie na plecach bohaterki wyświetla się mała strzałka z kierunkiem, w którym gracz powinien się udać, ale jest to bardzo wadliwy system. Zdarzało się, że wskazywał nieprawidłowy kierunek, a ja spędzałem kolejne minuty na szukaniu wejścia. Gra nie posiada żadnych znaczników miejsc, gdzie należy się udać (czego kompletnie nie rozumiem, gdyż Cora posiada umiejętność wizji, która słupami światła wskazuje przełączniki i rośliny zawierające lumium). Gdyby nie te momenty całkowitego błądzenia, moje wrażenia z Seed of Life byłyby znacznie pozytywniejsze.
Miszmasz gatunków i mechanik
Produkcji na pewno nie można zarzucić monotonności. Praktycznie do samego końca przygody twórcy serwują nam nowe elementy. W tym aspekcie autorzy również spisali się wyjątkowo dobrze, gdyż gra nie nudzi i zaskakuje kolejnymi mechanikami. Poznawanie nowych umiejętności, łamigłówki z elementami kręgu, uciekanie przed spadającymi głazami, przeskakiwanie po kamieniach przez rzekę lawy – każda z tych mechanik jest serwowana w taki sposób, by były przyjemną odskocznią od eksplorowania świata i zbierania życiodajnej substancji. Niektóre z nich, takie jak spadające głazy czy rzeka lawy, pojawiają się w całej grze tylko raz, za co również ogromny plus. Pokazuje to, że twórcy rzeczywiście włożyli w ten projekt masę serca i dołożyli starań, żeby gracza co chwilę spotykało coś nowego.
Po przejściu gry towarzyszyły mi mieszane uczucia. Doceniłem autorów za pomysły i wprowadzone w grze rozwiązania, jednak nie mogłem wybaczyć paru ogromnych błędów (głównie braku tekstur) i średniej grywalności. Im więcej mija czasu od ukończenia przeze mnie gry i pożegnania się z Corą, tym cieplejsze odczucia przywołują myśli o Seed of Life. Oczywiście nie jest to tytuł obowiązkowy dla każdego, ale fani przygodówek na pewno nie pożałują sprawdzenia tej produkcji. Osoby dysponujące niewielką ilością czasu również mogą zastanowić się nad kupnem, gdyż tytuł można ukończyć w 3-4 godziny.