Obecnie pod nazwą Ubongo nie kryje się jedna gra, a cała seria, bo oprócz edycji podstawowej Egmont wydał także Ubongo 3D oraz Ubongo – gra karciana… Czy wersja Extreme wniesie powiew świeżości, czy jest to jedynie odgrzewany kotlet?
Proste zasady i wymagająca rozgrywka
Ubongo Extreme to bardzo prosta gra. Każdy gracz wybiera swój kolor i dobiera właściwe figury oraz karty. Następnie wszyscy gracze biorą jedną kartę i starają się ułożyć wybrane klocki tak, aby wszystkie białe pola zostały zakryte. Kto pierwszy tego dokona, krzyczy Ubongo! i zdobywa jeden punkt. Następnie rozpoczyna odliczanie do dwudziestu i jeśli do tego czasu inni nie ukończą swojej układanki, to zdobywa dodatkowe punkty. Gra kończy się, gdy wyczerpią się karty.
Sześćdziesiąt cztery łamigłówki
Nie ma tu za wiele łamigłówek. Poprzednie wersje Ubongo zawierały dość pokaźną liczbę wariantów, bo nie dość, że były tam karty dwustronne, to jeszcze do każdej łamigłówki przypisanych było nawet sześć wariantów rozwiązań (za pomocą różnych figur). Niestety, pod tym względem Ubongo Extreme zawodzi – tylko sześćdziesiąt cztery łamigłówki, podzielone na dwa poziomy trudności (łatwiejszy układ wymaga użycia trzech figur, a trudniejszy jednej więcej). I teraz muszę się przyznać, że nie doceniłem tej wersji. Wydawało mi się, że będzie to odgrzewany kotlet, który niewiele nowego wniesie do serii Ubongo, na dodatek mierna ilość kart tym bardziej nie zachęci do zainwestowania w ten tytuł. Okazało się, że jest inaczej – figury złożone z sześciokątów są tak wymyślne, że naprawdę trzeba porządnie pogłówkować, aby je odpowiednio ułożyć. To po prostu genialna łamigłówka. Ułożenie trudniejszego układu, składającego się z czterech figur, może zająć nawet kilkanaście minut. Dla mnie Ubongo Extreme to nie do końca gra planszowa, bo tak naprawdę nie zależy mi na wygranej – po prostu chcę rozwiązać zagadkę. Nieważne, czy gra się w to samemu i traktuje jak na przykład sudoku, czy też rozgrywa się partię w większym gronie – wrażenia i tak są jak najbardziej pozytywne, a satysfakcja z ułożenia łamigłówki gwarantowana.
Pora rozruszać szare komórki
Wykonanie jest przyzwoite. Figury to twarda tekturka, karty też są dobrej jakości, a pudełko, choć mogłoby być mniejsze, i tak spokojnie zmieści się do plecaka czy torebki. Główny mankament to brak klepsydry, która znajdowała się w poprzednich wersjach. Według mnie wręcz niepoważne jest to, że mam liczyć do dwudziestu po krzyknięciu Ubongo! Poza tym można jedynie narzekać na małą liczbę łamigłówek. Regrywalność pozornie zdaje się niska, aczkolwiek zapamiętanie układów wcale nie jest takie proste. O ile będzie się Ubongo Extreme odpowiednio dawkować, to starczy na długo. Ta część ma swój unikalny charakter i nawet jeśli ktoś ma już jakąkolwiek wersję Ubongo, to i tak odnajdzie wiele nowego w odsłonie Extreme. Wydaje mi się ona trudniejsza od podstawki, ale nie da się ukryć, że najbardziej wymagającą odsłoną Ubongo jest edycja 3D.
Czy piękno tkwi w prostocie?
Ubongo Extreme zaskoczyło mnie swoją odmiennością. Trochę mało w niej łamigłówek, ale mimo tego mankamentu spokojnie może równać się z większymi krewniakami, bo naprawdę daje radę. Jeśli ktoś lubi łamigłówki i puzzle to zdecydowanie powinien zainteresować się tą serią. Jest genialna – warto mieć choć jedno Ubongo na półce. Zdecydowanie to jedne z najlepszych gier, jakie ma w swoim portfolio wydawnictwo Egmont.