Dororo i Hyakkimaru pod względem fabularnym zapowiada się schematycznie: niepokonany wojownik walczy z demonami, a następnie na swojej drodze spotyka nieznośnego dzieciaka. Na dodatek po raz pierwszy została wydana w 1967 roku. Czy pomimo upływu lat manga nadal się broni?
Samotny bohater…
Feudalna Japonia, w tle tocząca się wojna – w takiej rzeczywistości przyszło żyć bohaterom mangi Dororo i Hyakkimaru. Pierwszym z nich jest ponury wojownik. Poznajemy go, gdy natyka się na grupkę bandytów, którzy chcą go obrabować. Wydaje się, że to początek, jakich wiele, ale już po chwili dzieje się inaczej, ponieważ protagonista nie jest samurajem. Zamiast walczyć z przeciwnikami przy użyciu katany, za pomocą zębów zdejmuje on swoje ramiona. Jak się okazuje, są to nietypowe protezy, pod którymi ukryte zostały zabójcze ostrza. Hyakkimaru to prawdziwa maszyna do zabijania i w zasadzie – w zamyśle – przypomina średniowiecznego cyborga. Nie wiadomo, w jaki sposób działa jego niesamowite ciało i kto w feudalnej Japonii byłby w stanie stworzyć coś tak dziwnego, przerażającego, a zarazem cudownego. To wszystko powoduje, że Hyakkimaru jest postacią fascynującą i tajemniczą. Zresztą ostrza ukryte w ramionach to tylko wierzchołek góry lodowej, a ów wojownik posiada niejednego asa w rękawie.
Spotyka złodzieja i mnicha…
Po wspomnianej krótkiej potyczce Osamu Tezuka przedstawia drugiego tytułowego bohatera, czyli Dororo – chłopca, który z powodu działań zbrojnych okrada nawet samych żołnierzy. Sam siebie nazywa królem złodziei, ale w zasadzie dość szybko można się przekonać, że średnio radzi sobie w tym fachu. Niemniej, pomimo nieznośnego charakteru udaje mu się nawiązać relację z milczącym, ponurym Hyakkimaru. Do tej dwójki niedługo potem dołącza mnich z lutnią, dość często chichoczący pod nosem. Bohaterowie są niestety trochę sztampowi. Dororo to przybłęda, która za wiele nie umie, sprowadza na wszystkich kłopoty i często prowokuje różne zabawne sytuacje. Hyakkimaru preferuje działanie w pojedynkę, odpycha od siebie innych, jest zamknięty i skupiony na swoim zadaniu. Mimo wszystko da się ich polubić. Szczególnie fascynujący wydaje się Hyakkimaru, zwłaszcza dlatego, że na razie w mandze ujawniono niewiele informacji dotyczących jego przeszłości.
i wspólnie stawią czoła demonom…
O co więc w tym wszystkim chodzi? Po świecie krążą demony. Co ciekawe, są to byty niematerialne i dopiero gdy znajdą potencjalną ofiarę, tudzież jakieś przydatne przedmioty, są w stanie się objawić. Celem Hyakkimaru jest eliminowanie tych potworów. I w sumie tak z grubsza prezentuje się tło fabularne. Niestety nie jest zbyt odkrywczo, przynajmniej na razie. Według mnie brakuje tej historii charakteru, czegoś innego, co mogłoby przyciągnąć na dłużej. Intrygująca jest jedynie przeszłość Hyakkimaru. Niemniej komiks czyta się z przyjemnością. Walki są efektowne, a demony potrafią być przerażające: groteskowy Złoty Kapłan pozornie nie wydaje się niebezpieczny, ale podłużny kształt głowy, dzwoneczek, który rozprasza nocną ciszę… te elementy sprawiają, że czytelnik może poczuć niepokój na jego widok. Ciekawi mnie, na jakie jeszcze dziwadła natknie się Hyakkimaru w kolejnym tomie.
w krwawych potyczkach.
Oprawa graficzna została odświeżona i muszę przyznać, że wygląda świetnie. Demony prezentują się doskonale. Sceny walki również trzymają wysoki poziom. Niestety w niektórych kadrach nie dopracowano tła i to może razić. Jeżeli chodzi o wydanie, okładka jest wyjątkowo uboga. Znajduje się tam jedynie tytuł na różowym tle. Na szczęście dodano obwolutę z intrygującą grafiką. Zważywszy, że jest to remake i pierwotna wersja mangi wyszła w 1967, to według mnie przydałoby się zamieścić jakieś posłowie na końcu komiksu. Poza tym Dororo i Hyakkimaru to przykład mangi ze sporym potencjałem. Utwór ma swoje lata i w ciągu tych kilku dekad powstało wiele dzieł, które mają podobne założenia fabularne, przez to opowieść wydaje się podążać pewnymi utartymi ścieżkami. Niemniej być może w kolejnych tomach okaże się, że Osamu Tezuka miał oryginalną wizję i tym samym ta historia zapadnie w pamięć na dłużej. Nawet gdyby tak się nie stało, to i tak Dororo i Hyakkimaru pozostaną dla mnie przyjemną opowiastką. Polecam sprawdzić, jak wygląda Japonia pełna demonów.