Tom otwiera rysowany przez Craiga Hamiltona Ostatni bastion. To pierwsza bezpośrednia relacja ze starć z Adwersarzem. Niebieski chłopiec opowiada Śnieżce, jak przebiegała ewakuacja Baśniowców do świata docześniaków oraz jak wyglądała obrona ostatniego niezapieczętowanego portalu. Upływ stuleci nie zatarł pamięci o tamtych wydarzeniach; Niebieski i inni uroczyście wspominają poległych co roku w idy majowe.
To bardzo adekwatny prolog do głównego story arc, czyli tytułowego Marszu drewnianych żołnierzyków. Znienacka w Baśniogrodzie pojawia się Czerwony Kapturek, choć wszyscy byli pewni, że dziewczyna zginęła z rąk pomagierów Adwersarza lub została przez nich pojmana. Książę Uroczy nie kryje dłużej swoich planów i rozpoczyna kampanię wyborczą – w końcu zamierza objąć funkcję burmistrza i cieszyć się skonfiskowanym majątkiem Sinobrodego. Zmęczona pracą i ciążą Śnieżka stara się nie utrzymywać z Bigbym kontaktów innych niż na poziomie profesjonalnym. Po Nowym Jorku zaś kręci się banda agresywnych facetów w czerni.
Gruby tom, to i wątków się namnożyło, zwłaszcza że te wymienione powyżej to tylko skromny zarys sytuacji wyjściowej, a jednego Billowi Willinghamowi odmówić nie można – ma wspaniały dar komplikowania życia swoim postaciom. Wydaje się jednak, że w Marszu drewnianych żołnierzyków postanowił dopuścić do głosu postaci dotychczas poboczne. To nie Bigby i Śnieżka grają tu pierwsze skrzypce; co najmniej równie ważny okazuje się duet król Cole–książę Uroczy. Jednak najbardziej zwraca uwagę (i cieszy) skupienie się na takich postaciach, jak Niebieski, Pinokio i Muchołap. Dzięki temu czytelnik ma okazję przekonać się, że to nie tylko „zapychacze tła”, ale naprawdę sympatyczni bohaterowie, z bogatymi historiami, marzeniami i dążeniami. (Ktoś kiedyś nawet nazwał Niebieskiego jedyną naprawdę dobrą postacią w całym tym baśniowym towarzystwie).
Poza tym tradycyjnie już pojawia się kilka nowych osób: wspomniany wcześniej Czerwony Kapturek, Drozdobrody (no dobrze, pokazał się wcześniej w kadrze czy dwóch, ale tu po raz pierwszy pada jego imię), Kaj i Frau Totenkinder. Może dziwić, że do komiksu, którego jedną z centralnych postaci jest Zły Wilk, Czerwony Kapturek dołącza tak późno. W dodatku osi ich konfliktu wbrew pozorom nie stanowi pewna zadawniona waśń na temat babci i zaszytych w brzuchu kamieni. Z reszty „nowych” najciekawszy wydaje się Kaj, chłopiec, któremu w oku utkwił odłamek magicznego zwierciadła i który w związku z tym widzi w najdrobniejszych szczegółach zło czające się w innych.
Tematem przewodnim tomu jest tęsknota i mierzenie się z przeszłością, co czasem oznacza konieczność otworzenia dawnych ran, aby tym razem mogły zaleczyć się właściwie. Czytelnik po raz pierwszy uświadamia sobie, jak wiele stracili Baśniowcy, uciekając przed Adwersarzem – ilu z nich poległo, ilu nie ma pewności co do losu najbliższych. Niebieski sądził, że Kapturek nie żyje; Pinokio tęskni za ojcem; wszyscy zaś zostali pozbawieni domu.
Podoba mi się, z jaką starannością autor układa wątki w Baśniach. Jak rzecz lub osoba, o których tylko wspomniano w jednym tomie, powracają w kolejnych, a ich role się rozrastają i nabierają znaczenia. (Jeśli pamiętacie Kostuchę, to na pewno zwróci waszą uwagę, że w Marszu drewnianych żołnierzyków Jack nosi kapelusz z naszytą flagą konfederacji). Poszczególne motywy stopniowo zazębiają się ze sobą i tworzą większy obraz. Po lekturze tego tomu mam już nawet swoją teorię co do tożsamości Adwersarza – a wy?