Sukces Naznaczonego, filmu zapoczątkowanego w 2010 roku przez reżysera głównie kojarzonego z Piły i obecnie z dylogii Obecność, Jamesa Wana, bez wątpienia przyczynił się do spopularyzowania horrorów typu ghost story. Nowo powstałe produkcje starają się pójść śladem jednej z najczęściej wymienianych produkcji ostatnich lat, przedstawiając zbliżony do niego obraz nadprzyrodzonego wymiaru pełnego złowrogich demonów i duchów, wierząc, że, podobnie jak w przypadku swojego poprzednika, wysiłek przyniesie duże zyski i prestiż. Czy udało się to filmowi Brada Peytona?
Nie tędy droga?
Moda na przerażające opowieści o demonicznych istotach panuje odkąd ludzkość uzyskała świadomość dziwności i wieloaspektowości otaczającego ją świata. Już w pierwszych przekazach ludowych pojawiały się rozmaite postacie stworów czy duchów. Opowieści takie służyły nie tylko wzbudzeniu strachu, lecz pełniły funkcję przestrogi, stąd też były one kierowane głównie do dzieci. Obecnie podobnymi historiami straszy się dorosłych na dużym ekranie. Widzowie dość tłumnie zasiadają w fotelach w sali kinowej. Przykładem tego jest sukces kasowy drugiej części Obecności, która w porównaniu ze swoim protoplastą przyniosła twórcom dwukrotnie większe zyski. Można zatem odnieść wrażenie, że moda na tego typ historie trwa w najlepsze, lecz czy to dobre rozwiązanie dla współczesnego horroru? Obecne produkcje wydają się dość dychotomiczne i monotematyczne, wobec czego ciężko o innowacje na tym dość mocno wyeksplorowanym terytorium. Sztampowe rozwiązania spotykają się często z krytyką filmoznawców, zaspokajając jedynie nadrzędne, ludyczne potrzeby odbiorców. Nadmiar produkcji o tej tematyce czyni współczesny horror dość jałowym, do cna wypalonym gatunkowo. Ciężko obecnie wskazać chociażby kilkanaście przykładów z ostatnich dziesięciu lat, które znalazły się na filmowym piedestale. Twórcy jednak idą w zaparte, serwując nam kolejne opowieści o nawiedzonych przez duchy miejscach i oddziaływaniu demonicznych sił na ludzi.
Nie dusza a umysł
Wcielenie opowiada historię chłopca imieniem Cameron. Młodzieniec pada ofiarą opętania przez jednego z naczelnych w hierarchii demonów. Bezradne władze stolicy kościoła katolickiego wysyłają na przedmieścia Nowego Jorku zwierzchniczkę, która stara się nakłonić do pomocy doświadczonego przez życie doktora Embera. Profesjonalista w dziedzinie wypędzania złowrogich duchów za pomocą niekonwencjonalnych metod wchodzi w umysły swoich pacjentów, demaskując iluzję tworzoną przez piekielne istoty. Wychodząc od podstawowych założeń kreowania astralnego świata, produkcja próbuje ukazać dotąd rzadko eksponowane aspekty. O ile Naznaczony wkracza głęboko w duchową przestrzeń, o tyle obraz Peytona schodzi na poziom projekcji naszego umysłu. Zmiana punktu odniesienia wyszła na dobre fabularnym kontekstom, jakie prezentuje. Film, pod kątem poruszanych wątków, wydaje się być dość oryginalny i intrygujący, dzięki czemu staje się przyziemny w odbiorze. Kładziony na sferę ludzkiej świadomości, marzeń czy dążeń nacisk oraz traumatyczne doświadczenia i życiowe rozterki postaci powodują, iż łatwo możemy utożsamić się z głównymi bohaterami. Akcentowanie potęgi świadomości i demonizacja psychiki dziecięcej jako tej podatnej na oddziaływanie sił zła nie jest czymś nowym, jednak zostało to schludnie przedstawione z dbałością o konsekwencje fabularne.
Wiarygodność bohaterów
O ile pod kątem fabularnym film prezentuje się dość skrupulatnie i okazale, o tyle charakterystyka bohaterów i gra aktorska pozostawiają nieco do życzenia. Najbardziej wiarygodnie prezentuje się osoba doktora Embera, posiadającego niezwykły dar wyczuwania piekielnych istot, który wiedziony pragnieniem zemsty za wyrządzone zło, wytrwale poluje na demony i pomaga innym w wyzwoleniu się spod ich wpływu. Matka opętanego chłopca, przejawiająca momentami skrajne postawy względem łowcy złych duchów, wykazuje zbyt mało troski względem swojego syna, przez co wotum zaufania do niej zostaje znacząco obniżone. Brak autentyczności w zachowaniu kobiety i utrzymania powagi sytuacji jest rozbrajająco groteskowe. Również Cameron, jak na ofiarę opętania, wygląda wręcz cukierkowo i nazbyt niewinnie. Najwyraźniej twórcy zbyt mocno skupili się na niepowielaniu schematów ze znanych produkcji typu ghost story, że aż zapomnieli dopracować charakterystykę poszczególnych postaci.
Nie takie diabły straszne
Przyjęło się, że niepisaną zasadą we współczesnych horrorach XXI wieku typu ghost story są tak zwane jumpscare’y, które polegają na przestraszeniu widza przez nagłe pojawienie się na ekranie sylwetek i towarzyszącym temu zgryźliwemu oraz nieprzyjemnemu dla uszu dźwiękowi. Wcielenie rezygnuje z tego zabiegu, ograniczając jego użycie do zbędnego minimum, przez co obraz zyskuje na wartości, nie idąc w banalne i proste schematy budowania napięcia. Niestety nie jest to do końca zgrane z oprawą graficzną, gdzie twórcom chyba zabrakło pomysłu na przerażające w zamyśle kreacje demonów.
Film możecie obejrzeć TUTAJ