Nie wszystkie koszmary muszą być złe. Dowodzi tego gra Koszmarium, wydana przez Fox Games.
To zdanie nie tylko moje, ale także wszystkich graczy, z którymi miałem przyjemność testować grę podczas styczniowej edycji bełchatowskiej Soboty z Planszówkami, której partnerem jest Ostatnia Tawerna.
Kafle jak ze snu
Po otworzeniu pudełka zobaczymy 108 kafli naszych potworów, 5 kafli pomocy oraz instrukcję. W pierwszej chwili przyszło mi na myśl: „i to tyle?”. Nie zrozumcie mnie źle. Zwykle w pudełkach znajduję jeszcze jakieś pionki, kostki, odmierzacze czasu. Tu były tylko poukładane kafle z obrazkami głów, tułowi i nóg. Po obejrzeniu ich stwierdziłem, że to wystarczy. Rysunki są naprawdę przepiękne. Twórcy wykazali się sporą pomysłowością, aby stworzyć te wszystkie, jak je sami określili, nocne widziadła. Byłem pewny, że łączenie ze sobą części ciał stworów da wszystkim dużo frajdy.
Siadaj i graj
Koszmarium to gra niezwykle łatwa do opanowania. Jej instrukcja to zaledwie osiem stron, na których zawarto także klimatyczne wprowadzenie. Po przeczytaniu całości możemy już sami tłumaczyć zasady pozostałym graczom. Do dyspozycji mamy również dwustronne karty ze skróconą instrukcją, na której opisano, co w swej turze może robić gracz oraz jakie są umiejętności potworów. To nam w zupełności wystarczy. O dalszym przebiegu gry decydować będzie już nasza przemyślana strategia, pomysłowość przeciwników i nieco szczęścia.
Jak zostać Władcą Koszmarów?
Naszym zadaniem będzie poskładanie pięciu różnych nocnych widziadeł. Kto pierwszy je złoży – wygrywa. Oczywiście wcale nie takie proste. Przede wszystkim musimy mieć szczęście, aby dobrać kafle, których nam brakuje. Może zdarzyć się, że zbierzemy pięć różnych par nóg, podczas gdy brak nam głowy. Poza tym są jeszcze nasi przeciwnicy, którzy będą starali się nam przeszkodzić. Każdy złożony stwór, aktywuje swoje umiejętności, a te mogą nas pozbawić kafli, zniszczyć niedokończonego potwora czy zabrać część już ukończonego. Będziemy więc musieli rozpoczynać swoją budowę od nowa. Ale nie trzeba się martwić. Mimo, że może się tak wydawać, to nie jest to monotonna gra. Negatywne interakcje, piękne kafle, ciekawe możliwości połączenia widziadeł oraz odpowiednia strategia, aby szkodzić rywalom i zabezpieczyć siebie da nam dużo zabawy i nie znudzi.
Wszystko pięknie, ale…
Koszmarium ma też dwie, drobne wady. Owszem, zasady są jasne, ale, pomimo rozegrania kilku partii z kilkoma różnymi osobami, nikt do końca nie wie, po co jest punkt, który pozwala nam odrzucać karty i dobierać za nie o połowę kart mniej. Nie mamy limitu kart na ręce, możemy dobierać w swojej turze karty bez odrzucania innych. Być może przydałby się, gdy faktycznie brakuje nam którejś części potwora i liczymy, że uda nam się trafić na to, czego nam trzeba. Dzięki temu punktowi da się dobrać więcej niż jedną kartę, więc byłoby to jakieś uzasadnienie, ale pomimo tego nikt z punktu o odrzucaniu kart nie skorzystał. Poza tym, choć karty wykonane są pięknie, to niektóre mają drobne błędy. Przy głowie widać też części ramion, które po połączeniu z tułowiem „chudszym” od głowy będą nam zwyczajnie wisieć w powietrzu i nie łączyć się z niczym. Wiem, że to szczegół, ale perfekcjoniści mogą narzekać. Choć zawsze zostaje im też opcja łączenia stworów w taki sposób, by wszystko idealnie pasowało. Da się to zrobić.